High School Musical: Serial to produkcja o nastolatkach, którą będę cenił za wiele rzeczy. Jest to bowiem jedna z niewielu serii o młodych ludziach, która balansuje między cukierkowością tytułów Disney Channel, a zdecydowanie poważniejszą tematyką podejmowaną w serialach young adult. Dzięki temu udaje się jej uniknąć cringe’u, ale pozostaje przy tym pełną ciepła i humoru wartościową rozrywką. Jeśli zatem szukacie serialu o licealistach, w którym nie ma miejsca na używki i seks, ale nie jest też nad wyraz dziecinny, High School Musical: Serial to pozycja idealna dla Was.
W finałowym sezonie bohaterowie wracają tam, gdzie to wszystko się zaczęło, czyli do ukochanego liceum East High. Choć osadzenie poprzedniego sezonu na letnim obozie Camp Shallow Lake było całkiem odświeżające i dodawało serii wakacyjnego klimatu, szczerze, brakowało mi korytarzy tej szkoły. Należy dodać, że nie tylko powraca miejsce akcji, ale także tematyka wystawianego show. Tym razem jest to finałowa część kultowej trylogii High School Musical. A żeby nie było mało, część obsady owych filmów pojawia się w celu nakręcenia dla nowego pokolenia 4. część serii. Aby jednak film był jak najbardziej autentyczny, chcą, żeby Wildcats wcielili się w statystów swego projektu. W tym momencie rozpoczyna się miszmasz związany z pogodzeniem pracy nad dwiema produkcjami. Pojawiają się nowi bohaterowie, nowe rozterki, ale również pewne stałe, które świadczą o wyjątkowości tego serialu.
4. sezon High School Musical: Serial nie z byle powodu jest tym finałowym. Większość bohaterów rozpoczęła swój ostatni rok w East High, a jak wiadomo, wraz z końcem liceum, przyjdzie pora na studia. Być może nie jest to najważniejszy wątek sezonu, ale z pewnością istotny dla bohaterów. I w tym momencie ujawnia się największa siła tego serialu. To właśnie te przyziemne rozterki młodych ludzi sprawiają, że wiele osób jest w stanie utożsamić się z Wildcats. Wciąż nie ma tu narkotyków, alkoholu czy papierosów. W zamian mamy łagodny obraz młodych ludzi zmierzających ku dorosłemu życiu. Muszą oni podjąć decyzje, które mogą nieodwracalnie wpłynąć na ich dalsze losy. Kwestie kariery, seksualności czy wspomnianych studiów, to tylko niektóre problemy poruszone w 4. sezonie produkcji Disney+. I to jest piękne, że wciąż da się stworzyć serial o nastolatkach, który nie jest wyłącznie dla dojrzałej widowni (żeby nie pisać dla dorosłych) i stanowi wartościową produkcję.
Nie będę ukrywał, że po 3. sezonie serialu, z łatwością można było dostrzec, na których postaciach skupią się twórcy. Na pierwszy plan wychodzi oczywiście główna para, czyli Ricky (Joshua Bassett) i Gina (Sofia Wylie), która w tym sezonie staje się niemalże drugą Nini (Olivia Rodrigo). Zaraz potem są bohaterowie, którzy towarzyszyli im na Camp Shallow Lake, a dopiero na dalszym planie ci, którzy powrócili. Co ciekawe, mimo wprowadzenia również nowych postaci, twórcy nie dali im pola do popisu. Być może dzięki temu uniknęliśmy potencjalnie sztampowych konfliktów, niemniej, w ostatecznym rozrachunku, ich wpływ na fabułę jest nijaki.
Zadowalająca jest za to większa rola Kate Reinders jako pani Jenn względem poprzedniego sezonu. Ta kobieta ma w sobie tyle ciepła oraz komediowego uroku, że nie da się jej nie kochać. To ona stanowi fundament Wildcats. Jej relacje z poszczególnymi członkami grupy są niesamowite; towarzyszy im szczerość oraz poczucie bezpieczeństwa, które zawsze powinny mieć miejsce w relacji mistrz-uczeń. Bez wątpienia pani Jenn stanowi wzór do naśladowania dla osób koordynujących wszelkiego rodzaju pracę zespołową. Jest niezastąpiona.
Nie da się ukryć, że 4. sezon High School Musical: Serial nie jest idealny. Niemniej udaje mu się uniknąć części problemów, które mogły w nim zaistnieć. Mowa tu o wspomnianej sztampowości w niektórych wątkach. Oczywiście, nowe odcinki bywają schematyczne, ale przede wszystkim skupiają się na swoich bohaterach. Zdarzają się również nostalgiczne momenty oraz obecność fanserwisu, lecz nie przyćmiewają one właściwej fabuły serialu, dzięki czemu całość jest odpowiednio wyważona. Czy dało się lepiej? Oczywiście, ale nie zmienia to faktu, że jest to naprawdę satysfakcjonujące zakończenie serii.
Ilustracja wprowadzenia: materiały prasowe