Gwiezdna przygoda
„Gwiezdne Wojny” wbiły się przebojem do popkultury i stały jednym z klasyków kina. Seria zrobiła tak ogromne wrażenie na widzach, że na zawsze zmieniła kierunek rozwoju kina i zainspirowała niejednego fana – przecież bez wpływu starej trylogii nie powstałoby coś takiego jak Kino Nowej Przygody, oficjalny kościół religii Jedi, multum książek i figurek napędzających komercyjną machinę. Początek tego wszystkiego to film „Star Wars”, którego nazwę zmieniono później na „Star Wars IV: Nowa Nadzieja”. Czy jednak patrząc z perspektywy czasu, chłodnym okiem, film dalej robi tak ogromne wrażenie jak 38 lat temu?
Jak u Hitchcocka zaczynamy od trzęsienia ziemi, a potem jest akcja, akcja i jeszcze więcej akcji (z przerywnikami na prezentację nowych, egzotycznych lokacji). Fabuła galopuje do przodu, bardzo szybko poznajemy kluczowych bohaterów oraz istotne postacie drugoplanowe, dostajemy też zarys uniwersum. Fabułę cechuje prostota, która w tym wypadku jest atutem – Lucas chciał stworzyć prosty mit, opowieść której bohaterem mógłby się poczuć przeciętny widz i to mu się udało. Nie ma tutaj zakamuflowanej głębi, niejednoznacznych moralnie postaci i większej filozofii. Ciemna Strona Mocy, złe imperium, dobrzy rebelianci i Jedi. W tym wszystkim nieco wyróżnia się Han Solo (jeśli założymy, że strzelił pierwszy 😉 ) – szmugler, kosmiczny kowboj urzekający swoją charyzmą. Zresztą nie tylko on przykuwa uwagę – począwszy od Vadera (wciąż świetny wizualnie, choć z niektórych jego tekstów bije przyjemny kicz), poprzez ratowaną z opresji księżniczkę (momentami potrafiącą o siebie zadbać lepiej niż jej wybawcy), skończywszy na mędrcu Obi Wanie i Tarkinie owianym aurą prestiżu Imperium .
Pewne rzeczy można było zrobić lepiej – na przykład zamiast w poprawionej edycji wydłużać niepotrzebnie istniejące sceny, dodać trochę głębi Luke’owi poprzez jedną czy dwie sceny z wspomnianymi przez niego przyjaciółmi. Takie rzeczy bladną jednak przy niepodrabialnym klimacie produkcji, który jest między innymi zasługą Williamsa (zdecydowanie życiowa forma i najlepszy soundtrack w jego twórczości), intensywnej historii i świetnej scenografii. Momentami dialogi brzmią nieco sztucznie, ale kiedy widz kibicuje protagonistom, to nie zwraca uwagi na nieco oklepane jednolinijkowce. Gdyby w tym filmie chodziło o efekty specjalne, już pewnie byśmy o nim zapominali. Tutaj jednak mamy do czynienia z baśniową opowieścią o walce dobra i zła opowiedzianą w sposób ponadczasowy. Czwórka to film kultowy w pełni zasłużenie. Gorąco zachęcam do odkurzenia przed nadchodzącym Przebudzeniem Mocy.