DAHMER
DAHMER

Dahmer – Potwór: Historia Jeffreya Dahmera – recenzja serialu. Czy Netflix przesadził?

Netflix od czasu do czasu potrafi wypuścić coś naprawdę niesamowitego… ale to tylko w tematyce seriali. Filmy oryginalne tej oto platformy to zazwyczaj nudne, przeciągane i bezduszne projekty, o których zapomina się godzinę po obejrzeniu. Producenci Netflix mają jednak smykałkę do seriali. Squid Game, Stranger Things, Ozark, Ty, Sandman, The Umbrella Academy, można wymieniać bez końca. Są to bardzo pomysłowe produkcje, które co najlepsze się sprzedają. Czy najnowszy fenomen pt. Dahmer – Potwór: Historia Jeffreya Dahmera może zaliczyć się do tej kolekcji?

Około dwóch tygodni temu do sieci trafił pierwszy oficjalny zwiastun serialu Dahmer – Potwór: Historia Jeffreya Dahmera. Pisałem wtedy dla was newsa właśnie o tej zapowiedzi, ale w żadnym stopniu nie spodziewałem się aż tak ogromnego zainteresowania. Subskrybenci Netflixa masowo rzucili się na tę produkcję, a ja sam należę do tego grona. Trochę mi jednak zajęło obejrzenie tego dzieła. Największą blokadą była liczba odcinków i ich długość. Zaoferowano nam aż 10 epizodów i każdy z nich trwa około godziny. Przyznam jednak, że jakbym miał jeden wolny dzień, to na 100% zająłbym się tym tytułem bez robienia sobie przerw.

Dahmer – Potwór: Historia Jeffreya Dahmera to przede wszystkim wciągająca historia, tym bardziej dla tych, którzy wcześniej nie zapoznali się z sytuacją z lat 1978–1991. Kiedy te okropne morderstwa odbywały się w Stanach Zjednoczonych, ja jeszcze nie istniałem w myślach moich rodziców. Przed obejrzeniem serialu wiedziałem, że istniał ktoś taki jak Jeffrey Dahmer, ale nie znałem szczegółów. Produkcja Netflix doskonale wprowadziła mnie w ten okres czasu i przedstawiła chyba wszystkie najważniejsze fakty dotyczące popełnionych zbrodni. Suche informacje to jednak nic interesującego. Całe szczęście Ian Brennan i Ryan Murphy – twórcy tego widowiska – wiedzieli jak przedstawić tę historię w interesujący sposób.

Zobacz również: Dahmer – Potwór: Historia Jeffreya Dahmera jednym z największych hitów Netflix!

Najważniejszy punkt serialu

Otwarcie serialu, filmu, gry, to jeden z najważniejszych punktów danego projektu. Jeżeli w przeciągu pierwszych 15-20 minut nie ujrzymy nic interesującego (tzw. „haczyka”) to po prostu stracimy zainteresowanie. Spójrzmy na przykład na tegoroczny film pt. Sierota. Narodziny zła. Pierwszy akt otwiera się ucieczką Esher z zakładu dla psychicznie chorych, w którym ujrzeliśmy kilka brutalnych śmierci i ciekawą intrygę głównej bohaterki. To jest konkretne otwarcie. Dahmer (będę pisał skrótowy tytuł) zrobił to nawet lepiej.

Przez całość pierwszego odcinka moje oczy były przyklejone do ekranu telewizora. Zostaliśmy wprowadzeni do nikczemnej i trochę nieśmiałej persony Jeffreya Dahmera, ale też i do pierwszej możliwej ofiary – Tracy’ego Edwardsa. Wstęp ten doskonale nastawił mroczny i niepokojący ton całej produkcji, oraz ukazał nam obrzydliwe wnętrze i zamiary seryjnego mordercy. W całym epizodzie zaobserwować możemy również wiele klaustrofobicznych zbliżeń; brak otwartych planów. Mamy wyobrażenie, że to my jesteśmy zamknięci w lokum tytułowego potwora. Całość serialu to tak naprawdę wsadzenie widza w buty 17 ofiar… i jest to ogromnie przerażające przeżycie.

