Nazizm w służbie muzyki, muzyka w służbie nazizmu. O muzycznym ekstremizmie słów kilka.

Salvador Dali, słynny hiszpański surrealista, autor niezliczonych dzieł malarskich, rzeźbiarskich, literackich, a nawet właściciel własnej linii kosmetyków, stał się pewnego razu także twórcą pewnej niezwykle frapującej maksymy. Brzmi ona następująco:

Jedyną rzeczą, jakiej świat nigdy nie ma dość, jest przesada.

Myśl krótka, na pierwszy rzut oka raczej lakoniczna, ale w ostatecznym rozrachunku celna i przeszywająca niczym fiński strzelec wyborowy Simo Häyhä. Bo czy jest bowiem coś bardziej ludzkiego od szeroko pojmowanej „przesady”? Przesadzamy na każdym kroku i podczas wykonywania najbardziej prozaicznych czynności. Przesadzamy w ilości spożywanego pokarmu, napojów (tych mniej i bardziej wyskokowych), przesadzamy ze skrupulatnością lub lenistwem i niedbalstwem, przesadzamy opowiadając fantastyczne historie swojego życia i przesadzamy komplementując wybrankę naszego serca. Przesadzamy również w życiu społecznym, gdzie to zniesmaczeni bądź po prostu rozgoryczeni uciekamy się do ideologi skrajnych, aby pokazać światu, że nie godzimy się na kompromisy neoliberalnej epoki dogmatu humanocentryzmu. Nie inaczej sprawa się ma również w sztuce, czego przykładem jest chociażby wspomniany Salvador Dali. Brak akceptacji dla konwenansów, chęć rozbicia szklanego sufitu formy, poszukiwanie odmiennych stanów świadomości – na tych założeniach wyrósł wpierw surrealizm, następnie autorski modernizm i dzisiejszy dekadencki postmodernizm. Jednak prócz malarstwa, filmu, czy literatury w poczet mitologicznych Muz wchodzi także muzyka, która dość długo opierała się wszelkim (r)ewolucjom artystycznym ubiegłego wieku. Gdy natomiast do niej już doszło, to wydała ona naprawdę obfity plon. Nurty ekstremistyczne, zarówno pod względem formy jak i treści, wyrastały jak grzyby po deszczu, a jednym z najmłodszych i zarazem najbardziej wpływowych w dzisiejszych czasach jest black metal. Obecnie obok bardzo nieostro definiowanego heavy metalu (który w zasadzie został wchłonięty przez jeszcze bardziej nieostre pojęcie „metalu alternatywnego”), thrash metalu oraz death metalu to właśnie black stanowi o obliczu „ciężkiej” sceny muzycznej. Jest to o tyle ciekawy przypadek, iż jak żaden inny gatunek muzyki w ogóle (oprócz muzyki punkowej oczywiście) posiada niezwykłe nacechowanie ideologiczne. I to dość skrajne, albowiem tutaj swoje miejsce na ziemi znaleźli … neonaziści. Ponadto zagospodarowali oni sobie powstałą niszę do tego stopnia, że powołali nawet do życia podgatunek o wdzięcznej i dźwięcznej nazwie narodowosocjalistyczny black metal (NSBM). Zjawisko to jednak – z resztą jak wszystkie zjawiska zachodzące w rzeczywistości – trudno omawiać bez umieszczenia w kontekście historycznym. A zatem, po kolei …

