The Bad Batch – recenzja 1. sezonu serialu. Całkiem spokojnie w niespokojnych czasach
Autor: Kacper Domański
13 sierpnia 2021
Pisząc moje odczucia po świetnym pierwszym odcinku The Bad Batch wspomniałem o obawach dotyczących narracji aż 16-odcinkowego serialu animowanego. Bałem się przede wszystkim czy po tak dobrze zrealizowanym pierwszym epizodzie, kolejne będą utrzymywać podobne tempo oraz napięcie. Zapraszam do recenzji 1. Sezonu The Bad Batch, w której między innymi dowiecie się czy te obawy się sprawdziły.
Akcja serialu The Bad Batch rozgrywa się tuż po powstaniu Imperium Galaktycznego. Opowiada on przede wszystkim o losach tytułowej grupy klonów, która sprzeciwiając się nowemu porządkowi w galaktyce postanawia nie tylko uciec przed Imperium, ale również w jakiś sposób zapracować na życie. Bardzo dobrze, że serial porusza tę kwestię, gdyż dzięki temu widzimy, ile trudu musiała włożyć parszywa zgraja, aby przetrwać. Wątek ten poprowadzono naprawdę dobrze, bohaterowie znajdują sposób na przetrwanie i nie można zaprzeczyć, że to co udało im się osiągnąć nie jest godne podziwu.
fot. kadr z serialu The Bad Batch
Innym wątkiem serialu, który sobie zachwalam, jest sytuacja na planecie Kamino. Tak naprawdę wątkowi temu poświęcono zdecydowanie za mało czasu. Nie da się ukryć, że w animowanych produkcjach Dave’a Filoniego wątki polityczne były prowadzone na naprawdę wysokim poziomie, tak jest również teraz. Na Kamino panuje bowiem kryzys związany z produkcją klonów dla Imperium. Kaminoanie są zaniepokojeni tym, że Imperator zamierza zastąpić produkcję klonów rekrutacją zwyczajnych żołnierzy. Aspekt ten poruszano już w książkach nowego kanonu, jednak ciekawym doświadczeniem jest obejrzeć ten proces na ekranie. Tak naprawdę wątek ten momentami nadawał serii większego napięcia niż większość problemów, z którymi musieli się uporać tytułowi bohaterowie.
fot. kadr z serialu The Bad Batch
Do plusów serialu z pewnością zaliczam także relacje między postaciami. Dotyczy to przede wszystkim Omegi, która niewątpliwie stała się nową członkinią drużyny. Jej więź z przyjaciółmi (zwłaszcza z Hunterem i Wreckerem) jest nie tylko urocza, ale także niezwykle szczera. Pozostałymi pewnymi zaletami produkcji są muzyka niezawodnego Kevina Kinera oraz jakość animacji, która po świetnych kadrach 7. Sezonu The Clone Wars nie zaskakuje, ale bardzo cieszy oko.
fot. kadr z serialu The Bad Batch
Oczywiście serial posiada także swoje wady. Spełniły się bowiem moje wspomniane obawy dotyczące narracji kolejnych epizodów. Filoni zastosował taki myk, że wyprodukował wiele odcinków, których fabuła nie popycha akcji serialu do przodu. Niemniej w większości z nich dostawaliśmy cameo jakiejś postaci znanej z poprzednich produkcji. Sprawiało to, że nawet, jeśli odcinek wydawał się dosyć nużący, widza cieszyło przede wszystkim ponowne zobaczenie znanej twarzy. Z czasem zrobiło się to nieco przewidywalne, ale niewątpliwie dawało satysfakcję.
fot. kadr z serialu The Bad Batch
Pierwszy sezon The Bad Batch oceniam pozytywnie. Bardzo dobrze, że nie pozostawiono bez słowa sytuacji na Kamino, a wątek tytułowych klonów nie polega jedynie na ucieczce przed Imperium. Szkoda, że akcja serialu przyspiesza dopiero w okolicach finału, ponieważ sprawiło to, że przez 2/3 sezonu narzekałem na brak napięcia. Zdecydowanie nie mogę się doczekać 2. Sezonu The Bad Batch, niemniej liczę na to, że Dave Filoni zamiast skupiać się na licznych cameo, nada nowym odcinkom lepszą narrację, gdyż nie liczy się ilość, ale jakość.
Ilustracja wprowadzenia: Disney
Zdaniem innych redaktorów:
Mikołaj Lipkowski:
Szczerze? Nigdy nie byłem fanem Wojen Klonów, gdyż w dzieciństwie odrzucił mnie jakoś ten serial. Moim największym błędem było ominięcie ich. The Bad Batch wciągnął mnie na tyle, że pragnąłem więcej i więcej. Fajny, poważny klimat, dobre dialogi, a także miła dla oka stylistyka – tego chcę od takich seriali. Dzięki The Bad Batch, zmotywowałem się do nadrobienia poprzednich seriali z uniwersum Gwiezdnych Wojen. Naprawdę trzymam kciuki za tę produkcję, a także zniecierpliwiony czekam na kolejne odcinki. Nie mam zbytnio odniesień do wcześniej wspomnianych Wojen Klonów, ale naprawdę zapowiada się coś niesamowitego. Mocne 8,5/10.
Tymoteusz Wojcik:
4 maja 2021 – magiczny dzień, święto Gwiezdnych Wojen. Czy mogło by być coś lepszego od wspólnej celebracji wszystkich pasjonatów na całym świecie? Otóż tak. Wspólny seans pilota następcy Wojen Klonów. Produkcji, która ma nawiązywać, a jednocześnie różnić się od swojego poprzednika. Nastrój pierwszego odcinka nowego dzieła, był zgoła inny od całego 7 sezonu, czyli mroczniejszy (może oprócz ostatniego epizodu). Mam wrażenie, iż również dynamika była trochę inna. To znaczy sądzę, iż The Bad Batch miał spokojniejszą akcję. Zwiastun produkcji nastawiał na trochę inny rozwój wypadków, niż było w rzeczywistości. Wiele scen zaskakiwało, co oznacza, że nie jest to szablonowa produkcja i fabuła. W tym wstępie do nowej historii pojawiło się to co kocham w Gwiezdnych Wojnach. Mianowicie, Uniwersum jest już pełne różnorakich wątków, które aż się prosi, aby zazębić w powstających produkcjach. I tego właśnie dokonał Filoni w pierwszym odcinku i to dodatkowo nie raz, tylko kilkakrotnie. Moja ocena na początek to 9/10.
Zastępca redaktora prowadzącego Ligę Znawców Kina
Fan kina z gatunku Tim Burton. Poza tym miłośnik dobrego dramatu, często wracający do produkcji MCU. Stara się nadrobić wszelkie zaległości serialowe, których końca nie widać. W wolnych chwilach sięga po literaturę obyczajową.