Kobiety mafii 2 – recenzja filmu łączącego ułańską fantazję i międzynarodowy sznyt!

Następnym punktem wartym omówienia jest realizacja napisanych postaci. Większość z nich jest bardzo barwna, chwilami wręcz karykaturalna i pstra. Ale to chyba coś, na co fani Patryka Vegi czekali najbardziej. Lekkie przerysowania sprawiają, że każda z nich przyciąga uwagę i może tworzyć jeszcze ciekawsze relacje z innymi w miarę rozwoju wydarzeń. Na wyróżnienie zasługuje tu postać Spuchniętej Anki i jej perypetie po wyjściu z zakładu karnego. Karykaturalność Anny Ostrowskiej w połączeniu z wypowiadanymi przez nią sucharami sprzed dwóch dekad składają się na pewne guilty pleasure – to postać, która żenuje, a jednocześnie chce się ją oglądać.

Zobacz również: Miszmasz czyli Kogel Mogel 3 – recenzja kontynuacji kultowej komedii

Co do kwestii technicznych – muzyka i dźwięk wypadają lepiej niż realizacja dźwięku w części pierwszej. Nie jest wybitnie, to na pewno. Ale wszystko zgrabnie trzyma się całości pod tym względem. Jeśli już jesteśmy przy kwestiach technicznych – zdjęcia.

fot. Gałązka/AKPA

A zdjęcia naprawdę potrafią zachwycić. Realizowane były na kilku kontynentach. I świetnie oddają charakter miejsc, w których mamy okazję oglądać poczynania bohaterów. Niezależnie czy są to kolumbijskie mafijne enklawy pośród gęstego lasu czy betonowo-szklany Berlin. Wszystkie zdjęcia wykonano z równą czułością, wrażliwością i rozmachem, dzięki czemu wiele ujęć naprawdę oczarowuje wiarygodnością, przenosi nas w przestrzeni. Do tego dochodzą niebanalne ujęcia z lotu ptaka czy te w scenie drogowego armagedonu uciekającej Stelli i Karpia. Już samo to mnie po prostu kupiło. A nie zapominajmy – to film sensacyjny. Dynamika, pościgi i wybuchy są tu punktem obowiązkowym!

fot. Aleksandra Mecwaldowska

Skłaniając się do podsumowania – Kobiety mafii 2 to film, w którym jest wszystko. Są zalety, zdarzają mu się też wady. Są pościgi, wybuchy, strzelaniny, mordobicie. Nie brakuje tu także seksu, przewiercania kolan, piłowania zębów i dekapitacji z użyciem piły mechanicznej. Nie skłamię, określając go jako film mieniący się wieloma barwami. Kilkoma drobiazgami irytuje, zwłaszcza przeskakiwaniem fabuły, ale nie zapominajmy – to produkcja powstająca w kilku państwach (podobno praca w Kolumbii dawała się we znaki), gromadząca panteon polskich aktorów pod dyrygenturą jedynego takiego Patryka Vegi. I za sam rozmach, z jakim realizowana była produkcja, należą się wszystkim wielkie brawa.

Ilustracja wprowadzenia: fot. Aleksandra Mecwaldowska

Zdaniem innych redaktorów:

Redaktor

Mały, szary człowiek. Tak podsumowałby go pewnie Adam Ostrowski. Albo też "bardzo dziwny, zaczarowany chłopiec" jak zrobiłby to Nat King Cole. Niepoprawny politycznie obserwator współczesności - świata, kina, książek i gier wideo.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Dregh pisze:

Ile ci człowieku zapłacili za tę recenzję? Chyba tylko dla jaj można się tym filmem zachwycać.

Persus pisze:

Ohyda a nie dzieło.

Zarejestruj się, jeśli nie masz konta Nie pamiętasz hasła?