Młoda i ambitna dziennikarka imieniem Adeline przybywa do posiadłości niewidzianego publicznie od lat genialnego pianisty, Juliena Duboisa. Swą upartością i zapałem przekracza bramy jego niezdobytej twierdzy i tak rozpoczyna się opowieść o życiu dla muzyki i wbrew muzyce. Bo Dubois, a właściwie scenicznie Eric Bonjour, to człowiek ogromnie utalentowany, ale trapiony przez demony wewnętrzne i zewnętrzne. Nie wspominając o duchach przeszłości i pewnym równie utalentowanym rywalu. Filipe Melo zabiera nas w podróż przez żywot muzyka obfitujący w cienie, ale i kilka refleksów światła.
Wszystkie problemy Duboisa zaczynają się w jego młodości. Nie każdy, kto ma talent zdobywa wielką sławę. Nasz bohater to człowiek zdolny i twórczy, ale niepotrafiący do końca oddać się muzyce, a przynajmniej nie w takim stopniu, jak jego konkurent z przeszłości. Dubois/Bonjour to raczej sprawny interpretator, showman, a Francois Samson należy do rzadkiego typu geniuszy w swej dziedzinie. Do tego dochodzi toksyczny nacisk matki, niekoniecznie ambitna kariera i pewna dama serca, dzieląca uczucia pomiędzy Duboisa i Samsona. A to ledwie wierzchołek całej problematyki życia człowieka znanego jako Eric Bonjour.
Filipe Melo przedstawia opowieść na przestrzeni wielu dekad. Ballada o Sophie to nie tylko niezła historia obyczajowa, ale przekrój różnych epok. Zaczynamy od lat przedwojennych i wojny, gdy główny bohater był żółtodziobem w swym fachu. Później powoli zaczyna piąć się na showbiznesową górę, stając się w latach 70. kimś w rodzaju Liberace swych czasów. Ale sława nie jest wieczna i kolejne dramaty prowadzą go do samotnej emerytury. Samotnej jednak do pewnego momentu…
Żebyście nie myśleli, że komiks Melo i Cavii to smutne biadolenie z nutami w tle. Scenarzysta potrafi ukazać jasne, poczciwe strony życia, nawet jeśli ono nie rozpieszcza. Przyjaźń, miłość, radość z gry na instrumencie, no i uroczy kotek. To wszystko ukazane nie w jakiś spektakularny sposób, a nader ludzki i prosty, choć nie prostacki i banalny. Nawet to, co pozornie złe – ambicja matki czy wywołująca kompleksy i wyrzuty sumienia rywalizacja, w jakiś sposób przynoszą dobre skutki. W tym całym kotle muzyki i emocji ogromną rolę odgrywają rysunki Juana Cavii, w wielu momentach wręcz wybitne.
Ballada dla Sophie zachwyca barwami. Piękne, kontrastowe, dominują w bardziej napiętych sytuacjach, ale Cavia potrafi wyczuć momenty łagodniejsze i zaserwować mniej jadowite kolory. Ciekawa jest sama zmiana głównego bohatera. Dubois z cherlawego okularnika zmienia się w gwiazdę estrady, ale zawsze, gdy z cienia wychodzą jego demony, powraca skruszony synek mamusi. Co do demonów, to autor dokonał tu ciekawego wizualnego twistu. Gdybyście chcieli przejrzeć komiks w księgarni, dostrzeżecie postać z głową kozła, wokół której unosi się dym, na pewno zalatujący siarką. Czyżby pojawił się tu wątek okultystyczny? Nic z tych rzeczy, ale symbolika nadaje historii kolorytu i zadziorności głównemu bohaterowi, który nie jest znowu do końca tak zgorzkniałym seniorem, na jakiego pozuje.
Ballada dla Sophie to obyczajowo-muzyczny majstersztyk. Postać Juliena Dubois/Erica Bonjoura to portret człowieka walczącego. Na scenie, w życiu i przede wszystkim z samym sobą. Opowieść Melo może wydawać się historią ponurą, ale to raczej artystyczna droga krzyżowa, na której końcu nie czeka spodziewana kaźń. Melo kończy wszystko pozytywnie i sentymentalnie, ale bez przelukrowania, choć ładunek emocjonalny w jego komiksie jest spory.
Tytuł oryginalny: Ballad for Sophie
Scenariusz: Filipe Melo
Rysunki: Juan Cavia
Tłumaczenie: Jakub Syty
Wydawca: Mucha Comics 2023
Liczba stron: 320
Ocena: 85/100