Czytelnicy zwłaszcza tej pierwszej już od pierwszej strony poczują się jak w domu. Czemu? Bo do tworzenia przygód wyjątkowej pani detektyw po latach powraca sprawdzony duet twórców w postaci Briana Michaela Bendisa (jeszcze w Marvelu, chociaż to jego ostatnie podrygi) oraz Michael Gaydos, rysownik, który nadawał serii Alias niepodrabialnego, ponurego klimatu. Tak samo jest z Jessica Jones: Wyzwolona – to dokładnie ten sam styl rysowania i pisania.
Inna jednak, przynajmniej na początku, wydaje się sama Jessica, szczególnie, że zastajemy ją w kiepskiej sytuacji. Właśnie wyszła z więzienia, ma spore kłopoty małżeńskie, a córkę ukrywa gdzieś przed jej ojcem, którym oczywiście jest Luke Cage. Życie naszej bohaterki z pozoru legło w gruzach, a pozory normalności ma zapewnić przyjęcie kolejnego detektywistycznego zlecenia.
Jednocześnie po Jessikę wyciąga łapę tajemnicza kobieta i naprawdę dużymi pieniędzmi kusi ją, by zdradziła swoich dotychczasowych przyjaciół i sprzymierzeńców, z Kapitan Marvel na czele. Co gorsza, pani Jones na ową propozycję przystaje. Nie bójcie się jednak, Bendis nie zwariował, wszystko jest bowiem częścią szerzej zakrojonego planu.
W Jessica Jones: Wyzwolona tom 1 mało jest prawdziwego trykociarstwa, właściwie to superherosi pojawiają się na pojedynczych kadrach (nie licząc Carol Danvers), a sama Jessica, chociaż też dysponuje mocami, stara się ich nie używać, jeśli nie trzeba – w końcu ich nie cierpi. W takiej właśnie, mało dynamicznej, ale pełnej napięcia narracji scenarzysta czuje się najlepiej. I nawet jeśli uważacie, że Bendis dawno się wypalił, w Wyzwolonej zobaczycie przebłyski jego dawnego geniuszu.
Zobaczymy tu portret kobiety targanej skrajnymi emocjami, podejmującej trudne wybory i płacącej za to wysoką cenę. Zobaczymy też pokłosie wydarzeń znanych z serii prowadzonych przez Jonathana Hickmana, a prowadzących przecież do restartu całego uniwersum, czyli Tajnych Wojen.
Całość jest więc spójna, ciekawa i dobrze prowadzona, gwarantując bardzo przyjemne doznania płynące z lektury. Trochę zabrakło mi wielkich gościnnych występów, które przed laty tak fantastycznie nakręcały świetne Alias, ale nie powinienem na to za bardzo narzekać, bo Jessica Jones tom 1: Wyzwolona i tak bardzo mi się podobało.
Owszem, można sprowadzić całość do stwierdzenia „więcej tego samego”, tylko weźcie pod uwagę, że na amerykańskim rynku historia pojawiła się wiele lat po publikacji poprzedniej serii pisanej przez Bendisa i rysowanej przez Gaydosa – my dostaliśmy ją dzięki Mucha Comics stosunkowo niedawno. Jessica Jones tom 1: Wyzwolona jest więc jak nowy sezon Waszego ulubionego serialu, który jakiś czas temu się skończył, ale właśnie powrócił z nowymi odcinkami. Wiecie, że nie będą już tak doskonałe, wiecie, czego się spodziewać, ale i tak obejrzycie. I bardzo dobrze.