Grzechy przeszłości prędzej czy później odbiją się czkawką. W najmniej spodziewanym momencie, adekwatnie do ich ciężaru. Joanovici miał ich sporo, a jednym z największych jest sprawa młodocianego Roberta Scarffy, rzekomego zdrajcy ruchu oporu, a tak naprawdę kozła ofiarnego na rzecz dalszych działań głównego bohatera i jego popleczników. Choć sprawa wydaje się zamknięta, a lokalne imperium wpływów Joanoviciego stoi mocno, to ziemia pod jego nogami zaczyna nieznacznie drżeć za sprawą pewnego samotnego i sprawiedliwego sędziego.
Czekałem na ostatni tom Pewnego razu we Francji by podsumować postać Joanoviciego. W drugim tomie porównałem go nawet do Waltera White’a z Breaking Bad. I nadal to porównanie podtrzymuję. Te same próby usprawiedliwienia własnych grzechów, karkołomne unikanie kolejnych kłopotów, ambicja niepozwalająca na odpuszczenie i wreszcie – wybiórcze uwielbienie swej rodziny. Oczywiście to nie żywoty równoległe, ale pewne punkty się zgadzają, pokazując, że zarówno Joano, jak i Heisenberg nie byli szczególnie moralni, ale byli nieporównywalnie lepsi od diabłów, z którymi paktowali. W finale cyklu ważną postacią staje się owładnięty własnymi obsesjami sędzia Legentil, spleciony losem z głównym bohaterem. Ostatnie strony komiksu wynoszą całą serię na wyżyny, ukazując potworną, chwytającą za serce tragedię obu mężczyzn.
Pewnego razu we Francji to też przemyślanie skonstruowana intryga. Bohater, jak sam zresztą mówi kilkukrotnie, nigdy nie może czuć się bezpiecznie. Naziści, ruch oporu, jego własna rodzina i współpracownicy, a później służby i opinia publiczna. Wszystko to potencjalne źródło kłopotów, których nie uniknie nawet taki spryciarz jak Joanovici. Nury wykazuje się niebywałym talentem do złożenia tego wszystkiego w spójną całość, utrzymując uwagę czytelnika do dramatycznego końca. Scenarzysta nie daje się tu łatwo zaszufladkować, sprawiając, że opowieść, którą snuje, to wielowarstwowe dzieło. Mamy kryminał, opowieść wojenną, dramat psychologiczny i oczywiście biografię. Wszystko to skierowane do ludzi rozumiejących, że czas wojny to czas potworów. I czasem trzeba posunąć się do potwornych rzeczy, by nie zostać przez nich pożartym.
Mocno zwracam uwagę na mimikę w komiksie. Ma być przede wszystkim adekwatna do historii. Gdy mowa o herosach, niech już mają te swoje kwadratowe szczęki i wejrzenia pełne szlachetności. Ale jak mowa o personach mniej pomnikowych, to lepiej, aby ich gęby wyrażały ich grzechy. Joanocivi został oddany przez Sylvaina Vallee zgodnie z prawdą historyczną, choć na pierwszy rzut oka zdaje się być nieco przerysowany. Inna sprawa ze szkopami. Teutońskie ryje aż proszę się o przywitanie z kolbą karabinu, ale i co mniej szlachetnymi Francuzami można by straszyć dzieciaczki. Najmocniejszą stroną prac Vallee’a jest jednak balans między brutalnym, wojennym realizmem, a nieuchwytną lekkością świata przedstawionego. Znakomita dynamika, płynność, a przy tym artystyczny charakter. Żal jedynie, że nie dostaliśmy więcej materiałów dodatkowych z procesu tworzenia.
Pewnego razu we Francji tom 3 zamyka fabularyzowaną biografię niełatwego bohatera, a Fabien Nury finalnie nie wydaje na niego jednoznacznego wyroku. Jego historia jest sensacyjna, ocierająca się o klimaty powieści szpiegowskich i wojennych, ale próżno dopatrywać się w protagoniście cech literackiego herosa akcji. Ratuje, kolaboruje, walczy i kryje się tylko w jednym celu – by przeżyć jeszcze jeden dzień, nie tracąc przy tym swej pozycji. W tle wiarygodne ukazane są realia II wojny światowej na terytorium Francji, a w tym tomie dostajemy jeszcze spektakularny pojedynek ścigającego ze ściganym z finałem cięższym niż cały metal, jaki przewinął się przez interesy Joanoviciego.
Tytuł oryginalny: I était une fois en France tomes 5 et 6
Scenariusz: Fabien Nury
Rysunki: Sylvain Vallée
Tłumaczenie: Wojciech Birek
Wydawca: Non Stop Comics 2024
Liczba stron: 136
Ocena: 85/100