Skomplikowana fabuła jest w tym przypadku czymś więcej niż efektownym popisem kuglarskim, który okazuje się tanią zagrywką. Wszystkie wątki, które zostały poruszone w pilotowym odcinku, znajdują swoją kulminację w finale sezonu, a wszelkie strzelby Czechowa w końcu wypalają. A są to całkiem grube kalibry – podróże w czasie, omnipotencja niektórych bohaterów, miłość, nienawiść, alternatywna historia, tajemnica, szaleństwo… Serial Damona Lindelofa od początku nie oszczędzał niedzielnych miłośników komiksu, wielokrotnie sprawdzał czujność tych, którzy czytali oryginał, a tych, którzy nie mieli takiej przyjemności – testował groteskowymi lub tajemniczymi (przypominającymi niekiedy Twin Peaks) elementami. Tworzenie dziwacznej atmosfery może zrodzić się w głowie sprawnego scenarzysty, ale żeby mierzyć się lub chociaż dyskutować z Moorem – musi to być ktoś więcej, swoisty punkowiec swojego medium. Lindelof na szczęście wie, że aby zakończyć tę opowieść w podobny sposób co brytyjski twórca komiksowy, musi pozamykać wszelkie wątki, nadać opowieści dodatkowy sens. Wprawdzie nie wszystkie odpowiedzi w finale są satysfakcjonujące, ale ten przedziwnie skomplikowany świat jest daleki od wykolejenia. Całość bowiem spajają podobne budulce co oryginał: bohaterowie poszukujący swojego miejsca w świecie, tajemnic egzystencji, a także last but not least miłości.
Po 9 odcinkach można natomiast pokusić się o ocenę całości, która reżysersko oraz stylistycznie utrzymana jest na bardzo wyrównanym poziomie (oprócz rewelacyjnego epizodu 6., który przejdzie do historii telewizji oraz filmów superbohaterskich). Wszystkie wybory wizualne oraz aktorskie zdają się być przemyślane, a nawet wymarzone, chociaż może nie przez fanów, ale Lindelofa. Jak zresztą dowodzi ekranizacja spod ręki Zacka Snydera do Strażników nie można podchodzić z nabożną czcią, a niedoskonałości graficzne oraz autorska pomysłowość wizualna są ważniejsze niż przekalkowane kadry i estetyzacja. Tę historię należy przede wszystkim zrozumieć, a potem napisać na nowo, według własnych reguł stylistycznych, przefiltrować przez własną wrażliwość. Z tego właśnie powodu niektórym może nie spodobać się to, co showruner zrobił z fizyczną formą Doktora Manhattana lub charakterem Ozymandiasza, ale gdy zastanowimy się nad tym dłużej, to w rzeczywistości wykreowanej na potrzeby opowieści taka ewolucja bohaterów mam jak najbardziej sens.
Serial Watchmen to wyjątkowa telewizja, która zwraca wiarę w projekty, które tworzone są dzięki pewności siebie twórców. Między jedną franszyzą a kolejną, Disneyem a DC, kolejnymi Szybkimi i wściekłymi a Marvelami powstało coś, w co nie wierzyli nawet fani. Serial na tyle odważny, że ma gdzieś oczekiwania mainstreamowych widzów oraz ludzi, którzy nie wykonają pracy intelektualnej przed obejrzeniem pierwszego odcinka. Wraz z nadejście ostatniego jest już pewne – nawet jeśli nie dostaliśmy wymarzonej ekranizacji komiksu, to dostaliśmy przemyślaną opowieść rozgrywającą się w tym samym, aczkolwiek przedłużonym świecie. Kiedy zdarzy się w gatunku coś równie odważnego? Może nawet już nigdy.