Za Powrót Wolverine’a odpowiada praktycznie ten sam zespół twórców, który go uśmiercił. Być może to nawet sprawiedliwe rozwiązanie, ale raczej będziecie zadowoleni jedynie w przypadku, jeśli album ze „zgonem” Wam się podobał – wiem natomiast, że zdania o nim były podzielone. Jak autorzy wybrnęli ze śmierci Logana? Dowiecie się z lektury, poszukując odpowiedzi razem z głównym bohaterem, który budzi się w pewnym kompleksie i zdaje się nic nie pamiętać ze swojej przeszłości.
Dalej mamy już tylko czystą akcję. Wolverine ma przebłyski pamięci, słyszy w głowie głosy różnych swoich wcieleń z wielu etapów działalności (fajny pomysł), a potem zostaje zaangażowany w walkę z tajemniczą organizacją Soteirą i jej potężną liderką Persefoną, która okazuje się być kolejną mutantką. Logan na prośbę pewnej kobiety rusza tropem jej porwanego syna, podskórnie czując, że misję powinien bohatersko przyjąć. Znacie to, prawda?
Wolverine stopniowo odkrywa kolejne warstwy tajemnicy związane z jego śmiercią i powrotem do żywych, a w międzyczasie robi to, co potrafi najlepiej. Soule stawia tutaj na brutalne walki i rozlew krwi, czego ilustrowanie zawsze dobrze wychodziło McNivenowi (Tajne Imperium, Staruszek Logan, Wojna Domowa), chociaż rysuje on tu tylko pierwszy i ostatni zeszyt, a w środkowej części przekazuje ołówek Declanowi Shalveyowi (Moon Knight). I faktycznie od strony wizualnej komiks prezentuje się bardzo dobrze, tempo akcji jest wysokie, a sceny obrazujące nowe właściwości pazurów Logana czy pojedynek z kolegami z X-Men zapadają w pamięć. Ale brak w tym wszystkim… no właśnie, czego?
Powrót Wolverine’a to mimo wszystko komiks dość skromny, stworzony bez wielkiego przepychu i spektakularnych fajerwerków – podobnie zresztą jak album traktujący o „śmierci” tej postaci. Jest oderwany od innych opowieści o X-Men, można czytać go więc bez znajomości całego uniwersum. Oczywiście twórcy starają się wywołać efekt „wow”, co widać chociażby po finałowym zeszycie, natomiast rezultat nie jest szczególnie powalający. Wydaje mi się, postać tego kalibru zasługiwała na mocniejsze uderzenie.
Powrót Wolverine’a to przeciętniak stworzony bez ambicji wypuszczenia na rynek dzieła epokowego. Ot, nastąpił ten moment, kiedy potrzeba przywrócenia do życia Logana stała się większa, niż potrzeba trzymania go uśmierconego, zmontowano więc zespół twórców i pozwolono im wszystko odkręcić. Byle szybko i skutecznie. Nie ma w tym majestatu, nie ma w tym większych emocji, nie ma powagi ani wrażenia, że mamy do czynienia w momentem przełomowym, czy chociażby ważnym. Tak jakby włodarze Marvela machnęli ręką i stwierdzili, że po prostu trzeba taki powrót taśmowo odbębnić. To byłby dobry komiks, gdyby był kolejnym przerywnikiem w regularnej serii. Jako ważny event sprawdza się nie najlepiej.
Tytuł oryginalny: Return of Wolverine
Scenariusz: Charles Soule
Rysunki: Steve McNiven, Declan Shalvey
Tłumaczenie: Bartosz Czartoryski
Wydawca: Egmont 2021
Liczba stron: 152
Ocena: 65/100