Amazing Spider-Man Epic Collection – Rzeź maksymalna – recenzja komiksu

Tak jak w ubiegłym roku największym komiksowym wydarzeniem było dla mnie wydanie przez Egmont serii Batman – Knightfall, tak w tym roku najbardziej czekałem na Maximum Carnage w Amazing Spider-Man Epic Collection. I owszem, zdaję sobie sprawę, że przemawia przeze mnie przede wszystkim nostalgia dzieciaka kupującego w latach dziewięćdziesiątych komiksy w kioskach i że wychodzi ze mnie przynależność do pokolenia TM-Semic, bo przecież nie mamy do czynienia z dziełami wybitnymi. Ale czy kogoś to naprawdę obchodzi, skoro trzymając ten album w rękach znów poczułem się jak podekscytowany dziesięciolatek?

Amazing Spider-Man Epic Collection – Rzeź maksymalna to 25 tom w kolejności, do którego trafiły zeszyty publikowane w USA w 1993 roku i to w czterech różnych seriach o Pajęczaku. Tak, w Polsce publikacja Maximum Carnage zajęła TM-Semicowi 7 miesięcy (od listopada 1995 roku do maja roku 1996), podczas kiedy za oceanem uwinięto się w 3 miesiące, ponieważ równolegle sagę publikowano na łamach Amazing Spider-Man, Web of Spider-Man, Spider-Man i Spectacular Spider-Man, a pierwsze i ostatnie rozdziały upchnięto jeszcze w specjalnie powołanym z tej okazji kwartalniku Spider-Man Unlimited.

https://alejakomiksu.com/gfx/plansze/ASMECrzezM_s124.jpg

Strona komiksu Amazing Spider-Man Epic Collection – Rzeź maksymalna

Rzeź maksymalna składa się łącznie z 14 epizodów, co w pierwszej połowie lat 90. mogło wydawać się przytłaczające. Pierwszą lekturę tej opowieści wspominam dziś dwojako. Z jednej strony każdy kolejny zeszyt powodował u mnie co miesiąc niemałą ekscytację, z drugiej jednak po pewnym czasie całość wydawała mi się mocno przeciągnięta, czyli po prostu za długa. Jak wypada ponowna lektura po latach i o czym w ogóle jest ta opowieść?

Amazing Spider-Man Epic Collection – Rzeź maksymalna kręci się oczywiście wokół Cletusa Kasady’ego, psychopatycznego mordercy, który zamienił się w prawdziwego potwora, kiedy cząstka Venoma połączyła się z nim i stworzyła zupełnie nową, potężną i krwiożerczą istotę. Spider-Man i Eddie Brock ścierali się z nim w przeszłości, ale Carnage nigdy wcześnie nie był centralnym (anty)bohaterem tak długiej opowieści. A jest to wdzięczny materiał, bo nie dość, że typ całkowicie pogrążył się w szaleństwie, to teraz postanowił jeszcze zebrać drużynę i skąpać we krwi całe miasto.

Do charakterystycznego czerwonego antagonisty przyłącza się równie mordercza Shriek zabijająca falami dźwiękowymi, ale i bardziej demoniczne istoty, jak Doppelganger (sześcioramienny, zdziczały klon Spider-Mana) czy Demogoblin, a także śmiercionośny Carrion. Razem wywołują w mieście tytułową rzeź – zabijają ludzi, niszcząc przy okazji co popadnie. Aby powstrzymać szaleństwo, Spidey będzie musiał stworzyć własny team i zawrzeć nierzadko bardzo trudne i chwiejne sojusze. Po jego stronie stanie kierujący się własną wendettą Venom, Czarna Kotka, Cloak i Dagger, a z czasem również Kapitan Ameryka czy Deathlok, a na tym nie koniec.

https://alejakomiksu.com/gfx/plansze/ASMECrzezM_s186.jpg

Strona komiksu Amazing Spider-Man Epic Collection – Rzeź maksymalna

Wiecie, jak wygląda typowy superbohaterski zeszyt, prawda? Nieco ponad dwadzieścia stron, gdzie na początku zawiązuje się fabuła, postacie ze sobą rozmawiają, rozwijane są wątki poboczne, aż wreszcie na ostatnich kilku stronach zaczyna się właściwa akcja i wszyscy tłuką się po gębach. No więc wyobraźcie sobie teraz, że Amazing Spider-Man Epic Collection – Rzeź maksymalna składa się praktycznie z samej akcji. Bo takie miałem odczucie – przez bite czternaście zeszytów bohaterowie nawalają się, raz zdobywając, a raz tracąc przewagę. Nie, żeby to czytało się źle, wręcz przeciwnie. Ale jedyne, co tu znajdziemy to akcja, akcja, akcja.

