Pilot Powerless był najbardziej oczekiwaną przeze mnie premierą tegorocznego zimowego sezonu, wyprzedzając nawet Legion. Jakoś w ciągu ostatnich lat nie było mi zbyt po drodze z sitcomami poza drobnymi wyjątkami, ale temat normalnych ludzi w świecie pełnym superbohaterów zdecydowanie przyciągnął moją uwagę – a kiedy dodamy do tego, że historia ma licencję DC Comics to nic mi już więcej nie potrzeba. Pierwszy odcinek to solidny wstęp i około dwudziestominutowy pokaz wielkiego potencjału drzemiącego w tym scenariuszu, wykorzystanego tylko w części, ale z możliwością rozwoju.
Serial opowiada o małym, podupadającym oddziale Wayne Enterprises w Charm City, małej miejscowości, ale nieustannie niszczonej przez walki superbohaterów z superzłoczyńcami. Na pierwszym planie jest Emily, nowa szefowa oddziału R&D, niezbyt lubiana przez podwładnych. Podstawowe założenie jest takie, że potrzebują oni przełomowego wynalazku (zajmując się głównie przedmiotami służącymi do ochrony przed istotami z supermocami i sprzątającymi po nich), który pozwoliłby uratować podupadające przedsiębiorstwo, któremu grozi zamknięcie przez samego Bruce’a Wayne’a.
Przeczytałem kiedyś, że na jakość sitcomu składają się związane ze sobą dwa fundamenty – postacie i humor. Niestety ten pierwszy w tym wypadku to jak na razie tylko zapowiedź tego, że w dalszej części może być lepiej. Oglądając pierwszy epizod, poznaje się poszczególnych pracowników i odkrywa się, że każdy z nich jak na razie jest figurą z kartonu opartą na jednej cesze charakterystycznej, tak naprawdę każdy dialog z ich udziałem oparto na jednym dowcipie. Pamiętam jednak o tym, że pilot zawsze spełnia trudną rolę wprowadzenia do całości. Szczególnie ostatnia scena pokazuje, że może bohaterowie pokażą swoją ludzką stronę i zaczną przechodzić jakiś rozwój, jako widzowie dowiemy się więcej o ich przeszłości i motywacji, zainteresujemy się ich losem. Niestety jak na razie widzimy usiłującego obrócić wszystko w żart Rona, nienawidzącą głównej bohaterki Wendy i mającego wszystko poza swoim awansem na stanowisko w Gotham gdzieś szefa firmy, Van Wayne’a. Widać momentami, że do pracy aktorskiej przy serialu wybrano naprawdę dobre nazwiska, ale mam wrażenie, że jak na razie zupełnie za ich potencjałem nie nadążył scenariusz.
Lepiej, choć nie idealnie, wypadł drugi fundament sitcomu, czyli żarty, w tym odcinku związane głównie z nienawiścią pozostałych do głównej bohaterki i zgorzknieniem i lenistwem pracowników. Nie rozbawiły mnie może one do rozpuku, ale pozwalały naprawdę nieźle bawić się podczas seansu. Przydałaby się większa różnorodność. Trzeba zaznaczyć, że definitywnie nie jest to serial dla każdego. Ważną jego częścią wydaje się wyśmiewanie czy parodiowanie wszystkiego, co związane z kulturą superbohaterską, także konkretnie związane z uniwersum DC – twórcy nawiązują do takich spraw jak konflikt pomiędzy Wayne Enterprises a LexCorp, gaz Jokera i inne tego typu smaczki.
Powerless to całkiem niezły sitcom ze sporym, ale jak na razie w dużej niewykorzystanym potencjałem. Ze względu na moją nieograniczoną miłość do superbohaterów i DC na razie dalej jestem zainteresowany dalszym losem pracowników Wayne Security i polecam każdemu spróbować, tym goręcej im bardziej ktoś lubi superbohaterów. , że wszystkie moje nadzieje na przyszłość nie zostaną rozwiane i twórcy stanęli na wysokości zadania.