Od premiery pierwszego filmu z Doctorem Strangem w roli głównej minęło 6 lat. Wiele się od czasu zmieniło. Stephen zobaczył masę możliwych przyszłości, pomógł pokonać Thanosa, stracił Kamień Czasu i przez Spider-Mana naruszył multiwersum. Stał się przez to wszystko mądrzejszy i bardziej doświadczony. Lepiej włada magią i podejmuje coraz to trudniejsze decyzje. Do tego dzięki sprytowi jest w stanie walczyć z przeciwnikami potężniejszymi niż on sam. Z tego też względu otrzymaliśmy sequel zatytułowany Doctor Strange in the Multiverse of Madness. Z zapowiedzi widzieliśmy, że ma się w nim pojawić masa nowych oraz znanych nam już wcześniej postaci. Nie będziemy mówić o spoilerach, jednak w samych zwiastunach możemy zobaczyć choćby inne wersje samego Doktora.
To jednak nie koniec! Nawet Wanda Maximoff, która w MCU nosi nazwę Scarlett Witch, otrzymała kilka wersji siebie. Poza innymi wersjami znanych nam już postaci, na zwiastunach widać także innych aktorów. Ze względu na możliwe spoilery pominiemy ten temat. Niemniej jednak w całej produkcji jest ich całkiem sporo. Szybko poznajemy głównego złego i jego motywacje. Widzimy także, że Strange stara się przemówić mu do rozumu. Stara się zakończyć potyczkę werbalnie, zanim jeszcze dojdzie do czynów. Jak łatwo się domyślić, to się niestety nie udaje. Przez to zaczyna się mieszanie różnych światów i postaci, które się w nich znajdują. Czy fakt, że w filmie znajduje się aż tylu superbohaterów, sprawia, że nie jest on już filmem o Strange’u?
Zdecydowanie tak nie jest. Mimo że jesteśmy w stanie zobaczyć kilka wersji znanego nam już chirurga, to nadal jest to film o tym, którego my znamy. To on szuka rozwiązań na pojawiające się w filmie problemy i to on przechodzi swego rodzaju przemianę. O niej też nie będziemy mówić, bo to także spoiler. Niemniej jednak w filmie Doctor Strange in the Multiverse of Madness mamy nadal jednego głównego bohatera i kilku bohaterów pobocznych. Mimo wielu obaw, wszelkie cameo czy rozmowy nie są w stanie przyćmić postaci pierwszoplanowej. Można nawet stwierdzić, że tak samo jak w Spider-Man: No Way Home, tak i tutaj obecność innych Strange’ów jeszcze bardziej uwypukla tą postać, którą już znamy i lubimy.
Widać, że Marvel podejmuje coraz śmielsze kroki. Czy to wcześniej przy serialu Moon Knight, czy to przy tym filmie. Jest to na pewno znacznie mroczniejsza historia niż te, które do tej pory poznawaliśmy. Co prawda znajdą się ładne i kolorowe momenty, jednak dominuje tu mrok. Niektóre ze scen są naprawdę ciężkie i brutalne. Ciężko się dziwić. W końcu reżyserem dzieła jest Sam Raimi. Pracował on przy trzech częściach Spider-Mana z Tobey Maguirem, a specjalizuje się w horrorach. Niektóre fragmenty filmu właśnie takie produkcje przypominają. Mówiono, że ma to być pierwszy horror w MCU i można stwierdzić, że te słowa mają pokrycie. Ponadto, jak to na Marvela przystało, film jest naprawdę ładny, a ścieżka dźwiękowa potrafi zachwycić. W pewnym momencie nawet możemy doświadczyć audiowizualnej potyczki.
Podsumowując, Doctor Strange in the Multiverse of Madness posiada jednego głównego bohatera. Jesteśmy w stanie zobaczyć jego przemianę i walkę z przeciwnościami losu. Rola została bezbłędnie odegrana przez Benedicta Cumberbatcha, który wygląda jakby był do tej roli stworzony. Świetna reżyseria, ścieżka dźwiękowa, montaż i efekty sprawiają, że film ogląda się naprawdę przyjemnie. Mimo że trwa on tylko 126 minut, dostajemy całą historię. Początek, rozwinięcie i zakończenie. Nie ma co ukrywać, że jest to jeden z ciekawszych i świeższych pomysłów MCU. Niemniej jednak dzieje się tak wiele, że po seansie widz może poczuć zmęczenie. Tak czy inaczej warto go zobaczyć choćby dlatego, że kontynuuje niektóre znane nam z MCU wątki i otwiera furtkę dla kilku nowych.
Ilustracja wprowadzenia: materiały prasowe