Evan Peters przeraża jako Jeffrey Dahmer w pierwszym zwiastunie serialu Netflix! Dahmer – Potwór: Historia Jeffreya Dahmera

Dahmer – Potwór: Historia Jeffreya Dahmera, Netflix

Z telefonem w ręce tego nie obejrzycie

Koniec końców nadchodzi finał pierwszego odcinka, a widz chce więcej. Niestety drugi epizod zdejmuje nogę z gazu i daje nam spokojniejsze wgłębienie się w młody umysł Dahmera, który krok po kroku staje coraz to bardziej zatruty. Doświadczamy również zaskakujących przebłysków ludzkości w tym potworze. Dahmer przede wszystkim chciał mieć przyjaciela. Niestety zdarzenia ze wczesnych lat pozbyły się każdego grama zaufania, co doprowadziło właśnie do morderstw i bezczeszczenia zwłok. Jeffrey pozostawiał w swoim mieszkaniu kości, głowy, oraz dowody osobiste ofiar, aby już nigdy nie odeszli oni z jego życia. Wszystko to jest „wspaniale” ukazane i bardzo łatwo można połączyć jeden wątek z drugim – mimo tego, że montaż nie jest zbyt oczywisty. Pamiętajcie jednak, że nie jest to produkcja, przy której możecie się „wyłączyć”. Dahmer to doskonale napisany, ale też i złożony, serial – tak samo jak postać Jeffreya. Wymaga on od nas lekkiej analizy umysłu kanibala.

dahmer netflix Dahmer – Potwór: Historia Jeffreya Dahmera

Dahmer – Potwór: Historia Jeffreya Dahmera, Netflix

Serial ten stawia przed nami pytanie: „Czy Jeffrey Dahmer był taki od urodzenia?”, ale nigdy nie otrzymujemy konkretnej odpowiedzi. Sami musimy sobie na to odpowiedzieć. Z odcinka na odcinek coraz lepiej poznajemy problematyczną rodzinę Dahmerów i wydarzenia, które mogły przyczynić się do późniejszych okropieństw. Produkcja ta bardzo mocno skupia się na relacjach głównej postaci z jego ojcem – Lionelem. Jest to niezwykle wzruszająca i nietypowa historia ojca i syna, a Evan Peters i Richard Jenkins są po prostu niesamowici.

Zobacz również: Uśmiechnij się – recenzja filmu. Trochę tego, trochę tamtego i mamy solidny horror

dahmer netflix evan peters Dahmer – Potwór: Historia Jeffreya Dahmera

Dahmer – Potwór: Historia Jeffreya Dahmera, Netflix

Spektakl dwóch aktorów

Skupmy się może na tym pierwszym aktorze, którego zapewne dobrze już znacie. Gwiazda serii X-Men oraz serialu American Horror Story zatopiła się w nierozwiązaną zagadkę umysłu Jeffreya Dahmera, a skutkiem tego jeden z najlepszych spektaklów aktorskich tego roku. Evan Peters doskonale przedstawił przemianę z początkowo zagubionego i wyśmiewanego ucznia, w zadziwiająco spokojnego i pewnego siebie sadystę. Nieśmiały sposób poruszania się, różnorodna mimika twarzy, oraz niesamowita przemiana fizyczna – te czynniki przyczyniły się do powstania bardzo wiarygodnej kreacji postaci z kart historii. Być może aktor aż tak bardzo nie przypomina Dahmera, ale to nie jest najważniejsze.

