Aktor urodził się w Jersey na Wyspach Normandzkich w Wielkiej Brytanii, czyli dokładnie pomiędzy Anglią i Francją. Henry Cavill był czwartym z pięciorga rodzeństwa. Jego matka, Marianne Dalgliesh, była sekretarką, zaś ojciec Colin Cavill – maklerem giełdowym. W trakcie nauki w szkole okrętowej Stowe School grywał na deskach teatru. Odegrał między innymi Sonny’ego w musicalu Grease oraz Oberona w szekspirowskiej sztuce Sen nocy letniej. Co więcej wystąpił w głównej roli oraz wyreżyserował sztukę Hamlet. Co ciekawe, gdy miał 16 lat, spotkał na boisku Rugby Russella Crowe’a, kręcącego wtedy Dowód życia. Późniejszy kolega po fachu miał mu dać kilka aktorskich rad. Wiele lat później spotkali się razem na planie Człowieka ze stali. Pierwszym filmem w jego karierze była Laguna, w której udało mu się wystąpić u boku Joego Mantegni, Emmanuelle Seigner i Charles’a Aznavoura. Poniżej zaś prezentujemy dziesiątkę najlepszych produkcji (filmowych oraz jedną serialową), z których możecie go znać.
Szukaliśmy jakiegoś przedstawiciela z uniwersum DC. Cóż, wysmakowanego wyboru nie mieliśmy, ale koniec końców zdecydowaliśmy się na pierwszy film, w którym gwiazdor pojawił się jako Superman. Origin story tej postaci od Zacka Snydera jest bardzo dalekie od ideału i można mu zarzucić całkiem sporo, jednak w dalszym ciągu zapoczątkowała rolę, która naprawdę zwiększyła jego akcje w Hollywood i sprawiła, że stał się bardziej rozpoznawalny (dwa lata wcześniej dał się szerzej poznać jako Tezeusz w Immortals. Bogowie i herosi, ale kiczowata produkcja była nie była aż tak kluczowa w jego rozwoju). W ogólnym rozrachunku film bazuje na klasycznych fundamentach historii pierwszego z superbohaterów, choć Snyder stara się nadać mu wiele własnych pomysłów. Tak jak lwia część filmów wczesnego DCEU, Człowiek ze stali ma bardzo mieszane opinie, jednak mimo wszystko posiada kilka ciekawych scen (np. nauka latania Supermana), natomiast nie ma wątpliwości, że to właśnie ten występ (jak i późniejsze w Batman v. Superman czy Lidze Sprawiedliwości) był trampoliną do roli w Wiedźminie.
Tutaj mamy przypadek produkcji, w której Cavill nie gra głównej roli, ale wielu uważało, że to właśnie on powinien zagrać Tristana, a nie starszy James Franco. Niemniej jednak odgrywa jego przyjaciela, Melota. Sam film bazuje oczywiście na arturiańskiej legendzie – Dzieje Tristana i Izoldy. To opowieść o pewnym rycerzu, który wygrywa na turnieju dla swojego króla względy rękę należącą do córki władcy ościennego państwa. Problem polega na tym, że kobieta niedawno ocaliła Tristanowi życie i pokochała go z wzajemnością. Reżyser Kevin Reynolds zdecydował się stworzyć historię nieco odstającą od źródłowego poematu, kształtując ją wyjściowo jako „ta prawdziwsza” – co z pewnością może być poczytywane jako pewna zaleta. Nie spodziewajmy się jednak epokowej produkcji kostiumowej, a po prostu solidne filmu z porządną scenografią.
Bodaj jedyna tegoroczna produkcja znajdująca się na liście. Millie Bobby Brown – czyli młoda gwiazda Stranger Things – sprawnie wpasowuje się w siostrę słynnych Holmesów: Sherlocka i Mycrofta. Akcja rozpoczyna się, gy rezolutna 16-letnia dziewczyna zauważa brak swojej matki i postanawia ją znaleźć. Film Netfliksa stanowi całkiem ciekawe kino z kilkoma burzącymi czwartą ścianę pomysłami. No i Sherlocka gra Cavill, mający okazję wcielić się w słynnego detektywa. Samo to sprawia, że warto dać temu tytułowi szansę. Nie ma co doszukiwać się w Enoli jakiegoś wysublimowanego feministycznego przesłania – jako że subtelność emancypacyjnych chwytów jest niewiele wyższa od Ptaków Nocy – ale jako niedzielna rozrywka daje radę, a i znajdzie się też kilka ciekawych występów.
Siódmą pozycję okupuje film wojenny platformy Netflix sprzed trzech lat. Produkcja Fernando Coimbry opowiada o grupie żołnierzy, która w trakcie wojny w Iraku zostaje wysłana w pewne miejsce, aby przywrócić bieżącą wodę na strategicznym terenie. Zdecydowanie porządna pozycja, która nadaje się na weekendowy, luźny seans, choć przyznać trzeba, że niczym specjalnym się nie wyróżnia na tle reszty. W zasadzie jedynymi wybijającymi się aspektami Sand Castle jest całkiem pokaźna obsada. Główną rolę gra świetny Nicholas Hoult, a partnerują mu takie gwiazdy jak Tommy Flanagan, Logan Marshall-Green, no i oczywiście Henry Cavill. Ten ostatni gra kapitana Syversona – charyzmatyczną postać, w głównej mierze dzięki magnetyzmowi samego aktora.