R 2594671 1292266165.jpeg

Korzenie black metalu sięgają bowiem – nomen omen – punk rocka, który to natomiast powstał na fali hipisowskiej kontrkultury przełomu lat 60. i 70. ubiegłego wieku. Z założenia gatunek ten miał co prawda prezentować ideologiczną ambiwalencję i jedynie odwoływać się do standardów klasycznego rock’n’rolla, ale rzeczywistość dość szybko zweryfikowała poczynania twórców. Punk to wszakże muzyka agresywna, dynamiczna i przede wszystkim krwista, wobec czego naturalną koleją rzeczy była radykalizacja emocji oraz nastrojów zarówno samych twórców, jak i odbiorców. Bunt przeciwko wszelakim instytucjom z rodziną, Kościołem i państwem na czele, został więc szybko przez punków podłapany, przyswojony i upodmiotowiony, co przełożyło się oczywiście na treści zawarte w ich muzyce. A te rzecz jasna jawnie flirtowały z mniej lub bardziej krańcowymi odmianami ideologii lewicowych, wśród których prym wiódł anarchizm. Zawędrowaliśmy zatem na drugi koniec tej ideologicznej skali, bo gdzież anarchizmowi do narodowego socjalizmu, ale z pewnością nie zrobiliśmy tego bez powodu. Otóż punk wywrócił do góry nogami przekonanie o sterylności głównego nurtu muzycznego. Od teraz na tej scenie królują „młodzi gniewni”, że tak się posłużę nazwą słynnego angielskiego buntu artystycznego, którzy sami zdecydują o tym, jak będzie wyglądać przyszłość w tej materii. Sztuka w ich wydaniu nabrała więc charakteru dalece zindywidualizowanego, nastawionego na ekspresję i poniekąd romantyzm w przedstawianych ideach. Nagle zaczął liczyć się element szoku, kontrowersyjności (choć tu akurat fundamenty wyłożyła rewolucja obyczajowa w Stanach Zjednoczonych) i przede wszystkim odmienności. Stąd też odważne koncepcje wysuwane przez punk, stopniowo zyskiwały swoich zwolenników w jeszcze bardziej niszowych – i co za tym idzie skrajnych – odmianach muzki „ciężkiej”. Dużo cięższej. Kolejnym etapem ewolucji ku NSBM był bowiem thrash metal. Mocniejszy, szybszy, wulgarniejszy i ostrzejszy od swojego starszego brata. Jednak w tym wypadku rozchodziło się nie o treść, tylko właśnie o formę – trudno bowiem uznać takie zespoły jak Metallica, Black Sabath, czy późniejsze Sodom i Kreator za jawnie odwołujące się do konkretnych ideologii wraz z ich całym systemem moralności. Chodziło tu raczej o pewnego rodzaju ciężar gatunkowy, który przeniósł indywidualizm punkowców na poletko metalowców.

nokturnal mortum wallpaper by sventevith

Ten fakt inspirował kolejnych twórców do eksperymentowania z posiadanym materiałem, czego wynikiem ostatecznym stał się black metal. Powstały na początku lat 80. ubiegłego wieku, początkowo był utożsamiany z wszelkimi zespołami muzycznymi poruszającymi tematykę okultyzmu, satanizmu i antychrześcijaństwa. Nie odnoszono się wówczas jeszcze do specyfiki warstwy stricte muzycznej, lecz zmiana percepcji miała nadejść lada chwila. Takie zespoły jak Bathory, Hellhammer, który następnie przerodził się w Celtic Frost, czy Mayhem wykreowały bowiem osobny styl oparty o szybkie, speedmetalowe partie gitarowe, równie dynamiczny rytm perkusji oraz porzucenie klasycznej kompozycji utworów z klarownymi podziałami na refren oraz zwrotki. Jak więc łatwo się domyślić, nie była to muzyka łatwa, a już na pewno nie rytmiczna, wobec czego swoich miłośników rekrutowała spośród wyjątkowo wyrobionego audytorium.

