Każda saga ma swój koniec, każdy serial dociera do ostatniego sezonu i odcinka. Piraci stacji Starz właśnie dobili do kresu swojej podróży. Z jednej strony fakt ten wywołuje we mnie smutek, ponieważ jako jedna z niewielu produkcji, Black Sails rozkręcało się z każdym sezonem, oferując emocjonującą fabułę, ciekawych bohaterów i realizację na wysokim poziomie. Z drugiej strony jednak, mam nieodparte wrażenie, że zakończenie produkcji w tym momencie uchroniło Piratów przed niepotrzebnym dojeniem i przegadaniem tematu. Finał po czterech sezonach następuje w odpowiedniej chwili, by Black Sails zapisał się w pamięci i może nawet skusił do ponownego odwiedzenia Nassau.
Trzeci sezon zakończył się potężnym cliffhangerem i w zasadzie rozpoczął pozbywanie się z ekranu postaci grających główne skrzypce w serialu. Śmierć jednego z kapitanów wywołała wstrząsy, które zaprowadziły do wybuchu rewolucji, mającej na celu odrzucenie angielskiego protektoratu, uwolnienie pochodzących z Afryki niewolników i stworzenie miejsca, w którym wszyscy piraci byliby wolni.
Zobacz również: Piraci z Karaibów. Zemsta Salazara – nowy zwiastun filmu!
Twórcom udało się osiągnąć coś, do czego seriale pokroju Gry o tron zaczęły już przyzwyczajać – widz ma przeczucie, że nikt nie jest bezpieczny. Każdy z bohaterów może zginąć, jednak ciężko jest przewidzieć, który zejdzie ze sceny. Spirala wydarzeń w czwartym sezonie jeszcze bardziej przyspiesza, by związać wszystkie wątki w ostatnich scenach. Każdy epizod zatem wnosi coś nowego, bohaterowie giną, zmieniają stronnictwa, podejmują krytyczne decyzje.
Emocji dodają fantastycznie zrealizowane sekwencje morskie, które ośmielę się stwierdzić, stały się znakiem rozpoznawczym serii. Tym razem w Black Sails ukazana jest blokada morska portu i rewelacyjne ujęcia podwodne, które są zrealizowane pomysłowo i z rozmachem. Osoby interesujące się okresem zwanym „Złotą erą piractwa”, żeglarstwem czy legendami morskimi w serialu znajdą mnóstwo smaczków. Wymieszanie fikcji z historią (choć w przypadku tej tematyki obydwa elementy są wymieszane już w zarodku) stanowi nie lada gratkę. Przez ekran przewija się plejada większości znanych z kart historii korsarzy i piratów, poruszanych jest kilka legend, a co do kilku z nich podejmowane są próby narysowania prawdopodobnej genezy tych historii (np. trzykrotne okrążenie statku przez Czarnobodego). To mieszanie fikcji i faktu jest intrygujące o tyle, że pomimo zmiksowania postaci historycznych z bohaterami „Wyspy skarbów” twórcom udało się uniknąć wykorzystania stereotypowych pirackich zagrywek, a mimo wszystko w serialu pojawiają się niemal wszystkie atrybuty korsarskich historii. Mamy bitwy morskie, zakopany skarb, morskie zabobony i tajemnicze wyspy nie występujące na żadnych mapach. Z drugiej strony mamy XVIII–wieczną Filadelfię, żaglowce, port i osadę Nassau. Niewątpliwą radość wywołuje fakt, że serial obył się bez papug na ramionach, haków zamiast dłoni i choćby jednego „Arrrrr”.
Zobacz również: Plakat 4 sezonu Black Sails
W zamian mamy ciekawą wersję wydarzeń na Bahamach i walki z kolonialnymi aspiracjami ówczesnych mocarstw. Mamy bohaterów z krwi i kości, którzy mają jak najbardziej ludzkie motywacje i realizują je wedle swoich umiejętności i doświadczenia. Kolejną fantastyczną rzeczą, jaka udała się Piratom jest obsada, która poza kilkoma wyjątkami (Toby Stephens i Ray Stevenson) złożona była z relatywnie młodych aktorów o małym dorobku filmowym. Mimo tego bohaterowie są stworzeni bardziej niż poprawnie, zapadają w pamięć, można ich lubić lub nienawidzieć, a to świadczy o dobrze wykonanej robocie. W czwartym sezonie jednak wciąż występuje teatralna maniera, z którą wygłaszane są kwestie i pomimo tego, że nadal potrafi pokaleczyć uszy, to przy ostatniej serii zaczyna to przeszkadzać jakby mniej.
Finał Black Sails nie należy to przewidywalnych, choć nie wprawia w osłupienie. Kiedy konfrontacja staje się nieuchronna i wydaje się, że liczba możliwych rozwiązań ogranicza się do dwóch, zza horyzontu wyłania się trzecia opcja. Zwieńczenie jest słodko-gorzkie, ale na szczęście nie pozostawia uczucia niedosytu. Pozostaje za to doświadczenie niesamowitej przygody i możliwości zagłębienia się w świetnie zrealizowaną historię zgrabnie balansującą pomiędzy literacką klasyką a historią.
Ilustracja wprowadzenia: Starz