Narcos – recenzja 1. sezonu najnowszego serialu Netflixa

Narcos z miejsca podbił serca widzów oraz nasze, o czym mogliście przeczytać już w ramach cyklu „Na pierwszy rzut oka”. Ocena całego sezonu będzie zresztą równie pozytywna, gdyż wszystkie odcinki Narcos  posiadają konsekwentny styl oraz równy, dobry poziom.

Śmiało można napisać, iż jeśli widziałeś jeden odcinek Narcos to widziałeś je wszystkie, a w recenzji całego sezonu mógłbym właściwie pójść na łatwiznę i powtórzyć tą dotyczącą pierwszych odcinków.  Niniejszy tekst potraktujcie więc jako komplementarny do wcześniejszego wpisu.

Serial posiada stałą strukturę, w której narratorem jest agent Murphy, a my na przemian śledzimy losy obozu Amerykanina i ekipy Escobara. Fabuła serialu jest quasi-dokumentalną rekonstrukcją wzlotu i upadku Pablo Escobara, która odbyła się na przestrzeni kilkunastu lat. Taki okres i liczba wydarzeń wystarczyłaby na kilka sezonów innego serialu, natomiast w Narcos próbowano zmieścić je w dziesięciu odcinkach. Z tego powodu pozostajemy z poczuciem niedosytu i powierzchowności przedstawionej historii. Wrażenie to pogłębia fakt, iż każdy z wątków jest na tyle fascynujący, że szkoda się z nimi tak szybko rozstawać. Wadę tą rekompensuje jednak kilka czynników.

Narcos Escobar Moura

Poważna fabuła opowiedziana jest w sposób lekki, który udanie łączy dramat z elementami komediowymi wprowadzanymi przez agenta Murphy’ego. Świetnie zarysowano tło oraz oddano realia społeczne i polityczne. Nie ma w nim ciężkiej, depresyjnej atmosfery typowej dla kryminałów czy kina gangsterskiego, gdyż byłoby to trudne do odwzorowania w słonecznej Kolumbii, miejscu narodzin realizmu magicznego. Mimo lżejszego potraktowania tematu to klimat Narcos jest gęsty i mroczny jak amazońska dżungla. Zaskakują nas kolejne zwroty akcji oraz powiązania świata mediów, polityki i karteli. Nie brakuje tu także scen brutalnych egzekucji i policyjnych nalotów. Dobro i zło są względne. Narkobaronowie jawią się jako przedsiębiorcy, którzy wybrali najbardziej dochodowy biznes z możliwych, lecz w razie problemów nie zawahają się dokonać zamachu terrorystycznego czy postawić kraj na skraju wojny domowej. Ci „dobrzy”, czyli agenci DEA i kolumbijskie służby specjalne zgodnie z zasadą, że cel uświęca środki, stosują równie brutalne metody co kartele.

Narcos Holbrook Pena

Pewne pole do poprawy pojawia się w przypadku serialowych bohaterów. Zawód może wywołać niewielki rozwój postaci na przestrzeni ekranizowanej dekady. Większość postaci pobocznych ma już ukształtowane charaktery, a Escobar i Murphy wyłącznie radykalizują się w swoich działaniach. Braki w większej głębi u bohaterów skutecznie maskują aktorzy, gdyż w serialu nie ma kiepskich występów, a kilka jest wręcz świetnych np. Wagnera Moury w roli Pablo Escobara.

Serial zaskakuje również realizacyjnie. Na szczególną uwagę zasługują zdjęcia. Przeważającą ilość czasu serial jest produkcją kameralną, ale pojawia się w nim kilka błyskotliwych scen akcji z rozmachem. Warto wspomnieć również, że dużą dbałością o detale odznacza się warstwa scenograficzna oraz charakteryzacja.

Narcos to serial, który bez kompleksów może powalczyć o serca fanów Breaking Bad i The Wire. To również kolejny świetny, lecz niepozbawiony wad, produkt Netflixa. Serial uzależnia od pierwszego odcinka i kolejne chce się wciągać błyskawicznie, niczym pewien biały proszek. Oby zapowiedziany drugi sezon był jeszcze lepszy.

Zastępca redaktora naczelnego

Kontakt: [email protected]
Twitter: @KonStar18

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zarejestruj się, jeśli nie masz konta Nie pamiętasz hasła?