Mogę śmiało powiedzieć, że Tajna Inwazja należy do jednych z najbardziej wyczekiwanych przeze mnie tytułów. Nowy serial Marvel Studios kontynuuje wątki z filmu Spider-Man: Daleko od domu, a konkretnie sceny po napisach, w której widzimy Nicka Fury’ego w kosmosie. Powraca na Ziemię z ważnym powodem – inwazją Skrulli. Skrulle to zmiennokształtne istoty, których poznaliśmy w Kapitan Marvel. Tym razem mają plany podbicia naszej planety i eliminacji ludzkości. Agenci T.A.R.C.Z.Y. muszą stanąć do walki i powstrzymać tę złowrogą rasę. Nie są jednak sami, gdyż Talos, nawrócony Skrull, staje się ich sojusznikiem.
Po całej masie ścieku jakim były seriale MCU, być może otrzymamy w końcu ambitniejszy produkt. Kevin Feige zdaje się zauważyć, że fani nie chcą oglądać tytułów, które jedynie polegają na fanserwisowych cameo czy powierzchownych multiwersach. Tajna Inwazja oferuje nam poważny i mroczny klimat thrillera politycznego, podobnego do tego, który zobaczyliśmy w Kapitanie Ameryce: Zimowym Żołnierzu. Pierwszy odcinek jest wręcz brutalny i bardziej intrygujący niż niektóre produkcje braci Russo z złotej dekady Marvel Studios. W serii mamy wiele intryg, mrocznych tajemnic i nie wiemy, komu można zaufać. Tajna Inwazja nie jest typowym, przesłodzonym dla dzieci produktem z podstawówkowym przesłaniem. Nie jest to żałosna She-Hulk czy denna Ms. Marvel.
Lwią część czasu ekranowego nie zajmuje o dziwo Samuel L. Jackson jako Nick Fury, lecz całe ugrupowanie złowrogich Skrulli. Skrulle zostały doskonale odzwierciedlone jako terrorystyczna grupa dążąca do osłabienia ludzkości. Wśród nich wyróżnia się postać G’iah, którą wciela się Emilia Clarke. Znana przede wszystkim z wybitnej roli w Grze o tron, Clarke również tutaj zaprezentowała wysoki poziom aktorstwa. Mam nadzieję, że wraz z kolejnymi odcinkami jej postać zostanie rozwinięta w interesujący sposób. Podobnie jest z udziałem Olivii Colman, która pojawiła się na ekranie dosłownie przez minutę, ale dała nam zwiastun, że jeszcze nie raz będziemy ją oglądać.
Mimo ciekawego przedstawienia Skrulli, trzeba przyznać, że ich dowódca wydaje się być powierzchowny. Brakuje mu charyzmy i w porównaniu do Emili Clarke, zanika w tle, po prostu jest nudny. Mam nadzieję, że wraz z rozwojem fabuły dostaniemy więcej głębi jego postaci, ponieważ występ Kingsleya Ben-Adira w pierwszym odcinku nie zachwycił i był raczej nużący.
Muszę przyznać, że pierwszy odcinek naprawdę trzymał mnie w napięciu i wywołał we mnie głód na więcej. Bardzo udanie zaplanowany jest również cliffhanger, który stanowi zakończenie odcinka. Wydaje się, że produkcja zapowiada się obiecująco i mam nadzieję, że nie okaże się jedynie kolejną fabryką do wytwarzania tanich kopii, jak poprzednie nieudane produkcje z uniwersum Marvela.