maxresdefault

Kolejna wielka chwila w historii ciężkiego brzmienia pojawiła się wraz z przemianami społeczno-politycznymi przełomu lat 80. i 90. Upadek Muru Berlińskiego, Związku Radzieckiego, koniec zimnowojennego podziału świata, druga fala globalizacji, nie pozostały bez wpływu na szeroko pojmowaną scenę muzyczną. Tak jak śpiewali swego czasu Scorpionsi, wiatr zmian zawiał mocno do tego stopnia, że dotknął umalowanych czarno-białym (corpse paint) makijażem blackmetalowców. Nagły upadek pseudokomunistycznych reżimów i pojawienie się niczym nie skrępowanej demokracji i kultu wolności słowa, były niczym miód na uszy dla wszelkich ekstremizmów, które coraz częściej zaczynały opuszczać podziemia i udzielać się na światowej scenie muzycznej. Ponadto właśnie te idee – wolności słowa, neoliberalnego humanocetryzmu oraz oświeceniowego pragmatyzmu – paradoksalnie przyczyniły się do renesansu poglądów nihilistycznych oraz mizantropicznych, leżących u podstaw narodowosocjalistycznego black metalu. Jak łatwo można się domyślić, pierwsze szlify ów nurt zbierał na niemieckiej scenie muzycznej, choć dużą rolę w kreowaniu tożsamości NSBM odegrali jeszcze wcześniej Skandynawowie z Norwegami na czele. To tam klasycy black metalu pokroju Varga Vikernesa z Burzum oraz Fausta z Emperor bez skrupułów przyznawali się do traktowania swej twórczości nazistowskimi emblematami. Nie było ich co prawda w treści utworów, ale poza nimi – w wypowiedziach, czynach i działaniach twórców. Przyznawali się do członkostwa w międzynarodowych organizacjach neonazistowskich, publicznie wyrażali ekstremizm swoich myśli, dokonywali przestępstw na tle polityczno-ideologicznym (słynna sprawa Vikernesa, który został skazany na 21 lat więzienia za morderstwo i podpalenie trzech kościołów). Jednak dopiero wspomniani Niemcy nadali temu podgatunkowi osobistą tożsamość, która definiowała samą muzykę, a nie tylko jej twórców. Protoplastą takiego podejścia jest natomiast Absurd, założony w 1992 roku i działający do dnia dzisiejszego, choć o znacznie przekwalifikowanym profilu. Oryginalna kadra została bowiem w 1994 roku wtrącona do więzienia za popełnienie morderstwa i to zanim jeszcze zdążyła ugruntować założenia nowego podgatunku. Właśnie dlatego początku NSBM upatruje się w roku 1995, kiedy to reaktywowany przez inną gwardię zespół wydał minialbum o tytule Thuringian Pagan Madness. Posługująca się wcześniej poetyką pogaństwa, niemieckiej mitologii i pangermańskiego patriotyzmu ekipa wzbogaciła swoje twierdzenia o niezwykle sugestywną okładkę niniejszego wydawnictwa, na której widnieje nagrobek zamordowanego przez poprzednich członków zespołu człowieka wraz z kilkoma pronazistowskimi instrukcjami. Po tym fakcie fala muzycznego neonazizmu rozpłynęła się nie tylko po Niemczech, ale i po całej Europie, a następnie i świecie. Najsłynniejszym, o ile w ogóle można użyć tego słowa w tym kontekście, zespołem NSBM obok wspomnianego Absurdu jest bowiem Der Stürmer (od nazwy antysemickiej gazety publikowanej w Trzeciej Rzeszy) pochodzący z Grecji. Wszyscy jego członkowie natomiast należą i aktywnie działają w szeregach nie ukrywającej swych pronazistowskich sympatii partii Złota Jutrzenka. Sporo o wizerunku tejże kapeli mówią także pseudonimy artystyczne każdego wchodzącego w jej skład muzyka – Hjarulv Henker, Jarl von Hagall, Commando Wolf oraz Athalwolf.

dersyy


 

Na czym natomiast w istocie polega specyfika narodowosocjalistycznego black metalu? Jeśli chcielibyśmy tak pobieżnie objaśnić niniejsze zjawisko, to z pomocą wyjdzie nam z pewnością niezawodna, anglojęzyczna wersja popularnej Wikipedii. Jej zdaniem narodowy socjalizm w black metalu przejawia się w nawiązywaniu do wyższości aryjskiej rasy, czystości krwi, pogańskich wierzeń, niechęci do komunizmu i liberalizmu oraz przesyconych ideologią nacjonalistyczną, antysemicką i antychrześcijańską manifestów. Nie obce są mu też nieco bardziej wyważone treści pokroju najzwyklejszego patriotyzmu oraz te traktujące o dawnych czasach, świetności swojego ludu, honorze, walce i chwale. Jednakże poprzestanie na takiej roboczej definicji jest niezwykle krzywdzące nie tylko dla samych przedstawicieli podgatunku, ale również dla osób próbujących zrozumieć jego fenomen. Prastara zasada mówi, że nic na świecie nie jest proste i widocznie z niej również korzystają neonaziści. Otóż w samym tylko NSBM możemy, a nawet powinniśmy wyróżnić kilka nurtów. Pierwszym z nich jest nurt oparty o czystą fascynację Trzecią Rzeszą, hitleryzmem, holocaustem, wojną i wszystkim, co związane z „osiągnięciami” Adolfa Hitlera. Jest to więc swego rodzaju niezdrowa kontrowersja dla kontrowersji, która nie niesie brzemienia większych idei oraz filozofii. Takich kapeli mamy prawdopodobnie najwięcej, lecz mimo to są one drobinkami nie posiadającymi wpływu na wygląd nawet tej niszowej sceny muzycznej (np. belgijski Aryan Kampf 88, polskie Khrematorium SS, czy amerykańskie Gestapo SS – tak, to są nazwy zespołów).

