Dawno, dawno temu – recenzja 5. sezonu serialu

Odkąd na początku marca ogłoszono, że powstanie kolejny, szósty sezon produkcji fantasy Dawno, dawno temu, fani serialu zachodzili w głowę, jak będzie wyglądać finał piątej transzy. Dwa odcinki wieńczące tę serię stacja ABC wyemitowała w niedzielę – nadszedł więc czas oczekiwania na przyszłoroczną premierę, ale także moment podsumowania minionych dwudziestu czterech epizodów.

UWAGA: W dalszej części spoilery!

Pierwsza część piątego sezonu upływa pod znakiem nowych postaci: poznajemy króla Artura, Ginewrę, Rycerzy Okrągłego Stołu, Merlina i jego ukochaną oraz Meridę i jej rodzinę. Podróżując w czasie i przestrzeni, ze Storybrooke do Camelotu i z powrotem, poznajemy także okoliczności przemiany Wybawicielki w Mroczną. Fakt, nie do końca przekonującą. Jak się jednak okazuje, ten, pozornie najpoważniejszy, mankament, można logicznie wytłumaczyć: skoro Emma Swan tak naprawdę nigdy nie przeszła na ciemną stronę mocy, nic dziwnego, że nawet skórzane ubranie i oszronione włosy nie zdołały uwiarygodnić jej nowego wizerunku. Mroczny image Jennifer Morrison, zapewne ze względu na niemal niezmienną, bez względu na okoliczności, mimikę aktorki, zdecydowanie przegrywa w starciu z wersją wykreowaną przez Colina O’Donoghue – jej ekranowego ukochanego, sojusznika, ofiarę i przeciwnika zarazem.

Największą zaletą pierwszej połowy jest przede wszystkim dopisanie kilku, bardzo istotnych, rozdziałów do historii Mrocznych. Bardzo ciekawie poprowadzono także postać graną przez Liama Garrigana – z odcinka na odcinek coraz dalej mu do uosobienia cnót, jakie wyłaniało się z legend arturiańskich. Zamiast wybielać słynnego władcę, twórcy wolą go pobrudzić. I (prawie) wszyscy dobrze na tym wychodzą. Szkoda tylko, że ponowne – które to już? – poddanie się Golda swojej zepsutej naturze bardziej, niż zwrot akcji, przypomina regularnie powtarzający się motyw, bo w pewnym momencie nawet doskonałemu Robertowi Carlyle’owi może być trudno zaskoczyć widza. To rozczarowanie zostało zrekompensowane: ostatni z odcinków wyemitowanych przed wiosenną przerwą i tak należał do Killiana Jonesa. Zapewne gdyby Emma nie zdecydowała się poruszyć nieba i ziemi, aby go odzyskać, zajęłoby się tym grono wiernych fanów tego charyzmatycznego bohatera. 

001.jpg

Mimo zrozumiałych przesłanek, osadzenie drugiej części akcji w Zaświatach było posunięciem co najmniej ryzykownym. Teoretycznie umożliwiało przecież powrót wszystkich uśmierconych dotąd postaci, dobrych i złych, interesujących i irytujących. Wizja takiego chaosu nie prezentowała się obiecująco, Edward Kitsis i Adam Horowitz udowodnili jednak, że jeśli zastawiają pułapki, to raczej na widzów – sami znają sposoby, aby nie wpaść we własne sidła. Idea czyśćcowej wersji Storybrooke, zamieszkiwanego przez zmarłych, którym niedokończone sprawy uniemożliwiają przejście dalej – do nieba lub do piekła – sprawdziła się bardzo dobrze. Na utrzymujący się, niepokojący klimat wpłynęła nie tylko apokaliptyczna sceneria, zawierająca w sobie Rzekę Dusz, cmentarz czy przejęty przez ślepą wiedźmę (z bajki o Jasiu i Małgosi) bar U Babuni. Stworzyli go także dłużej lub krócej niewidziani bohaterowie: Cora, Cruella, Piotruś Pan, James. O ile w pierwszej części na prowadzenie – wśród świeżej krwi – wysuwał się dwulicowy Król Artur, o tyle w drugiej pierwsze skrzypce grał Hades, czyli świetny Greg Germann; równie przekonujący, gdy jego włosy płonęły na niebiesko, co wówczas, gdy nie tracił panowania nad sobą.

