Z pewnością pamiętacie program Weapon X – okrutny eksperyment odpowiadający za powstanie takich indywiduów jak Wolverine czy Deadpool właśnie. Jeśli nazwa ta kojarzy Wam się tylko ze znakomitym komiksem Barry’ego Windsora Smitha (który swoją drogą rysuje tu wspaniałe okładki), to musicie wiedzieć, że ten wątek, ciągnący się w świecie Marvela od lat, to coś więcej niż widać na pierwszy rzut oka. Naukowcy programu upominają się o Wade’a Wilsona i chociaż ten oczywiście wzbrania się przed współpracą, to zawsze znajdzie się jakiś hak, albo tak jak w tym przypadku – lekarstwo na szpetotę wywołaną rozprzestrzeniającym się w organizmie Deadpoola rakiem.
Program Weapon X zrzesza kilku znamienitych superłotrów, dlatego na kartach Deadpool Classic tom 8 pojawią się między innymi Sabretooth, Sauron czy Kane. Szczególnie ten pierwszy napsuje krwi naszemu antybohaterowi i powoli zacznie stawać się jego arcynemezis, podobnie jak niegdyś dla Logana. Dużo jest więc w tym albumie akcji, ukazanej jednak w radosny, żywy, kolorowy sposób za pomocą czytelnej, chociaż niezbyt bogatej w detale kreski Georgesa Jeanty’ego. Wzbudza to wspomnienia z nie tak dawnych przecież czasów, kiedy przygody Wilsona rozpisywał Joe Kelly a rysował Ed McGuinness.
Po czteroczęściowej historii o zmaganiach z Bronią X, następuje swoisty hołd dla opowieści znanej doskonale nie tylko w naszym kraju, ale i na całym świecie. Mowa oczywiście o The Death of Superman oraz następującej po niej Reign of the Supermen. Tak, tak, będzie spoiler, który nikomu krzywdy nie zrobi: Deadpool umiera i jednocześnie zmartwychwstaje, a wszystko to na przestrzeni jednego, całkowicie niemego zeszytu, w którym na pogrzebie możemy zobaczyć całe zbiorowisko postaci ze świata Marvela.
Kolejne zeszyty, poza oczywiście okładkami nawiązującymi do jednej z najważniejszych opowieści z życia Człowieka ze Stali, czynią ukłon w stronę Rządów Supermenów również w inny sposób. Nawet chwilowa „śmierć” Deadpoola przyczynia się bowiem do natychmiastowej aktywności wielu naśladowców i jak możecie się domyślić, wywoła to niemałe zamieszanie, szczególnie kiedy jeden z nich dostanie zlecenie od T-Raya. Obie opowieści trzymają równy poziom, zarówno pod względem scenariusza, jak i rysunków, chociaż pierwsza część albumu prezentuje nieco za dużo mało angażującej nawalanki.
Najważniejsze pytanie: czy Deadpool Classic tom 8 wciąż jest zabawny? Tak, w większości. Zdarzają się oczywiście momenty i teksty mniej udane, które były nieprzetłumaczalne lub zgrzytnęły w przekładzie, jak chociażby podtytuł pierwszego zeszytu Funeral for a Freak, ale to raczej kosmetyka. Nie wszystkim spodobają się też powtarzane w nieskończoność żarty z wymiotowaniem na siebie, ale cóż, taki już urok tej serii, której pierwszy cykl ma się zresztą ku końcowi.
Po Deadpool Classic tom 8 Egmontowi zostanie do wydania jeszcze tylko jeden album, w którym scenarzystką jest Gail Simone, a za rysunki odpowiadają członkowie grupy Udon Entertainment, pozostający pod silnym wpływem stylu rysowania z Dalekiego Wschodu, w szczególności mangi. Czy pasuje to do przygód Wade’a Wilsona? To ocenimy za kilka miesięcy, wiadomo jednak, że po 69 zeszycie solowa seria została zamrożona aż do 2008 roku. To oczywiście nie znaczy, że najemnik z nawijką zniknął ze świata Marvela, ale to już zupełnie inna historia. Tymczasem sięgnijcie po album z numerkiem osiem na grzbiecie, bo jeśli nie zawiodły Was poprzednie tomy, to ten z pewnością również tego nie zrobi.
Tytuł oryginalny: Deadpool Classic vol 8
Scenariusz: Frank Tieri, Buddy Scalera
Rysunki: Georges Jeanty, Jim Calafiore
Tłumaczenie: Bartosz Czartoryski
Wydawca: Egmont 2020
Liczba stron: 196
Ocena: 70/100