Thor by J. Michael Straczynski – recenzja komiksu

Prasowe kolekcje komiksowe zrobiły sporo dobrego dla całego medium w naszym pięknym kraju. Ale  przy tym miały kilka poważnych wad, a jedną z naczelnych było urywanie wątków w kluczowych momentach. Tak było z siódmym tomem Wielkiej Kolekcji Komiksów Marvela, gdzie po kilku zeszytach runu Straczynskiego czytelnik został z potężnym cliffhangerem. Musieliśmy czekać blisko dekadę na dalszy ciąg, ale było warto, bo Thor by J. Michael Straczynski to album mocarny niczym jego główny bohater.

Strona komiksu Thor by J. Michael Straczynski

Thor powraca zza grobu po Ragnaroku, dzieląc swój żywot z dawno niewidzianym Donaldem Blake’em, ale świat, jaki znał, uległ kilku istotnym zmianom. Avengers rozpadli się i ponownie zjednoczyli, co i tak nie trwało długo, bo Wojna domowa zrobiła swoje. W całym tym zamieszaniu Iron Man pozwolił sobie na stworzenie kopii Thora, a najbardziej bolesną konsekwencją całego zamieszania była śmierć Kapitana Ameryki. Do tak niestabilnego świata Gromowładny dokłada swoją cegiełkę, a raczej cały Asgard, sprowadzony nad Oklahomę. A to ledwie wierzchołek tego, co znajdziecie w tym komiksie.

Do świata żywych powracają też rodacy boga piorunów, zresztą za jego inicjatywą. Przy okazji dostajemy kilka dojrzałych, jak na superhero, opowieści. Konflikty etniczne w Afryce, skutki huraganów w Luizjanie czy śmiertelna choroba to kwestie przemycone przez autora jakby bocznym torem, dodające jednak dynamicznej opowieści nieco powagi. Straczynskiemu udało się też poruszyć gorzki wątek relacji Thora i Iron Mana, gdzie ten pierwszy przypomina światu, dlaczego godny jest Mjollnira. W czasie trwania akcji tego tomu w świecie Marvela sporo się dzieje i spór dawnych kompanów odchodzi w niepamięć, gdy nadchodzą czasy Dark Reign, tu najbardziej odczuwalne w rozgrywce Lokiego i Dooma z Asgardczykami, których pomyślunek najwyraźniej nie dorównuje ich sile. A skoro wspomniałem o Lokim…

Strona komiksu Thor by J. Michael Straczynski

Bóg kłamstwa obecnie jest antybohaterem i ma równie spore grono fanów, co jego muskularny brat. Jego przemiana z ikonicznego łotra w postać niezależną zaczęła się właśnie u Straczynskiego. Fakt, że Loki jest tu niewiastą, nie oznacza co prawda, że od razu łagodnieje. Wprost przeciwnie, o czym szybko przekonują się Thor i Balder. Jednak przy całym swoim intryganctwie pojawia się ojcowski wątek, który u Aarona został lepiej rozpisany. Zresztą wielcy ojcowie mają tu sporo do powiedzenia i nie chodzi tylko o Laufeya i Odyna.

Straczynski miał sporo narzędzi do stworzenia solidnej opowieści i z wielu z nich skorzystał, ale też wiele dodał od siebie. Mamy klasykę thorowych historii – spiski Lokiego, Donalda Blake’a, Jane Foster i Wojów Trzech. Ale to sprowadzenie Asgardu nad Oklahomę i zderzenie tubylców z Asgardyczkami było podstawą pod to, co kilka lat później stworzył Jason Aaron. Straczynski nie pozbawił Asgardu boskości i majestatu, a pokazał jedynie, że nordyccy bogowie też mają słabości i dotykają one nawet najznamienitszych z nich, z kolei śmiertelnicy mogą być równie interesujący, nie tylko w roli wyznawców.

Darzę szczególnym szacunkiem prace Oliviera Coipela, a wzięło się to właśnie od wspomnianego albumu z WKKM. Swą laurkę dla autora zacznę od tego, że dokonuje on tu boskich czynów, gdzie niekiedy na kilku kadrach naprzemiennie można poczuć się jak na ulicach amerykańskiej prowincji rolniczej, a chwilę później podziwiać wieże Asgardu. Straczynski może i jest architektem tej opowieści, ale jej klimat zbudował Coipel. Podoba mi się też jego sposób rysowania Thora. Wydaje się on jeszcze większy i szerszy niż dotychczas, a jego twarz i uczesanie budzą pewne skojarzenia z legendarnym Cymeryjczykiem. Choć nawet Conan to cherlak przy wielkim jak góra Gromowładnym Coipela. Równie dobrze radzi sobie z innymi bohaterami, nawet tymi o mniej boskim pochodzeniu. I choć cenię Marko Djurdjevicia, to przy swoim koledze wypada jedynie poprawnie.

Thor by J. Michael Straczynski trafił z datą wydania w okolice premiery kolejnego filmu z bogiem gromu. I choć obraz Waititiego fabułą będzie odbiegał od tego albumu, to warto zażyć liczącą ponad pięćset stron dodatkową dawkę gromu. Komiks jest idealnie wyważony. Sporo tu asgardzkiej przygody, ale i bardziej ludzkiej strony Marvela, gdzie przyjemny humor miesza się ze zgrabnie podanymi wątkami obyczajowymi. Szkoda jedynie, że fabularnie tom nie jest domknięty, a możliwość jakiejkolwiek kontynuacji wydaje się mglista…


Okładka komiksu Thor by J. Michael Straczynski

Tytuł oryginalny: Thor by J. Michael Straczynski Omnibus
Scenariusz: J. Michael Straczynski
Rysunki: Olivier Coipel, Marko Djurdjević
Tłumaczenie: Jacek Drewnowski
Wydawca: Egmont 2022
Liczba stron: 504
Ocena: 80/100

Dziennikarz, felietonista. Miłośnik klasyki SF, komiksów i muzyki minionych bezpowrotnie dekad.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zarejestruj się, jeśli nie masz konta Nie pamiętasz hasła?