https://www.youtube.com/watch?v=xidowDjwHsE

Kolejny nurt silnie odwołuje się do wierzeń i mądrości pogańskich, wyciągając z nich daleko idące konsekwencje dla rekonfiguracji narodowych, rasowych, a nawet europejskich i światowych tradycji oraz wzorców kulturowych. Sinie wyczuwalny jest tu pierwiastek folkloru, a autorom należy przyznać pokaźną dozę obeznania w materiale, albowiem w ruch zostaje wprawiona mitologia, literatura, a nawet poezja. I niezależnie od tego czy mamy do czynienia z zespołem niemieckim, greckim, czy ukraińskim, to za każdym razem narodowy socjalizm służy tu za element całego systemu ideologicznego, hołdującego prechrześcijańskim wartościom (np. niemiecki Absurd, białoruski Nasha Vaina, czy polski Holocaust Storm).

https://www.youtube.com/watch?v=5uFkcKEQrw0

Trzeci i najbardziej ambitny (pod względem empirycznym oczywiście) nurt to black metal tworzący z narodowego socjalizmu podstawę myśli filozoficznej. Takie zagadnienia jak supremacja rasowa, hegemonia narodowa, kult silnej jednostki są manifestowane lub nawet podlegają rozprawie na łamach tekstów utworów muzycznych. Nie jest to jednak jedynie czysty wyraz fanatyzmu, lecz rzeczywista próba uzasadnienia założeń tejże ideologii (np. grecki Der Stürmer oraz Ichor, a także francuski Ad Hominem – choć z tym ostatnim są pewne problemy klasyfikacyjne, o których za chwilę).

https://www.youtube.com/watch?v=XWlPtjwIDQU

No i na koniec jest jeszcze jeden bliżej niesprecyzowany nurt, który nie jest on tendencją ogólną, a raczej łącznikiem pomiędzy NSBM i pozostałym black metalem. Otóż wyróżniamy także (1) sporo zespołów, które odżegnują się od łatki neonazizmu, mimo że jawnie flirtują z niniejszym system ideologicznym (i tu właśnie wchodzi wspomniany Ad Hominem), (2) zespoły nie kojarzone z narodowym socjalizmem, pomimo ich inspiracji neonazizmem i neonazistowską poetyką pogaństwa (np. francuskie Peste Noire) oraz (3) zespoły patriotyczne, nacjonalistyczne, nie stroniące od odwołań do narodowego socjalizmu (np. szwedzki Einheriar).

https://www.youtube.com/watch?v=spM79wm0i3o

Obecna tu dialektyka rozbija spójność tożsamościową NSBM, czyniąc z niego dość obszernie tematycznie i muzycznie grono mniej lub bardziej zauroczonych nazizmem twórców. Różnica bowiem często polega nie tylko na wielorakim przesłaniu treści, ale również na przyjęciu odmiennych standardów muzycznych. Powiedzieliśmy sobie, że black metal jako taki posługuje się szybkim rytmem tytanowostrunowych gitar i niezniszczalnych werbli oraz bezdennym wokalem gardłowym, jednak nie wszystkie zespoły traktują to rozporządzenie teoretyków w sposób wiążący. Niektóre z nich oczywiście całkowicie podporządkowują się klasyce, ale zdecydowana większość kusi się na „ludowe” wycieczki swojego brzmienia, dodając weń sporo lokalnego folkloru, gdzie króluje rytmiczność, patos i nierzadko nawet śpiew. Wówczas narodowosocjalistyczny black metal jest narodowosocjalistycznym black metalem o tyle, o ile rzeczywiście treść pozwala na takie kategoryzowanie. Różnice między nim a najzwyklejszym folkowym lub pogańskim black metalem są zatem naprawdę niewielkie i niejednokrotnie sprawiają one problem w jednoznacznym definiowaniu danego zespołu bądź utworu. I także w skutek tego ciężko jest określić dokładną liczbę ekip należących do podgatunku NSBM …

