Oto jak być Charles Xavierem. Cudem uniknij śmierci z ręki starego przyjaciela-ekstremisty, który niemal zamienił Waszyngton w kupę gruzów. Zamiast pozbyć się degenerata raz na zawsze, zmień go telepatycznie w poczciwca spacerującego po parku i na nowo się z nim skumaj. Bądź zaskoczony, gdy jego prawdziwa natura wylezie na zewnątrz i znów zacznie dokazywać. W Ultimate X-Men tom 3 Magneto powraca w pełnej krasie i ucieka się do metod bardziej przemyślanych niż frontalny atak. Władze reagują sprawniej niż ostatnio, wykorzystując między innymi Ultimates, a sami X-Men są wrzuceni przez nich do tego samego worka, co siepacze Mistrza Magnetyzmu.
Sam Magneto bywa nieco przerysowany, ale czytając pisemka ideologicznych szaleńców łatwo spostrzec, że jego zachowania i poglądy nie są wymysłem na temat komiksowego szaleńca. Jego powrót zapowiada się groźniej niż poprzednie ekscesy. Tym razem jego działania są bowiem czymś więcej niż spontaniczną ofensywą na Waszyngton czy kidnaping córki prezydenta. Magneto jest u progu zniewolenia/zniszczenia rasy ludzkiej. Nie powstrzymuje się przy tym od głoszenia tyrad, których nie powstydziliby się ludobójcy wszystkich epok. I mimo że jest on niewątpliwe zły, to Charles Xavier też wcale nie jest cacy. Jego pacyfizm bywa miejscami naiwny, trąci samobiczowaniem i graniem żywotami swych uczniów. Oczywiście taki pogląd jest lepszy niż chęć zgładzenia gatunku człowieczego, ale uważnie czytając kwestie Profesora X można odnaleźć kilka kwestii pasujących bardziej do nie w pełni trzeźwego przedstawiciela pokolenia dzieci-kwiatów, a nie mentora i lidera mniejszości.
Choć to ryzykowne zagranie dla wydawcy i twórców, dobrze się dzieje, gdy politycy w komiksach są realni lub chociaż symbolicznie oddają aktualnych włodarzy. W czasie pierwszego wydania Ultimate X-Men w Białym Domu zasiadał Bush i jego administracja. Na kartach komiksu pojawia się więc Donald Rumsfeld, Dick Cheney i oczywiście sam W. Hasła o tolerancji i prawach mutantów nie są pustymi frazesami, jak czasami bywało w oryginalnej serii, a czymś, co ma równie wielką wagę w dyskusji publicznej jak „terroryzm” czy „demokracja”. Ultimate X-Men to seria nieco dojrzalsza pod względem społecznym i politycznym i nie ma tu miejsca na dramaturgię i sceniczność, a jest twarda rzeczywistość. Fakt, że Xavier i jego uczniowie są pacyfistami z wyrobioną u prezydenta opinią nie ma znaczenia, gdy pojawiają się przesłanki na temat ich rzekomej współpracy z super-terrorystą Magneto. Tu widać też istotną różnicę między Ultimates i Avengers, gdzie ci pierwsi są bardziej rządowymi superludźmi niż spontanicznym zespołem śmiałków.
Ultimate X-Men tom 3 nie schodzi poniżej poziomu poprzednich albumów. Mark Millar wie, na co może sobie pozwolić, co skubnąć z klasyki i jak budować historię, by trafiała zarówno do komiksowego żółtodzioba, jak i fana śledzącego losy Dzieci Atomu od czasów Stana Lee. Autor inaczej też rozkłada relacje między postaciami i nie obawia się poruszyć kwestii politycznych nieco mocniej. Ultimate X-Men nadal pozostaje też serią superbohaterską, w której autor nie zapomniał o trykociarskich przepychankach i spektakularności. Czwarty tom zapewne ukaże się w 2022 roku i po wystąpieniu Ultimates w tym albumie zastanawiam się, czy ta wersja Mścicieli kiedyś doczeka się solowego wydania na naszym rynku…
Tytuł oryginalny: Ultimate X-Men Ultimate Collection Book Three
Scenariusz: Mark Millar
Rysunki: Chris Bachalo, Adam Kubert, David Finch
Tłumaczenie: Marcin Roszkowski
Wydawca: Egmont 2021
Liczba stron: 304
Ocena: 80/100