Belle Epoque jest najnowszym serialem kryminalno-kostiumowym, wyprodukowanym przez TVN. Po pierwszych zapowiedziach w Internecie mówiło się o polskim odpowiedniku Sherlocka tudzież Ripper Street, czy nawet tegorocznego Tabu. Czy po pierwszym odcinku zasługuje na porównanie ze świetnymi brytyjskimi produkcjami?
Kraków, początek XX wieku, czasy tytułowej pięknej epoki. Do królewskiego miasta powraca po 10 latach Jan Edigey-Korycki, na wieść o brutalnym zabójstwie matki, Aleksandry. Według niego sprawa nie jest wyjaśniona, bowiem poszlaki wskazują na to, że wiele zamordowanych ostatnimi czasy kobiet padło ofiarą tej samej osoby. Z pomocą przyjaciela Henryka Skarżyńskiego, jego siostry Weroniki oraz ich nowoczesnego laboratorium, Jan postanawia niczym wielki detektyw spod pióra Arthura Conan-Doyle’a znaleźć prawdziwego mordercę swojej rodzicielki.
Na papierze prezentuje się to obiecująco, ale w praktyce… moim zdaniem zostało to bardzo naiwnie poprowadzone. No bo przecież cieszący się niezbyt pochlebną w krakowskim społeczeństwie opinią Korycki tak po prostu dostaje do rąk akta spraw? Same rozwiązanie zagadki wydaje mi się za szybkie, jakby scenarzyści pędzili na łeb na szyje, byleby zamknąć sprawę w tym 40-minutowym odcinku, przez co nie jest ona w stanie się rozwinąć na tyle, aby prawdziwie zaangażować widza. Nie daje mu też wysilić szarych komórek w celu odgadnięcia sprawcy, ponieważ scenariusz prowadzi go za rączkę, jak stróż prawa na przejściu dla pieszych. Intryguje jednakże sprawa pojedynku ukazana na samym początku i przeszłość bohatera związana z graną przez Magdalenę Cielecką, Konstancją. Liczę, że chociaż ten wątek nie zostanie potraktowany po macoszemu.
Podobno nowa produkcja stacji TVN jest serialem o najwyższym, jak dotąd budżecie w polskiej telewizji. No i widać to zwłaszcza w kostiumach i scenografii, tylko szkoda, że to wszystko podane jest w tak sterylnie czysty sposób. Ubrania aktorów wyglądają na świeżo kupione i prawdopodobnie nigdy nie miały na sobie jakiegokolwiek brudu. Akcja, jak już wspomniałem umiejscowiona jest w Krakowie, ale niestety nie czuje się klimatu tego miasta. Równie dobrze mogłaby to być każda inna miejscowość, a nie poczułoby się różnicy. Pod tym względem twórcy powinni uczyć się od zagranicznych produkcji: Tabu oraz Peaky Blinders, gdyż uliczny brud, tajemniczość i mrok kipią z ekranu podczas ich oglądania, tworząc naprawdę niesamowity nastrój. Tutaj wszystko sprawia wrażenie zbyt dużej cukierkowatości. Rozumiem, że tytuł serialu zobowiązuje, ale jest po prostu za pięknie…
Zobacz również: Na pierwszy rzut oka: 1. sezon Tabu
Przed premierą Paweł Małaszyński obiecywał najlepszy czarny charakter w swojej filmografii. Po pierwszym odcinku ciężko mi znaleźć jakąkolwiek naprawdę ciemną stronę jego bohatera. Równie ciężko jest mi się oprzeć pokusie porównywania Jana Edigeya-Koryckiego z protagonistą serialu Tabu, Jamesem Keziah Delaneyem. Niestety, ostatecznie Małaszyński wypada przy Tomie Hardym, jak typowy pimpek przy Pitbullu. Na uwagę zasługuje jednak drugi plan w osobach zmienionego nie do poznania Olafa Lubaszenki oraz Eryk Lubos. Ich bohaterów, komisarza Jelinka oraz Henryka Skarżyńskiego naprawdę da się lubić i cała w tym zasługa ich bardzo dobrej gry.
Chciałbym pięknie wychwalać pod niebiosa Belle Epoque, ale jednak zbyt wiele jego atrybutów jest pokazanych za prosto. Produkcja odstaje już od innych rodzimych seriali o charakterze kryminalnym, czyli Paktu oraz Belfra, a pomiędzy nowym dziełem TVNu, a utworami BBC, przepaść jest jeszcze potężniejsza. A szkoda, bo zapowiadało się naprawdę dobrze.
Ilustracja wprowadzenia: mat. prasowe