Nie chcę również nic ujmować Richardowi Jenkins, gdyż jego rola jest równie wspaniała. Warto wspomnieć, że nie jest to łatwa postać do zagrania. Lionel Dahmer przeżył coś potwornie niepowtarzalnego; coś, co nie powinno się przydarzyć żadnemu rodzicowi. Ojciec Jeffreya czuł się odpowiedzialny za śmierć 17 młodych mężczyzn, a przede wszystkim za stworzenie osoby, którą stał się jego syn. Jenkins na pewno znalazł się w mrocznym miejscu, aby ukazać na ekranie każdy gram smutku, zagubienia, wściekłości, ale też i miłości, współczucia, oraz ogromnego strachu.

Obie te role zasługują na nagrody Emmy, a przynajmniej na nominacje.

Dahmer – Potwór: Historia Jeffreya Dahmera

Dahmer – Potwór: Historia Jeffreya Dahmera, Netflix

Hit Netflixa godny zainteresowania każdego fana seriali

Naprawdę dobre seriale to ostatnio rzadkość. Nocami nadal nawiedza mnie Mecenas She-Hulk; porażka Obi-Wana Kenobiego wciąż mnie potwornie boli, a myśli o Resident Evil: Remedium nawet nie chcę rozwijać. Całe szczęście raz na jakiś czas trafi się taki Dahmer – Potwór: Historia Jeffreya Dahmera i zmiecie z planszy wszystkie inne seriale. Najnowszy tytuł w bibliotece Netflix to wciągająca historia z niezwykle mrocznym klimatem i głównym „bohaterem”. Jest to bardzo drastyczna produkcja, która stara się wytłumaczyć działania Dahmera, oraz haniebne decyzje policji. Evan Peters, Richard Jenkins i cała reszta obsady spisali się na medal. Jak już wspomniałem, ta pierwsza dwójka na pewno zasługuje na jakieś wyróżnienie, ale niestety boję się, że ono nie nadejdzie. Całość tej produkcji przykrywa warstwa kontrowersji, która zrodziła się przede wszystkim z opinii rodzin ofiar Dahmera. Jest to oczywiście zrozumiałe, ale po obejrzeniu wszystkich odcinków, mogę z całą pewnością powiedzieć, że serial ten to nie gloryfikacja Jeffreya Dahmera oraz jego niewybaczalnych czynów. Jest to serialowy pomnik wybudowany jako hołd dla 17 ofiar.

Zobacz również: Co obejrzeć po Dahmer – Potwór: Historia Jeffreya Dahmera od Netflix?


Ilustracja wprowadzenia: fot. materiały prasowe

Redaktor współprowadzący działu Newsy

Wieloletni pasjonat filmów, zapalony gracz konsolowy, wielki fan komiksów i miłośnik seriali.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Daria pisze:

Ile ty masz lat?nawet poprawnie nie potrafisz pisać i nawet błędy interpunkcyjne piszesz,a co to mówić o wiedzy o filmach i recenzowaniu.kto pozwolił ci udostępnić ten pseudo artykuł?nie masz wiedzy,to się nie wypowiadaj

Michał Celej pisze:

Dobry wieczór/Dzień dobry,
Kwestia wieku pozostanie zagadką 😀
Temat błędów chciałbym pociągnąć dalej, bo komentarz „nawet poprawnie nie potrafisz pisać i nawet błędy interpunkcyjne piszesz” nic mi nie daje.
Poprosiłbym o jakieś przykłady.
Co do reszty komentarza… wiedzę jakąś tam posiadam, ale wszystkich filmów i seriali nie widziałem.
„Nie masz wiedzy to się nie wypowiadaj” – dlaczego? W sensie, wolność słowa itd.
Jeżeli mam mniejszy poziom IQ od Pani to znaczy, że już nie mogę się odzywać?
Pozdrawiam,
Michał

PS Po znakach interpunkcyjnych proszę dawać spację. Zdania zaczyna się od dużej litery. Na końcu coś kropki zabrakło, a użycie dwa razy słowa „nawet” w jednym zdaniu wygląda tak średniawo.

