Po zakończeniu wielkiej potyczki w Avengers kontra X-Men i sprowadzeniu po tym wydarzeniu do Marvel NOW! pierwszego, młodocianego składu mutantów zdawało się, że nic nie już mnie nie zaskoczy. Brian Michael Bendis potrafi jednak dokonać rzeczy niemożliwych i konsekwencje Bitwy Atomu, zaprezentowane w tym tomie, okazały się dość nieprzewidywalne. Oto bowiem dobroduszna i do bólu ugrzeczniona Kitty Pryde wraz z piątką oryginalnych X-Men, deklaruje chęć przyłączenia się do drużyny Uncanny X-Men, będących pod przywództwem Summersa seniora, który w opinii publicznej postrzegany jest jako duchowy spadkobierca idei Magneto. Nawiasem mówiąc, arcywróg mutantów obecny jest w składzie buntowniczego teamu Cyclopsa.
Od pierwszego tomu serii Bendisa oczywistością było, iż pełen ideałów, niedoświadczony i naiwny pierwszy skład mutantów będzie miał problemy z adaptacją, a przede wszystkim akceptacją rzeczywistości, w której Charles Xavier został zabity przez swego, zdawać by się mogło, najwierniejszego ucznia. Czwarty tom pokazuje, że nadzieje, jakie pokładał starszy Beast, ściągając młodych X-Men były nader płonne. Przyłączenie się do tego, którego w zamierzeniu mieli nawrócić, wywołało kolejny kryzys w wystarczająco już skomplikowanym środowisku mutantów.
Relacja na linii obu składów nie przebiega kolorowo, podobnie zresztą jak miało to miejsce po przybyciu nastoletnich mutantów i spotkaniu z bezpośrednimi spadkobiercami Szkoły Xaviera. Wzajemne animozje muszą jednak zostać schowane do kieszeni, gdyż pomocy potrzebuje jedna z homo superior i to nie byle jaka. Żeńska wersja Wolverine’a, X-23, ścigana jest przez grupę niejakiego Jasona Strykera o nazwie Purifiers, będącą kimś w rodzaju Ku- Klux- Klanu dla mutantów, co dobitnie pokazują wypowiedzi ich lidera. Sposób, w jaki jest on ukazywany, budzi negatywne skojarzenia z despotami wszelkiej maści, którzy pod przykrywką szlachetnych pobudek kryli mniej szlachetne czyny. Innymi słowy, jest to godny następca swego ojca- Williama Strykera – który już w przeszłości niejednokrotnie uprzykrzał życie mutantom.
Oprócz historii Briana Michaela Bendisa, w tym tomie otrzymujemy skromniejsze objętościowo opowieści umieszczone w zeszycie X- Men: Gold. Każda z nich ukazuje inne etapy rozwoju grupy. W pierwszej z nich mamy okazję podziwiać młodocianą Kitty Pryde, wówczas jeszcze nietytułowanej przez nikogo żadnym naukowym tytułem, a która wówczas bardziej przypominała swoich obecnych podopiecznych, niż siebie współcześnie. Za historię tę odpowiada nie byle kto, bo sam Chris Claremont, a ilustruje ją zaś Bob McLeod. Ważnym wątkiem jest również nieufność wobec nowo przyjętej Rogue i sercowe relacje na linii Xavier- Lilandra. Druga opowieść wyszła spod pióra samego Stana Lee, choć na jej pomysł wpadła Louise Simonson, a swym kunsztem rysowniczym zaszczycił ją Walter Simonson. Akcja tego epizodu ma miejsce w czasach młodości pierwszego składu X- Men i to w odpowiedniej dla nich linii czasowej. I nadmienię tylko , że to czysty Stan Lee- z jego poczuciem humoru i sposobem narracji, które to dziś wydaje się nazbyt oldschoolowe, ale dzięki temu niepowtarzalne. Ostatnia historia autorstwa Roya Thomasa i Pata Olliffe to po prostu utarczka między Banshee i Sunfire’m, którzy lada dzień staną się członkami zespołu Xaviera, będąca bardziej ciekawostką dla zagorzałych miłośników X- Men, niż historią wymagającą większej uwagi.
Od początku serii All-New X-Men Stuart Immonen ukazywał ją perfekcyjnie, co nie zmieniło się i w czwartym tomie. Jednak to nie on, a Brandon Peterson ma tu więcej do powiedzenia. Rysownik ten jest zdecydowanie mniej kreskówkowy, a jego technika zdaje się momentalnie zmieniać wydźwięk prezentowanej historii. O ile do kreski Immonena pasuje odrobina humoru podawanego przez Bendisa, o tyle plansze wychodzące spod ręki Petersona pokazują, że przymykanie oka na wyczyny żółtodziobów się skończyło. Oryginalni X-Men otrzymali nowe kostiumy, wyróżniające ich i niejako odcinające od obu pozostałych składów, mające na celu pokazać rodzącą się niezależność grupy Summersa juniora. Twórcy pozbyli się niedzisiejszych już, żółto-granatowych strojów, dając w zamian dynamiczne kostiumy.
Tom Tak inni poradził sobie z perturbacjami po Bitwie Atomu, ale nie jest to ten sam poziom, co w pierwszych tomach serii. Obecność młodych mutantów nie jest już tak szokująca dla czytelnika, a brak jakichkolwiek kroków w stronę odesłania ich do swojej epoki nieco męczy. To tom przede wszystkim dla fanów serii i mutantów, przedstawiający pewien przełom, lecz po pierwszej dawce zaskoczenia otrzymujemy dość klasyczną historię, choć przyznać trzeba, że ukazaną w dobrym stylu. Ogromny plus za dodatek w postaci X- Men: Gold, będący czystą nostalgią do Dzieci Atomu.
Tytuł oryginalny: All-New X-Men Volume 4: All-Different
Scenariusz: Brian Michael Bendis
Rysunki: Stuart Immonen, Brandon Peterson
Tłumaczenie: Kamil Śmiałkowski
Wydawca: Egmont 2017
Liczba stron: 132
Ocena: 75/100