Utrzymanie się na szczycie w filmowym światku nie jest rzeczą łatwą i składa się na to kilka czynników, m.in. trafne dobieranie ról i zaangażowanie w wykonywaną pracę. Często, by zburzyć swą karierę, wystarczy jakiś skandal, nawet niezwiązany z branżą filmową, pasmo kiepskich filmów, czy wręcz brak jakichkolwiek ofert i kontraktów ze stron wytwórni. Jest też sporo znanych osób, które przeszły na emeryturę z racji zaawansowanego wieku – Sean Connery, Gene Hackman, Jack Nicholson lub Kirk Douglas. Albo tacy, którzy zwyczajnie stracili zainteresowanie aktorstwem – Marek Kondrat i Janusz Rewiński są dobrymi przykładami z rodzimej sceny. W poniższym rankingu skupiamy się jednak nie na emerytach, a czynnych osobowościach, które w jakiś sposób są już trochę zapomniane i „przykurzone”, a ich złote czasy oraz popularność przeminęły. Zapraszamy!
Jedno nazwisko się nie kwalifikuje, ale warto je wymienić. Joe Pesci – co prawda około 10 lat temu ogłosił przejście na emeryturę, ale przez ten czas pokazał się w „Dobrym agencie” i „Ranczu miłości”. Szkoda, że już raczej nie zobaczymy go w filmie pokroju „Chłopców z ferajny”, „Kasyna” czy „Mój kuzyn Vinny”. Od kilku lat mówi się o ambitnej biografii Jimmy’ego Hoffy, „The Irishman”, z takimi nazwiskami jak Scorsese, DeNiro, Pacino i właśnie Pesci. Czas pokaże, czy coś z tego wyniknie.
10. Jim Carrey
Rok 1994 był absolutną bombą w całej karierze Carreya. Miały wtedy premierę aż trzy kultowe dziś produkcje, „Głupi i głupszy”, „Ace Ventura” i „Maska”. W kolejnych latach przyszły role w „Batman Forever”, „Ace Ventura: zew natury”, „Telemaniaku”, „Kłamcy kłamcy”, „Truman show” i tak dalej. Od 2000 roku jeszcze mu szło, „Ja, Irena i Ja”, znakomita rola dramatyczna w „Majestic”, „Bruce Wszechmogący” czy „Jestem na tak”. Dalej już słabiej, aż do zeszłego roku i „Głupiego i głupszego bardziej”. Carrey pokazał, że jeszcze potrafi grać i rozbawiać pomimo dwudziestu lat od częściej pierwszej. Niestety oprócz tego jest raczej słabo i na nic lepszego niż lata 90. już chyba nie możemy liczyć.
9. Steven Seagal
Seagal specjalizował się w płytkich filmach akcji, przeważnie wcielając się w znającego wschodnie sztuki walki policjanta. Pamiętamy „Nico – ponad prawem”, „Liberatora”, „W morzu ognia” czy „Mroczną dzielnicę”. W zasadzie żadnego z jego filmów nie można nazwać ambitnym, ale były i są niezłymi „odmóżdżaczami” na piątkowy wieczór. W ostatnich 10 latach szło już gorzej, aktor postarzał się i przytył, przez co jego wymachiwanie kończynami na wrogów stało się komiczne i żałosne. Każdy kolejny tytuł pogrąża go jeszcze bardziej. Miejmy nadzieję, że wróci do formy, jaką reprezentował w latach 90. Wystarczy przypomnieć, jak nadal dobrze sobie radzą na ekranie „dziadkowie” typu Sylvester Stallone lub Bruce Willis.
8. Charlie Sheen
Sławę zdobył już w wieku dwudziestu kilku lat za sprawą ról w „Plutonie” i „Wall Street” u boku Michaela Douglasa i własnego ojca. Z późniejszych sukcesów można wymienić m.in. „Hot Shots!”, „Pościg” i „Żółtodzioba” – aż do roku 2003, kiedy to trafił na żyłę złota w postaci roli Charliego Harpera w serialu „Dwóch i pół”. Przez 8 lat wszystko szło pięknie, aż do kłótni z producentem o zbyt niską gażę za kolejny sezon. Tym samym kariera Sheena zaczęła się walić. Nie pomogły też skandale na tle alkoholowym i romansowanie z aktorkami porno. Zagrał w kilku częściach „Strasznego filmu” oraz epizod w „Maczeta zabija”, ale dawnej sławy mu to nie przywróciło. W żaden sposób nie pomógł też serial „Jeden gniewny Charlie”, próbujący udawać „Dwóch i pół”.
7. Chuck Norris
Podobnie jak Steven Seagal był jednym z czołowych aktorów wśród filmów akcji klasy B. „Zaginiony w akcji”, „Samotny wilk McQuade”, „Kod milczenia” i tak dalej. W końcu pojawił się w roli, z której znamy go najbardziej – „Strażnik Teksasu”. Przez 9 lat wcielał się w Cordella Walkera, siejąc postrach wśród teksańskich przestępców. I na tym się skończyło, w 2012 roku zagrał ostatni raz, kultowy już epizod w „Niezniszczalnych 2”.