https://www.youtube.com/watch?v=S5hEPOw6Hq4

Tę natomiast można przynajmniej oszacować na podstawie statystyk znajdujących się w bazie internetowego archiwum Encyclopaedia Metallum. Strona ta posiada w swoich zbiorach każdy zarejestrowany zespół muzyczny pałający się ciężkim brzmieniem, toteż i mniejszość neonazistowska posiada w tym gronie swoje poselstwo. Niezbyt liczne co prawda, bo „jedynie”465 (przypominam, że są to wyłącznie zespoły stricte neonazistowskie, z którymi nie ma problemów klasyfikacyjnych) przedstawicieli na 29.779 wszystkich reprezentantów black metalu, ale już przy lewicowych i skrajnie lewicowych odłamach tego gatunku wygląda znacznie lepiej – tych jest bowiem zaledwie (i to rzeczywiście „zaledwie”) 18. Co więcej, w takim lewicowym (głównie anarchistycznym, ale i komuniści się wśród nich znajdą) wydaniu black metal przybiera raczej mocno eksperymentalne formy, poczynając od naturalnych flirtów z thrash metalem, a na ewolucji w punk i grindcore kończąc. Jaka może być przyczyna takiego przewartościowania neonazistowskich i patriotycznych (nie zapominajmy, że patriotyczny black metal również często podpinany jest pod NSBM) nurtów w stosunku do ich lewych przeciwników? Odpowiedź zdaje się być prosta i przynajmniej w większej części prawdziwa – otóż lewicowi artyści bezapelacyjnie dominują w każdym głównym korycie muzycznym, poczynając od metalu, a na muzyce elektronicznej kończąc. Z racji obecnie panujących na świecie trendów ideologicznych, o wiele łatwiej jest spotkać lewicującą ekipę aniżeli tę prawicującą, zatem przedstawiciele tych drugich są niejako spychani do mniej medialnych czeluści rzeczywistości. A jako że black metal zawsze polegał na skrajnościach, to i w tej kwestii nie mogło być inaczej.

Encyclopaedia Metallum podaje jeszcze jedne interesujące statystki, a dotyczą one krajów pochodzenia konkretnych zespołów NSBM. Niestety na stronie nie istnieje opcja filtrowania, zatem moje szacunki będą nieco prowizoryczne, co jednak w ostatecznym rozrachunku nie wpłynie znacznie na rzetelność zaprezentowanych wyników. Te bowiem wskazują na dwóch wielkich graczy na scenie NSBM, a są nimi Niemcy oraz Stany Zjednoczone (z uwzględnieniem Kanady). O ile casus naszych zachodnich sąsiadów jest dość zrozumiały, o tyle Stany Zjednoczone w tym „zacnym” towarzystwie znajdują się oczywiście z powodu obszerności i chłonności lokalnego rynku muzycznego. Mimo to żaden z tamtejszych zespołów nie może poszczycić się taką renomą jak wspominanie Absurd oraz Der Stürmer. Sporo do powiedzenia w kwestii narodowego socjalizmu i czystości rasy mają również nasi wschodni kamraci, wśród których prym wiedzie Rosja, a także Ukraina (w tym wypadku oczywiście w wymiarze banderowskim). Nie wiele gorzej o dziwo prezentują się osiągnięcia Polaków, a takie zespoły jak Infernal War czy polsko-ukraiński duet Warhead (o ironio, Polacy jednoczą się z Ukraińcami na kanwie narodowego socjalizmu) swoją sławą wykraczają poza granice Kraju nad Wisłą. Dalej, co nie powinno nas specjalnie dziwić, znajdują się przedstawiciele chyba wszystkich państw latynoskich z Ameryki Południowej i Centralnej, którzy są wyjątkowo skorzy do adaptowania na własny grunt wszelkich skrajnych ideologii. W ich poczet można wliczyć również Greków, ale nieoczekiwanie nie Włochów, będących w znacznej mniejszości nawet w tym kameralnym gronie. Na tej liście nie zabranie także Francuzów oraz Słowian bałkańskich. Szczególnie ci drudzy przysłużyli się gatunkowi, prezentując światu znany poza wąskimi kręgami jednoosobowy zespół Wolfenhords. Ciekawostką jest obecność dwóch ekip z Malezji, ale jest to raczej wynik ogromnej liczby ludności tegoż państwa i tego, że w tak wielkim społeczeństwie nie trudno o czarne owce …