O ile pierwsze zeszyty faktycznie porywają i wciągają bez reszty, o tyle z każdym kolejnym ta wielka, niekończąca się batalia zaczyna nieco nużyć. Szczególnie, że im bliżej konkluzji, tym bardziej naiwne robi się to wszystko, a niektóre fabularne wolty trącą dziś myszką, zalatując nieco „najntisowym krindżem”. I nie dziwię się, że Maximum Carnage ma zarówno wielu zwolenników, jak i przeciwników, bo tak duży event czy też crossover wymaga naprawdę sporo fabularnego mięsa, którego tu po prostu nie ma.

Z drugiej strony o sile tej opowieści do dziś świadczą świetne rysunki. Postacie jak Venom, Carnage czy Czarna Kotka są wyjątkowo wdzięczne dla utalentowanych artystów, a takich właśnie wybrano do stworzenia tej historii. Scenariusze Toma DeFalco, Terry’ego Kavanagha, Davida Micheliniego i J. M. DeMatteisa ilustrowali wtedy Ron Lim, Alex Saviuk, Mark Bagley (moja miłość! – jest tu genialny), Tom Lyle i Sal Buscema i każdy wywiązał się z zadania wzorowo, chociaż rysunki tego ostatniego akurat najmniej pasowały do tej opowieści. Niemniej jednak Amazing Spider-Man Epic Collection – Rzeź maksymalna to do dziś jeden z najlepiej wyglądających komiksów pełnych superbohaterskiej akcji, jaki powstał w latach dziewięćdziesiątych.

https://alejakomiksu.com/gfx/plansze/ASMECrzezM_s387.jpg

Strona komiksu Amazing Spider-Man Epic Collection – Rzeź maksymalna

Zdaję sobie sprawę, że Maximum Carnage można było skrócić o połowę i niewiele by stracił, a pewnie wielu czytelników znużonych opowieścią nie odpadłoby od lektury. Wiem, że osoby chcące od komiksu czegoś więcej niż samej akcji nie mają tu zbytnio czego szukać. Widzę, że niektóre rozwiązania fabularne są naiwne i głupkowate, nawet jak na okres, w którym powstały. Ale co z tego? Lektura tego albumu dała mi satysfakcję i nie odłożyłem go nawet na chwilę, dopóki nie skończyłem czytać. Podobało mi się stopniowa utrata kontroli nad sobą u Petera, pogrążanie się w szaleństwie, miotanie się w swoich decyzjach wymuszone tragiczną sytuacją. Podobały mi się efekciarskie rysunki i mroczniejsze momenty, gdzie krew lała się strumieniami. Ucieszyła mnie zawarta na końcu powieść graficzna Terry’ego Kavanagha i Scotta McDaniela, gdzie Spider-Man, Punisher i Sabretooth najpierw toczą ze sobą bójkę, a potem ścigają złych biznesmenów i naukowców, którzy prowadzą niebezpieczne eksperymenty genetyczne. I przyznaję się do tego bez bicia.

Amazing Spider-Man Epic Collection – Rzeź maksymalna to epokowy komiks – nie dlatego, że jest wielki czy ambitny, ale dlatego, że dziś, 30 lat po pierwotnej publikacji, wciąż budzi emocje. Wciąż chce się o nim rozmawiać, nawet jeśli miałoby się punktować jego słabości. Wreszcie też wielu z nas towarzyszył w dzieciństwie lub młodości, pobudzając miłość do komiksów, która trwa po dziś dzień. Warto też spojrzeć na niego jak na kawał historii postaci Petera Parkera i jak na wielki event, który został przygotowany pieczołowicie przez ekipę pasjonatów, odmieniając nieco spojrzenie na superbohaterskie opowieści. Nie wyobrażam sobie, że pominiecie tę pozycję. I już.


https://alejakomiksu.com/gfx/okladki/ASMECrzezM.jpg

Okładka komiksu Amazing Spider-Man Epic Collection – Rzeź maksymalna

Tytuł oryginalny: The Amazing Spider-Man Epic Collection: Maximum Carnage
Scenariusz: Tom DeFalco, Terry Kavanagh, David Michelinie, J. M. DeMatteis
Rysunki: Ron Lim, Alex Saviuk, Mark Bagley, Tom Lyle, Sal Buscema, Scott McDaniel
Tłumaczenie: Marek Starosta
Wydawca: Egmont 2023
Liczba stron: 432
Ocena: 80/100

Zastępca redaktora naczelnego

PR-owiec, recenzent, geek. Kocha kino, seriale, książki, komiksy i gry. Kumpel Grahama Mastertona. W MR odpowiedzialny za dział komiksów, książek i gier planszowych.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zarejestruj się, jeśli nie masz konta Nie pamiętasz hasła?