6. Cezary Pazura
Nasz rodzimy Jim Carrey. W latach 90. należał do aktorskiej czołówki. Niezapomniany Waldek Morawiec z „Psów”, Adaś Miauczyński z „Nic śmiesznego” i „Ajlawju”, Synek ze „Sztosu” i w końcu taksówkarz Jorguś z „Kilera”. A na deser świetna rola w „13. Posterunku”. Dalej też nie było źle, „Chłopaki nie płaczą” i „Kariera Nikosia Dyzmy” nadal trzymają formę. Potem nastąpiło pasmo ról mniej ważnych i drugoplanowych. W 2010 roku mogliśmy oglądać debiut reżyserski Pazury – „Weekend”, który jest nawet poprawnym rzemiosłem, ale czegoś mu brakuje. W tym roku debiut miał nowy serial, „Przypadki Cezarego P.”, ale przeszedł raczej bez echa. Aktualnie aktor spełnia się głównie w dubbingu i na scenie kabaretowej. Pazura z czasów „Kilera” już chyba nie powróci…
5. Eddie Murphy
Był na topie przez jakieś 20-25 lat od samego początku kariery, czyli filmu „48 godzin” z 1982 roku. Potem były m.in. „Nieoczekiwana zmiana miejsc”, wybuchowa rola Axela Foleya w „Gliniarzu z Beverly Hills”, „Książę w Nowym Jorku”, kolejne sequele i nastały lata 90., które również należały do udanych. „Gliniarz z Beverly Hills 3”, „Gruby i chudszy”, „Dr Dolittle”, następne sequele i „Showtime” z roku 2002. Rok wcześniej zasłynął z dubbingowania Osła w „Shreku”. Kolejne jego filmy pokroju „Norbita”, „Dreamgirls” czy „Tysiąca słów” może nie są najgorsze, ale ciężko je porównywać z tytułami z rozkwitu kariery aktora. Z każdym kolejnym rokiem słyszy się o Murphym coraz mniej. Ma się pojawić w „Triplets” u boku DeVito i Schwarzeneggera oraz w czwartej części „Gliniarza z Beverly Hills”, ale czy to wystarczy, by wrócić na szczyt?
4. Bogusław Linda
20 lat temu Hollywood miało Sylvestra Stallone’a i Bruce’a Willisa. My mieliśmy Bogusława Lindę – pierwszego twardziela III RP. Wielką gwiazdę tamtego okresu. Do dziś cytujemy kultowe teksty Franza Maurera z „Psów”. Ponadto znamy go z „Krolla”, „Miasta prywatnego”, „Sary”, „Demonów wojny wg Goi” i „Pana Tadeusza”. Później przyszły niezłe role w „Quo vadis”, „Reichu” i „Czasie surferów”. A potem? Potem już gorzej, serial komediowy „I kto tu rządzi”, „Sztos 2” oraz seriale „Ratownicy” i „Paradoks”. Nic ambitnego. Czyżby Boguś się wypalił? A chciałoby się jeszcze zobaczyć, jak z kałachem w ręce wyrywa parę chwastów, a innym każe wyp… no, wiecie co.
3. Mel Gibson
Doskonały przykład na to, że życia prywatnego nie powinno się mieszać z zawodowym. Niestety, w Hollywood jest to niemożliwe. I tak z uwielbianego aktora i utalentowanego reżysera stoczył się na dno za sprawą alkoholu, przemocy i romansów. Od 2002 roku i „Byliśmy żołnierzami” aktor nie zagrał w żadnym hicie. „Podwójne życie”, „Dorwać gringo” i mniejsze role w „Niezniszczalnych 3” i „Maczeta zabija” są dobre, ale trudno tu mówić o takim sukcesie, jak np. seria „Zabójcza broń” albo „Mad Max”.
2. Don Johnson
Stylowe ciuchy, lśniące Ferrari, słońce Florydy i zwalczanie przestępczości pod przykrywką. Tak jest, „Miami Vice”. Nie da się opisać ogromnej popularności, jaką zyskał Don Johnson po sukcesie tego serialu. Później zdobył Złoty Glob za rolę Sonny’ego, a także wydał dwa albumy muzyczne. Wraz z zakończeniem emisji serialu jego kariera praktycznie się zatrzymała. W 1996 zagrał u boku Cheecha Marina w serialu „Nash Bridges”, który nie zdobył niestety takiej popularności, co hit z lat 80. Role filmowe ograniczyły się do mało ważnych postaci w niskobudżetowych produkcjach. Bardzo niefortunnie dla siebie odrzucił angaż m.in. w „Nagim instynkcie” i „Szklanej pułapce”. Ciekawe, jak potoczyłaby się jego kariera, gdyby postąpił inaczej. W ostatnich kilku latach dostał całkiem niezłe role dalszoplanowe w „Maczecie” i „Django”, ale ciężko tu mówić o powrocie do formy. Don Johnson zawsze będzie się nam kojarzył z jego najlepszą rolą w „Miami Vice”, co czyni go bohaterem jednego tytułu.
1. Chevy Chase
Król komedii lat 80. Tak pokrótce można go przedstawić. Nie miał sobie równych w tej dekadzie, i nie chodzi tylko o rolę Clarka Griswolda. Doliczmy jeszcze „Fletcha”, „Golfiarzy”, „Wesoły domek”, „Trzech Amigos” i „Szpiedzy tacy jak my”. Wliczając sequele, to w sumie 10 gorących tytułów w 9 lat! Niestety, wraz ze schyłkiem lat 80. kariera Chase’a zaczęła się burzyć. Przyjmował gorsze role, często drugoplanowe i często w filmach niskiej klasy. Jedynymi przebłyskami ostatnich 25 lat są kreacje w „W krzywym zwierciadle: wakacje w Vegas” z 1997 roku, gdzie pomimo ośmiu lat przerwy od poprzedniej części Chevy nadal daje radę, oraz rola Pierce’a w serialu „Community”. W tym roku do kin wejdzie „W nowym zwierciadle: wakacje”, będący remakiem pierwszej filmowej przygody rodzinki Griswoldów, ale aktor będzie miał tu tylko epizod.