Jak można się było spodziewać, w punkcie wyjścia, czyli misji przywrócenia Haka światu żywych, wzięło swój początek wiele rozwijanych w czasie drugiej połowy sezonu wątków – braci Jones, rodziny Reginy, uczucia rodzącego się między Zeleną a Hadesem, kolejnego kryzysu w burzliwej relacji Belli i Rumpelstiltskina. Do pozytywnych i satysfakcjonująco rozegranych fabularnie powrotów zaliczyć można pojawienie się na małym ekranie Neala, Milah czy Czerwonego Kapturka, choć motyw jej romansu z Dorotką z Krainy Oz nie wszystkim przypadł do gustu. Do pełni szczęścia brakowało chyba tylko zobaczenia postaci szeryfa Grahama i Augusta, można jednak tłumaczyć sobie tę nieobecność założeniem, że w czyśćcu nie zatrzymała ich żadna niedokończona sprawa.  

012~10.jpg

Mroczni, Zaświaty, śmierć, strata, potępienie i odkupienie – atmosfera piątego sezonu Dawno, dawno temu nie należała do najlżejszych. Wręcz przeciwnie, pomimo przebłysków humoru, których – głównie za sprawą konkretnych postaci – nigdy w serialu nie brakuje, tym razem zdecydowanie dominował nastrój równie przytłaczający, co wygląd wyniszczonego Storybrooke: wiele było scen rozdzierających serce, padło wiele bolesnych słów, polało się wiele łez. Czarę goryczy przelał koniec, jaki spotkał Robin Hooda. Nawet Sean Maguire przyznał, że – choć za swoją rolę, jako aktora, uważa pozostawanie wiernym scenariuszowi – szkoda mu fanów. Cała druga połowa serii mogła się toczyć w świecie umarłych i dostarczać wielu okazji do niepokoju, wzruszeń czy refleksji, ale dwudziesty drugi epizod, zatytułowany Last Rites, to prawdziwy gwóźdź do trumny wszystkich tych, którzy trzymali kciuki za Reginę, jej Złodzieja i ich szczęśliwe zakończenie. Po seansie mieli zapewne ochotę spytać twórców tylko o jedno: did my back hurt your knife?!

Po nastawieniu na poświęcenie, rozłąkę, nagrodę i karę, prawdziwą miłość i wielką stratę, w finale znów nadszedł czas na wartką akcję. Bohaterowie powracają do Nowego Jorku i po raz kolejny okazuje się, że Big Apple wcale nie jest krainą pozbawioną magii. I że nie wszystkie zaczarowane krainy już poznaliśmy. Że dobro nie tak łatwo oddzielić od zła, a przeszłość od przyszłości; że bycie złoczyńcą wcale nie jest łatwiejsze, niż bycie bohaterem i że, jak to zwykle w Dawno, dawno temu bywa, cisza przed burzą nie może trwać zbyt długo. Biorąc pod uwagę okoliczności, w szóstym sezonie czeka nas prawdziwe tornado. 

Ilustracja wprowadzenia: mat. prasowe 

Dziennikarz

Studentka czwartego roku Tekstów Kultury UJ.
Ze świata literatury najbardziej lubi powieści, ze świata muzyki - folk, ze świata kina - (melo)dramaty oraz indie. I Madsa Mikkelsena, oczywiście.

Więcej informacji o
,

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zarejestruj się, jeśli nie masz konta Nie pamiętasz hasła?