I kolejna produkcja wyreżyserowana przez Reynoldsa na liście – a technicznie rzecz biorąc, poprzednia, jako że powstała cztery lata wcześniej. W tym przypadku również mamy do czynienia z dość mocnym odejściem od oryginalnej opowieści – w tym przepadku słynnej książki Alexandre’a Dumasa. Oczywiście pewne aspekty w dalszym ciągu pozostają w mocy – to nadal jest historia Edmunda Dantesa, który wskutek fałszywego donosu swojego towarzysza zostaje skazany na karę wiezienia w zamku If, by po wielu latach powrócić z zaświatów jako tytułowy hrabia Monte Christo, mocno zmieniony i łaknący zemsty cień pogodnego młodzieńca, jakim był wcześniej. Im dalej jednak, w tym większym stopniu historia ulega zmianie. W tej produkcji Henry’emu Cavillowi rzecz jasna daleko do statusu gwiazdy z poprzednich odsłon, ale odgrywa bardzo ważną epizodyczną postać w ostatnich aktach, choć oczywiście do końca jest w cieniu Caviezela i Pierce’a.
Woody Allen nakręcił bardzo wiele filmów, a te, które wyszły ostatnimi czasy, bardzo często są taśmówkami, godnymi zapamiętania nierzadko tylko przez wzgląd na samego wizjonera kina czy imponującą obsadę, jaką zazwyczaj zbiera. W tym przypadku mamy coś pośrodku, bo mimo wszystko produkcja posiada swój urok. Evan Rachel Wood gra 20-letnią Melody, która poszukuje lepszego życia w wielkim mieście. Spotyka tam Borisa, o wiele starszego od niej geniusza, w którym się zakochuje. Ciąg nieporozumień zostaje wywołany w dużej mierze przez matkę dziewczyny, starającą się wszelkimi dostępnymi sposobami skierować córkę w ramiona przystojnego aktora – którego gra oczywiście bohater naszego rankingu. Henry Cavill nie ma najtrudniejszej roli, ale z gracją wpasowuje się w Allenowski styl prowadzenia narracji.
Po tym filmie wielu chciało zaangażować Cavilla do roli samego Jamesa Bonda. I nie ma co się dziwić, kreacja agenta CIA Napoleona Solo ma w sobie nieco staroszkolną elegancję Agenta Jej Królewskiej Mości. Grający równorzędną rolę Armie Hammer przy większej części scen wydaje się być zupełnym tłem dla błyskotliwego występu Brytyjczyka. Sam film także nie zawodzi – w końcu mówimy tutaj o dziełku prosto od Guya Ritchiego. Z pewnością nie najlepszym, jednak zdecydowanie przebija on większość pozycji rozrywkowych w 2015 roku. Klimat zimnej wojny lat 60., współpracujący ze sobą agenci dwóch przeciwstawnych nacji i mnóstwo pastiszowej energii. Dobry materiał na każdy okres.
Jedyny serial w zestawieniu, minimalnie wychodzący ponad Kryptonim U.N.C.L.E. Nasza pierwsza pozycja na podium jest dość luźnym ujęciem rządów Henryka VIII (nigdy wcześniej ani później Jonathan Rhys Meyers nie zagrał już na takim poziomie). Dla wielu może się wydawać nieco zbytnio uwspółcześniona, lecz w dalszym ciągu to kawał kostiumowego, serialowego rzemiosła. To na nim wybiła się chociażby Natalie Dormer, wcielająca się w Annę Boleyn (prawdopodobnie to ta rola dała jej później szansę wykazania się jako Maergery Tyrrell w Grze o tron). Henry Cavill zaś nie wybił się może na swojej roli tak mocno, jak dwójka poprzednich wspomnianych aktorów, jednak jego rola Charlesa Brandona – wielkiego przyjaciela króla – zdecydowanie trzyma odpowiedni poziom.
Gdyby to był ranking najlepszych ról Cavilla, na tym miejscu pojawiłaby się zupełnie inna produkcja. Ale jako że jest inaczej, w zasadzie może stanowić interesującą ciekawostkę. W końcu mało kto zdaje sobie w ogóle sprawę, że w tej świetnej adaptacji książki Neila Gaimana o młodzieńcu, który obiecuje swojej ukochanej znalezienie spadającej gwiazdy za wielkim murem oddzielającym ich od magicznego świata, przyszły wiedźmin nie tylko gra, ale… jest blondynem. Ale nie ma się co dziwić, skoro mówimy o 2007 roku, gdy jego sława nie była jeszcze zbyt duża, a sama rola była mocno drugoplanowa i sprowadzała się do grania snobistycznego chłopaka postaci, w której główny bohater był wyjściowo zakochany (czyli tak naprawdę takiego małego antagonisty). Niemniej jednak występ jest.
Cóż powiedzieć, ten film jest powodem, dla którego Cavill zapuścił wąsy, co z kolei prowadziło do memicznego już incydentu z komputerowo przerobioną facjatą Supermana w Lidze Sprawiedliwości. Ale fani serii i zwolennicy efektownego kina akcji raczej nie narzekali. Podczas gdy Tom Cruise jako Ethan Hunt po raz nie wiemy już który ocalał świat, przyszły Geral z Rivii zdecydowanie dał radę jako August Walker, tajemniczy współpracownik naszego głównego bohatera. Jego występ pod wieloma względami przypominał ten, który rok temu oglądaliśmy na platformie Netflix. Jako małomówny, za to bardzo konkretny jegomość, Cavill już wtedy udowadniał, że nadaje się na wiedźmina. Sama produkcja spokojnie znajduje swoje miejsce pośród najlepszych filmów franczyzy.