Warto na wstępie zaznaczyć, że w dobie smartfonów i szeroko pojętego elektronicznego przepychu w jakimś stopniu zawsze się od siebie oddalamy. Oglądanie filmów w kinie to doświadczenie, które zawsze przeżywamy wspólnie. W jakimś stopniu umacnia to tworzone między nami więzi. Jak powiedział dr Tomasz Sobierajski, socjolog z Uniwersytetu Warszawskiego: W czasie seansów w kinie jesteśmy w namacalnej wspólnocie z innymi widzami. Słyszymy ich reakcje, „zarażamy się” emocjami, głównie śmiechem, mamy poczucie ponadindywidualnego, kształtującego doświadczenia, bycia z innymi w danej historii w jednym miejscu i czasie. Tym samym sala kinowa staje się jednym z niewielu miejsc, w których możemy naprawdę wspólnie, bez zewnętrznych bodźców, przeżywać jednocześnie to samo.
Seans jest też swojego rodzaju azylem dla naszych głów, stale zajętych nieraz kilkoma ważnymi sprawami jednocześnie. W kinie możemy najzwyczajniej w świecie usiąść i tymczasowo odłączyć bieżące kwestie. Doświadczenia kulturowe, takie jak chodzenie do kina, dają naszemu mózgowi możliwość poświęcenia niepodzielnej uwagi przez dłuższy czas. W szczególności w kinie nie mamy nic innego do zrobienia poza zatraceniem się w filmowej historii. – wyjaśnia Dr Joseph Devlin, profesor neurologii poznawczej na UCL.
Idąc dalej, konieczność skoncentrowania się na jednym obrazie w pewien sposób balansuje problemy z koncentracją, wynikające z ogromnej liczby bodźców generowanych przez panujące w naszym środowisku social media. W takich okolicznościach warto jest wyłączyć – albo przynajmniej wyciszyć – telefon komórkowy i poprawić naszą kondycję psychiczną. Zachodnie kraje już od dawna stosują kinoterapię, pozwalającą nam się wyciszyć i odzyskać spokój ducha, otulając się łagodnym strumieniem opowiadanej historii.
W dzisiejszych czasach seans może być paradoksalnie wyciszeniem. Odłączeniem silnych bodźców w postaci Facebooka, powiadomień i torpedujących nas agresywnych reklam. Sprzyja to chociażby różnorakim refleksjom (nawet osiąganym zupełnie biernie), z kolei wciągnięcie się w oglądany obraz – niezależnie jaki by on był – może pobudzić naszą wyobraźnię i w najlepszym razie zainspirować do działania. W końcu oglądając chociażby Diunę – adaptacja wybitnej książki SF przeniesionej na ekran przez Denisa Villeneuva, jednego z czołowych współczesnych hollywoodzkich twórców – można nie tylko zatracić się w maestrii obrazu, ale także przynieść niejeden ciekawy pomysł.
Naukowe i okołonaukowe korzyści swoją drogą, ale nie zapominajmy o tej najbardziej prostolinijnej. Stres związany z codziennymi sprawami – niezależnie od naszego wieku, zawodu czy sytuacji życiowej – stale nas dotyka, częstokroć nie pozwalając się naprawdę odprężyć. Wejście do kina i po prostu zatopienie się w danej historii to rzecz nie do zastąpienia. A jako że nadchodzące produkcje są nie tylko obiecujące, ale i niezwykle różnorodne – oprócz wspomnianej Diuny, pojawi się np. Wesele Smarzowskiego czy Furioza – wybranie się na oczyszczające sesje w salach kinowych może być strzałem w dziesiątkę na sam koniec roku kalendarzowego.