Na pierwszy rzut oka: 3. sezon „Agentów T.A.R.C.Z.Y.”

Niczym u Hitchcocka zaczyna się od trzęsienia ziemi. Podobnie jak w drugim sezonie, już na samym starcie jesteśmy wrzuceni w wir wydarzeń. I już od pierwszej sceny ze Skye pojawia się jedna z wielu bolączek tej mającej potencjał, a tylko niezłej serii. Nim jednak przejdę do opisu pierwszego odcinka kolejnej odsłony przygód Coulsona i jego ekipy, warto przypomnieć, co już za nami: mocne rozwinięcie wątku Skye Daisy, „porwanie” Simmons przez tajemniczą substancję, zapowiedź wysypu Inhumans i wakacje May.

Wszystkie ważniejsze wątki zostały zasygnalizowane w najnowszym odcinku. Cieszy to, że historia wpływa na postacie, zmieniając je, co widać przede wszystkim na przykładzie Daisy i Fitza, który po raz kolejny zaskakuje i pokazuje, że stać go na ryzykowne działania. Ewoluują bohaterowie i relacje między nimi, na szczęście nie zmienia się styl takich postaci jak Hunter, który ciągle bawi swoim dowcipkowaniem. Niestety dialogi (jak zresztą cały pierwszy odcinek) były bardzo nierówne i o ile humor Huntera nie traci na jakości, to już pierwsza rozmowa Coulsona z Daisy wyraźnie pokazuje momentami słaby kunszt reżysera: postacie, zamiast rozmawiać, mówią do widza, przekazując informację w bardzo sztuczny sposób. Co ciekawe, choć z każdym kolejnym sezonem produkcja jest coraz ładniejsza wizualnie, to „epickie” momenty ciągle są dość koślawe. Muzyka mająca budować napięcie i spowolnienie ruchów postaci to niestety za mało. Widać też, że o ile walki wręcz z każdym kolejnym epizodem są coraz lepiej realizowane, to pojedynki postaci posiadających ciekawsze moce prezentują się kiepsko, wypadając niezwykle blado w porównaniu do sekwencji z filmów Marvela.

http://screenrant.com/wp-content/uploads/Agents-of-SHIELD-Season-3-Premiere-Inhuman-Joey.jpg

Agenci starają się być miszmaszem między ekranizacją przygodowego komiksu o superbohaterach a luźną opowieścią o szpiegach. Wychodzi to różnie – niestety mam wrażenie, że twórcy momentami przesadzają z wyciąganiem z kapelusza kolejnych supertajnych agencji lub konspiracji wchodzących w drogę Coulsonowi. Pomijając siły stricte rządowe, mieliśmy już Hydrę, grupę Inhumans, Prawdziwą T.A.R.C.Z.Ę., a teraz… pojawiła się kolejna siła w skrócie nazywana ACTU. Choć wejście miała nawet niezłe, to niestety pachnie odgrzewanym kotletem. Na szczęście poza bardziej konwencjonalnymi siłami pojawił się przeciwnik bardziej paranormalny. Jego dość nagłe pojawienie się odbyło się bez wielkiej pompy, jednakże udało się wytworzyć pewną aurę może nie tyle grozy, co niebezpieczeństwa.

Premiera 3. sezonu „Agentów” to pryzmat, przez który bardzo wyraźnie widać wszystkie wady i zalety serii. Odcinek cechowało nierówne budowanie napięcia i tempa. Po raz kolejny pojawiły się pewne klisze (Coulson psim swędem uwalniający się z opresji dzięki naiwności przeciwnika), znowu nieco drewniany aktorzy zawodzili (nie licząc głównej obsady, choć Chloe Bennet tym razem miewała też gorsze momenty), ale dość płynnie kontynuowano rozwój bohaterów. Nowa „T.A.R.C.Z.A.” zaczęła się z mniejszym przytupem niż jej poprzedniczka, brakło jakichś naprawdę zaskakujących zwrotów akcji i trochę dramaturgii. Mimo wszystko dla tych, którzy wytrwali z produkcją tak długo, odcinek powinien być zadowalający. Nie ma zachwytów, jest typowa dla tego serialu przeciętność.

Redaktor

Twórca cyklu "Powrót do przeszłości". Wielki miłośnik spaghetti westernów, kina szpiegowskiego i fantasy.

Więcej informacji o
, ,

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zarejestruj się, jeśli nie masz konta Nie pamiętasz hasła?