Premiera nowego serialu kryminalnego Dwójki za nami. Trzeba przyznać, że jak na 44-minutowy odcinek działo się sporo, lecz – w ogólnym rozrachunku – to, co obejrzeliśmy, pozostawia wyraźny niedosyt.
Nie da się ukryć, że polskie produkcje wykazują zamiłowanie do nietypowych śledczych. Rozwiązywać policji sprawy pomagają przecież takie osoby jak ksiądz, nauczyciel czy lekarz. Dzięki Miastu skarbów do tego panteonu dołączy historyk sztuki. Jest nią Alicja Wakar, pracownica Ministerstwa Kultury, która na prośbę ABW po trzech latach wraca do rodzinnego Krakowa, aby pomagać Inspektorowi Szatnerowi schwytać grasującą w dawnej stolicy Polski szajkę złodziei obrazów. A te są dwie. Jedna międzynarodowa, zarządzana z Wiednia oraz krakowska, na której czele stoi siostra Alicji.
https://www.youtube.com/watch?v=Fp3p_iSW518
Na pewno po piewszym odcinku można stwierdzić, że serial wykazuje potencjał na ciekawe połączenie kryminału policyjnego z elementami heist movie. Miasto skarbów ma swój styl, którego źródeł doszukiwać należy się w filmach noir. Widać je w próbie uderzenia widza od pierwszych minut mroczną historią, w budowie głównych postaci, wśród których nie ma jasnego podziału na dobrych i złych, ale i w atmosferze kreowanej poprzez osadzanie akcji nocą, scenografię, zdjęcia oraz prezentowanie różnych oblicz Krakowa. Bardzo dobrym pomysłem dramaturgicznym jest również postawienie po obu stronach barykady członków rodziny, a do tego pozostających w relacji znanej jako „to skomplikowane”. Niestetety, na tym plusy się na razie kończą.
Bo przede wszystkim jest zbyt nudno i nijako. Jeśli premiera miałaby definiować serial, to wszystko wskazuje na to, że scen akcji w Mieście skarbów będzie jak na lekarstwo, a reżyseria aktorów ograniczać się będzie do posadzenia ich na krześle i kazaniu rozmawiać. Aktorzy i odgrywane przez nich postaci niestety dopasowują się do tego poziomu i przez ekran przemykają raczej w beznamiętny sposób. Na na ich obronę trzeba jednak wspomnieć, że – wyrażając się obiegowo – dialogom brakuje mięcha. Problemem jest też zagmatwany sposób prowadzenia historii oraz natłok scen, które twórcy chcą nam zaprezentować w odcinku. Odbiór psuje więc montaż, który nie tylko stosuje metody budowania dramaturgii i napięcia rodem z telenowel, to jeszcze poprzez krótkie scenki i mieszanie wątków postaci wprowadza niepotrzebny chaos i wybija z rytmu.
Druga sprawa jest taka, że twórcy starają się zbyt mocno udowodnić widzowi, że „robimy mroczną historię”, a nie asekurancką papkę znaną z innych polskich seriali. W pierwszym odcinku serwuje się nam morderstwo z zimną krwią, kradzieże z włamaniem, nielegalne walki w klatce, przekleństwa, nagość i seks. Symbolem tego nadmiaru są obowiązkowe rekwizyty, z którym postacie niezależnie od miejsca i sytuacji się nie rozstają, czyli papierosy oraz alkohol. Na koniec wspomnę jeszcze, że bohaterowie wydają się strasznie poważni, a ich dialogi to albo szpiegowskie szyfry, albo klasyczne pokerowe pojedynki silnych charakterów.
Zobacz również: Przegląd polskich seriali. Co warto obejrzeć tej jesieni?
Niestety, choć propozycja Dwójki wnosi pewną świeżość do polskich seriali kryminalnych, to z powyższych powodów na obecny moment nie daje argumentów współczesnemu widzowi żyjącemu w epoce przesytu produkcji serialowych, by ten, stojąc w obliczu wybrania produkcji TVP lub zagranicznego kryminału, zdecydował się na kontynuowanie przygody z Miastem skarbów w czwartkowe wieczory lub wchodząc na serwis vod telewizji polskiej.
Ilustracja wprowadzenia: Propeller Film