https://www.youtube.com/watch?v=Tf8HI3ng6g8

A tych ogólnie nie może być za wiele, gdyż straciłyby swoją rację bytu jako te czarne owce. I jest tak nawet pomimo tego, że nie tylko NSBM stanowi o obecności skrajnej prawicy w świecie muzyki. Skinheadzi już w latach 70. odpowiadali na zaczepki subkultury punków swoją wersją zapożyczonego od nich brzmienia (Oi!), a następnie bardziej zaangażowanym politycznie RAC (Rock Against Communism). Jednak to właśnie narodowosocjalistyczny black metal jest skrajnością krańcową, po której nie ma już nic. To właśnie narodowosocjalistyczny black metal jest parafrazą słynnego wojskowego powiedzenia, głoszącego iż „armia jest tak silna, jak jej ostatni żołnierz”. I to właśnie dlatego narodowosocjalistyczny black metal stanowi o sile ekstremizmu muzycznego. Nie możemy się jednak oszukiwać – jest to zjawisko marginalne, nie mające nawet perspektyw na przebicie się do szerszej świadomości, ale bynajmniej nie taki jest jego cel. W jego intencji leży bowiem hołdowanie pasjom skromnej gromadki indywidualistycznych radykałów, która tworzy system w systemie, subkulturę w kulturze, niezależny od ruchów maszynisty element napędzający działanie lokomotywy. Jednak mimo to, wpływ ich treści oraz stylu na kształt całej blackmetalowej sceny muzycznej nie jest już taki marginalny. Można wręcz założyć – rozglądając się po obecnych trendach wśród blackmetalowców – że to NSBM oraz „ludowy” metal pogański są jak ten Andrea Pirlo, rozrzucający piłki do napastników wedle własnego uznania. To właśnie te dwa kierunki bowiem inspirują coraz szerszą rzeszę blackmetalowców głównego nurtu, poszukujących oryginalnego brzmienia i wydźwięku. Fakt ten jeszcze bardziej utrudnia dzisiaj klarowne podziały i definiowanie tożsamości, zatem końcowa konstatacja powinna brzmieć następująco – black metal jako taki jest skrajny ze swej istoty. Niezależnie więc od treści jakie porusza, to w wymiarze horyzontalnym skala skrajności zawsze będzie osiągać ostateczne miary. W wymiarze wertykalnym natomiast, nie ma większego znaczenia, czy obiektem zainteresowania jest satanizm, pogaństwo, czy narodowy socjalizm – wszystko to jest tą samą stroną tego samego medalu. Co więcej, wszystkie wymienione elementy plus antychrześcijaństwo (co się rozumie samo przez się) stanowią punkty wspólne każdego z blackmetalowych nurtów, wobec czego w równym stopniu prowadzą na szczyt tej samej piramidy. Jeden z greckich muzyków z ekip Necromantia i Thou Art Lord ujął tę zależność w następujących słowach:

[…] nazizm i satanizm mają na wiele spraw zbieżne baczenie – obie ideologie opowiadają się za siłą, fizyczną i duchową perfekcją, odpowiedzialnością, przetrwaniem najzdrowszych jednostek, elitaryzmem i tak dalej.

Świadczy to więc o tym, że to nie black metal dzieli się na podgatunki, lecz to podgatunki tworzą black metal. Ruch odbywa się od dołu, nie od góry. Nie ma bowiem czegoś takiego jak odgórne założenia gatunku – tak jak zostało to wspomniane, black metal wyrósł z thrash metalu i zrobił to wyłącznie dlatego, że nie było lepszego sposobu na oddzielenie satanistycznych treści od pozostałych. Czyli już u zarania dziejów był on traktowany jako magazyn wszelkich skrajności. A magazynem magazynu skrajności jest dziś internet, gdzie bez trudu można odnaleźć i odsłuchać (w boskiej jakości!) wiele kawałków najbardziej skrajnych ze skrajnych narodowych socjalistów. Z tymi mniej popularnymi może być jeszcze czasem problem, ale już materiały Absurd bądź Der Stürmer osiągają wyniki rzędu setek tysięcy wyświetleń. Zaprawdę intrygujące zjawisko.

https://www.youtube.com/watch?v=YhOld863V9A&feature=youtu.be

Ilustracja wprowadzenia: fragment okładki albumu White Power for White People Fight autorstwa Wolfenhords

Redaktor

Najbardziej tajemniczy członek redakcji. Nikt nie wie, w jaki sposób dorwał status redaktora współprowadzącego dział publicystyki i prawej ręki rednacza. Ciągle poszukuje granic formy. Święta czwórca: Dziga Wiertow, Fritz Lang, Luis Bunuel i Stanley Kubrick.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zarejestruj się, jeśli nie masz konta Nie pamiętasz hasła?