Aż do piekła – ścieżka dźwiękowa [Recenzja i odsłuch]

Nick Cave i Warren Ellis starannie dobierają filmowe projekty. Pozostają wierni jednemu kluczowi – produkcja musi być westernem lub czerpać z jego tradycji. Aż do piekła idealnie wpisuje się w ich strategię. Stworzyli więc pracę bardzo w swoim stylu, taką, jakiej można się było spodziewać. Problem z jej odbiorem tkwi jednak nie w nikłej oryginalności, ale w konstrukcji wydania płytowego.

Zobacz również: Aż do piekła – recenzja kryminału w doborowej obsadzie

Sama muzyka ilustracyjna zajmuje ok. 20 minut. Nie dziwi więc, że na krążku znalazła się moc wykorzystanych w filmie piosenek country. Zebrany zbiór ucieszy każdego fana gatunku. Rozciąga się od gigantów (liryczny Townes Van Zandt), przez klasykę (uroczo trącący myszką Waylon Jennings), po młodszych twórców (luzacki Colter Wall). Piosenki są znacznie lżejsze niż kompozycja Cave’a i Ellisa, to na nich przy pierwszym odsłuchu płyty zatrzymuje się ucho. Muzyka ilustracyjna wydaje się mało przyjemnym, ciemnym i chropowatym przerywnikiem.

Wystarczy jednak usunąć z listy odtwarzania wszystkie piosenki, by oryginalna ścieżka dźwiękowa odkryła swoją znacznie bardziej interesującą twarz. Okazuje się wewnętrznie spójna, ma inteligentnie poprowadzoną wewnętrzną narrację. Rozpoczyna się od miękkiego liryzmu. Wyciszone dźwięki eleganckiego fortepianu wprowadzają smutek, który wkrótce zaczyna sąsiadować z niepokojem. Głośniejszy, niski akompaniament powoli buduje napięcie. Pojawia się jednostajny rytm. Główną rolę przejmują chropowate smyczki, by w Texas Midlands zaprezentować najbardziej wyrazisty temat filmu. Zawodzące, wychodzące z trzewi frazy przypominają nasze, wiejskie przyśpiewki, tyle że podszyte poetyckim mrokiem.

Temat powróci jeszcze w aranżacji na fortepian w ostatnim utworze, kiedy muzyka zatoczy koło. Znów zakróluje liryzm, który tym razem zabrzmi elegijnie. Po drodze na pierwszy plan wyjdzie napięcie – coraz silniej akcentowane jednostajnym rytmem i niskim warkotem gitary elektrycznej – oraz rozdzierający dramatyzm. Zachwyca symetria tej pracy. Kolejne utwory znajdują swoje odbicia w dalszej części. Jedyny wyjątek stanowi znajdujące się pośrodku Mountain Lion Mean, drapieżny szczyt całej pracy. Warto przyjrzeć się kolejnym parom – pierwszego utworu i ostatniego, drugiego i przedostatniego itd. Zbliżone środki zmieniają sens, niosą odmienne emocje.

W samym filmie trudno to wszystko dostrzec, ale pod względem ilustracyjnym kompozycja i tak sprawdza się wyśmienicie. Wydatnie buduje nostalgiczny romantyzm filmu, podbija napięcie. Kreuje też mrok, którego sam obraz wyraźnie nie potrafi zapewnić. Piosenki są eksponowane równie mocno, co ma znaczący wpływ na kształt filmu. Pomagają one bowiem zachować jego przeważnie rozrywkowy charakter.

Praca Cave’a i Ellisa jest jedną z najlepiej przemyślanych ścieżek dźwiękowych roku. Nie proponuje niczego nowego w kontekście stylu czy twórczości obu panów. Nie do wszystkich trafi też pewnie jej ciężka chropowatość, która jednak wyśmienicie sprawdza się w filmie. Szkoda tylko, że muzyka została w ten sposób zaprezentowana na płycie. Bardziej sensowne byłyby dwa osobne bloki: jeden z muzyką ilustracyjną, drugi z piosenkami. Słuchając krążka w ten sposób, łatwiej dostrzec wszystkie atuty samej kompozycji, ale też większą przyjemność sprawiają z reguły weselsze piosenki.

Ocena: 70/100


Lista utworów:

  1. Comancheria (2:05)
  2. Dollar Bill Blues – Townes Van Zandt (3:01)
  3. Mama’s Room (2:49)
  4. Dust of the Chase – Ray Wylie Hubbard (5:05)
  5. Texas Midlands (2:02)
  6. Robbery (3:26)
  7. You Ask Me To – Waylon Jennings (2:29)
  8. Mountain Lion Mean (2:07)
  9. Sleeping on the Backtop – Colter Wall (3:12)
  10. From My Cold Dead Hands (2:30)
  11. Lord of the Plains (2:35)
  12. Blood, Sweat and Murder – Scott H. Biram (2:54)
  13. Casino (1:50)
  14. Comancheria II (1:49)
  15. Outlaw State of Mind – Chris Stapleton (5:35)

Pisze nie­usta­jąco, co jest chyba formą uza­leż­nie­nia. Temat numer jeden: kino; temat numer dwa: muzyka w kinie, ale każdy powód, żeby pisać jest dobry. Większość tekstów trafia na stronę "Całe życie w kinie" (www.zyciewkinie.pl), któ­rej nazwa dość dobrze oddaje, co robi na co dzień.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zarejestruj się, jeśli nie masz konta Nie pamiętasz hasła?