Wiktor Dec pisze:

Oooooooooooooooo. Widzę, że nie tylko jak dostrzegłem twój (celowa pisownia), antytalent. Ja od siebie chciałbym ci (celowa pisownia), podziękować, że w „recenzji” Z BŁEDAMI (swoich błędów się nie widzi, a w twoim przypadku dobra recenzja to niedoścignione słowo na wyrost. I ta próba budowania w tej recenzji napięcia u Czytelników, którą można porównać do pójścia z zapaloną świeczką po ziemniaki do piwnicy nie w bloku, gdzie nie wiesz kogo spotkasz, a we własnym domu, który doskonale znamy, ale napięcie – pomijając te w spodniach – jest), zatytułowanej „Zaproszenie – recenzja filmu. Miła niespodzianka na Halloween”, prawie przyznałeś się do czegoś. Gratuluję odwagi. Pozdrawiam Szanowną Panią Darię. Trochę niechlujnie napisany komentarz, ale rozumiem. Emocje wzięły górę. Dodam, że zdziwiony jestem, iż Redaktor współprowadzący … o dziwo nie usunął Pani Komentarza (???????). A za każdym razem, gdy usuwa komentarz, zapewne osobiście to robi, jest bardzo zdziwiony, pisząc w odpowiedzi na kolejny komentarz, jak to się mogło stać ??????? Cuda. Ciekawe, prawda??? Co zrobić. Takie czasy nastały, że mamy specjalistów, ekspertów, wręcz niedoścignionych mistrzów w danej dziedzinie po ukończeniu 8 godzinnego kursu online plus materiały do samodzielnego (co setny może zajrzy), studiowania. No kto im zabroni pisać???? No kto??? Chcą się kompromitować to niech się kompromitują. Autoagresja, z tego, co się orientuję, nie jest karalna. Jedyne co mnie zadziwia u dzisiejszej młodzieży (rozwiązana kwestia wieku), że pomimo sugestii, próby zasugerowania, dosłownie napisania DOŚĆ, przestań, dalej ktoś tkwi w przekonaniu. I wielokrotnie pisałem w komentarzach, że publikowanie tekstu z błędami to brak szacunku dla Czytelnika, dla Odbiorcy. I co z tego??? WIELKIE NIC!!!! Podsumowując, Eddie „Orzeł” Edwards. Jedynie matka z politowaniem się nad tym pochyli. Ale jedno jest niepokojące. Mniemanie o zajebistości. Mimo wszystko.

Michał Celej pisze:

Witam po raz kolejny Panie Wiktorze
Mam takie jedno duże życzenie od Pana. Chciałbym poznać te błędy w recenzji filmu „Zaproszenie”. Możliwe, że mogło mi coś umknąć, a jak tak rzeczywiście jest, to przepraszam i dziękuję za uwagę. Samo wyznaczenie, że w tekście są błędy, nic mi nie daje. A no i do czego się przyznałem w tej recenzji? Bo też jakoś nie ogarnąłem.
Druga rzecz – tak z ciekawości się pytam – ile Pan uważa, że ja mam lat? Bo do „dzisiejszej młodzieży” to ja na pewno nie należę.
Trzecia rzecz – temat komentarzy, żebym „przestał” itd., już chyba omówiliśmy. Tak jakby no, nie porzucę swojego hobby – czyli pisania – bo jakiś jegomość z internetu napisał mi, że się nie nadaję. Porównajmy to z filmami i reżyserami tych dzieł. Spójrzmy sobie na najnowszy przypadek, czyli „Black Adama”. Bardzo, ale to bardzo słabe oceny, które zawierają krytykę reżyserii. Czy będzie to ostatni film Jaume Collet-Serra? Nie.
Czy „Zaproszenie” będzie moją ostatnią recenzją? Na 100%, nie. To jest tylko początek. Polecam przygotować sobie zapas melisy – na pewno się przyda 😉

Zarejestruj się, jeśli nie masz konta Nie pamiętasz hasła?