„Jemu należy się tron.”
W ostatnich odcinkach piątego sezonu serialu Stannis Baratheon zdecydował się na desperacki i samobójczy atak na Winterfell i siły Ramsaya Boltona. Po przegranej bitwie odnalazła go Brienne z Tarthu i wykonała na nim egzekucję. Jednak w powieści Martina Stannis wykazał się większą rozwagą. Nie tylko nie zdecydował się na spalenie swej córki Shireen na stosie, ale również, za radą Jona Snowa, postanowił poszukać pomocy u górskich klanów na wschodzie Westeros. Zasiliły one jego armię, która po odbiciu zamku na Deepwood Motte z rąk Żelaznych Ludzi ruszyła ku Winterfell, by pokonać siły Boltonów i uwolnić domniemaną Aryę Stark, którą tak naprawdę była Jeyne Poole, przyjaciółka Sansy z dzieciństwa.
„Rhaegar walczył dzielnie. Rhaegar walczył szlachetnie. Rhaegar walczył honorowo. I Rhaegar zginął.”
Jaki los czeka Joraha? Czy kiedy widowisko dobiegnie końca za dwa lata, zobaczymy go umierającego na Szarą Łuszczycę? Prawdopodobnie nie, ponieważ w książkach Martina Jorah wcale nie zapadł na tę przerażającą chorobę! Nie przebywa nawet na okręcie przewożącym Tyriona, który zostaje zaatakowany przez Kamiennych Ludzi! Na kartach powieści Jorah jest cały i zdrowy, przynajmniej na razie. Zamiast niego Szarą Łuszczycą zostaje zarażony Gryf, towarzyszący młodemu Aegonowi Targaryenowi, w okolicznościach bardzo zbliżonych do tych, w jakich Mormont został dotknięty przez Kamiennego Człowieka w serialu. Jest zatem dla niego nadzieja…
„Ja go naprawdę kochałam!”
Jeyne Westerling wpadła w oko Robbowi Starkowi tak bardzo, że aby ją poślubić, zerwał przysięgę złożoną rodowi Freyów. Wszyscy wiemy, jakie były tego konsekwencje: Krwawe Gody zapisały się w pamięci widzów jako najbardziej traumatyczny fragment w historii całego serialu. W serialu zginęła tam nie tylko Catelyn i Robb Starkowie, ale również ciężarna Jeyne. W książce zostaje jednak w Riverrun, gdzie bezpiecznie przebywa do końca wojny. Jej matka – Sybell Spicer – zadbała, by dziewczyna nie urodziła syna Robba.
„Sam, czy jesteś tak ślepy, że nie widzisz, co się dzieje?!”
Jeśli choć przez chwilę uwierzyliście w wizję szczęśliwej Goździk, mogącej wychowywać swojego syna w Horn Hill, pod opieką Randylla Tarly’ego, wiedzcie, że w książkach jej historia potoczyła się w bardziej dramatyczny sposób. Po zmiażdżeniu przez Stannisa Baratheona armii Dzikich, zalegającej pod Murem, dziewczyna stała się tzw. mleczną matką dla niemowlęcego synka Mance’a Raydera, gdy on sam dostał się do niewoli. Od tej chwili zmuszona była otaczać opieką zarówno swoje dziecko, jak i potomka Króla zza Muru… Do czasu, aż Jon Snow zorientował się, że Mellisandre gotowa jest poświęcić każdą „królewską” krew, nawet płynącą w żyłach samozwańczego króla Dzikich, do swych przerażających rytuałów. Nakazał Goździk opuścić Mur wraz z Samem i podmienić dzieci: jej prawdziwy syn miał zostać na północy, pod opieką Nocnej Straży, a ona sama musiała odejść w nieznane z cudzym dzieckiem, by ocalić go przed płomieniami Kobiety w Czerwieni…
Jak widać, różnice są miejscami spore. Fani serialu, którzy nie zdecydowali się jeszcze sięgnąć po książki, mogą nie zdawać sobie sprawy, jak wiele elementów oryginalnej opowieści zostało pominiętych. Mimo to scenariusze, jakie co tydzień dostarczają twórcy w okresach od kwietnia do czerwca każdego roku, są – co tu dużo mówić – wprost genialne. Trzymające w napięciu, zmuszające nas do ciągłego śledzenia fabuły, radzą sobie świetnie nawet teraz, gdy już wyprzedziły wydarzenia opisywane w sadze Martina. Ja, jako osoba preferująca system „Najpierw oglądasz, potem czytasz”, nie poczułem się jednak zawiedziony tym, co odkryłem w ośmiu częściach książkowej serii. Historia, którą przedstawia HBO, ma w stosunku do Pieśni Lodu i Ognia wiele kluczowych różnic, ale na dłuższą metę wciąż podąża w tym samym kierunku.
Warto jednak pamiętać, że powoli, acz konsekwentnie ten stan rzeczy może zacząć ulegać zmianie. Różnice, które teraz nie dają się we znaki zbyt mocno, mogą wkrótce doprowadzić do istnego efektu domina. Co, jeśli postać Aegona Targaryena zacznie odgrywać kluczową rolę w wydarzeniach w Westeros? Jeśli Stannis nie polegnie pod Winterfell i zacznie zbierać siły, by po raz kolejny wyruszyć przeciwko Lannisterom? Jeśli Asha Greyjoy poniesie śmierć w płomieniach? A może Martin nie zamierza wskrzeszać Jona Snowa? Serial i książka mogą się wkrótce diametralnie wyminąć, a ich zakończenia mogą wyglądać zupełnie inaczej…
Ja jednak uważam, że zarówno książki, jak i wszystkie pięćdziesiąt dziewięć odcinków Gry o Tron, które mieliśmy do tej pory okazję obejrzeć, przedstawia nam w niemalże taki sam sposób brutalny i mroczny, a jednocześnie pełen przyciągającego uroku świat. I choć osobiście preferuję oglądanie od czytania (nie, żeby mi się nie chciało – po prostu bardziej to do mnie przemawia), muszę przyznać, że w starciu serial vs. książki – mimo licznych odstępstw – trzeba na razie ogłosić remis. Na razie. Co nastąpi potem? Cóż, z pewnością będzie to m.in od dawna wyczekiwana Zima. Pamiętajcie: Winter is coming!
Ilustracja wprowadzenia: materiały prasowe