Robert J. Szmidt – Ucieczka z raju – recenzja książki

W latach siedemdziesiątych snuto śmiałe plany podboju kosmosu. Lądowanie na Księżycu rozpaliło wyobraźnie, a nakręcający się kosmiczny wyścig między USA i ZSRR dawał pewne nadzieje na progres. Który pięć dekad później spełzł na kilku inicjatywach badawczych, a jedyne śmiałe plany mają obecnie ludzie pokroju Elona Muska. Czytając prozę Szmidta chwilami myślę, że może to i lepiej? Bo skoro nie ogarniamy własnego podwórka, będąc rozbitymi na plemiona małpoludami, to jak podróżować wśród gwiazd?

Siły Obcych nacierają na kolejne systemy Federacji, a jej obrona nie jest dla nich wyzwaniem. Ewakuację jednego z systemów powierzono Henryanowi Święckiemu, mającemu zresztą pewne szczególne doświadczenia z ufoludami. Planeta Delta Ulietta jest jednak inna niż te, które dotąd zniszczyli Obcy. To glob zamieszkały, gdzie ludziom żyje się nieźle i pośpieszna eksmisja nie jest formalnością, a do tego musi być dyskretna. Każdy homo sapiens na słowo „kosmita” przywołuje popkulturowe obrazy najeźdźcy, co zresztą wcale nie jest tu niesłuszne. Na drodze staje też nie tylko logistyka, ale kwestie społeczne i polityczne. Z naciskiem na te ostatnie.

Szmidt to nie autor, który stawia wyłącznie na efektowność space opery. Ewakuacja Delty Ulietty jest dobrym przykładem mechanizmów władzy, tu reprezentowanej przez stronę wojskową, polityczną i korporacyjną. Tak się bowiem złożyło, że planeta bogata jest w cenną rudę i w przeliczeniu na kilogram jest ona znacznie cenniejsza niż ci, którzy ją wydobywają. Autor podgrzewa na dodatek atmosferę wątkiem w poprzedniego tomu, który związany jest z przeszłością Federacji i zbrodniami wojennymi jej obecnych bohaterów. Inwazja Obcych o wyglądzie biblijnym najwyraźniej nie jest wystarczającym powodem, by porzucić pewne ludzkie słabostki, a jeśli przyjrzymy się im bliżej, dostrzeżemy analogie z obecną sytuacją i to nie tylko w Europie.

W recenzji poprzedniego tomu nie chciałem zdradzać tożsamości obcych stojących wyżej od człowieka, ale myślę, że teraz to już konieczne. Ma’lahn to istoty o anielskim, skrzydlatym wyglądzie. Sęk w tym, że na tym podobieństwo się kończy, a oni sami traktują człowieka jak rzeźniczy towar. Czy raczej – jego przodków, bo skądś wzięły się owe mity na temat uskrzydlonych istot. Szmidt sprawnie tworzy obraz przedwiecznego oprawcy, nie popadając przy tym w przesadę w stylu teorii o bogach z kosmosu. Bo krwawe anioły są mało boskie, a ich czyny trudno nazwać oświeconymi. Mimo to człowiek to nadal nędzny robaczek i nieborak, którego nikt jednak nie wspomaga, że tak sparafrazuję Pismo, ale tym razem ma nikłe szanse na danie prztyczka oprawcom z nieba/kosmosu.

Ucieczka z raju rozwiązuje kilka kwestii z pierwszego tomu serii Szmidta i pozostawia czystą ścieżkę pod dalsze wydarzenia. I nie jest przy tym jedynie porządkującym przerywnikiem, a wciągającą opowieścią, w której autor pokazuje, że nawet ewakuacja ludności z zagrożonych terytoriów może być ciekawa, jeśli nie zepchnie się wątku na boczny tor na rzecz kosmicznego pif-paf. Seria Pola dawno zapomnianych bitew to SF, gdzie na znanych miłośnikom gatunku schematach rozrywkowych Szmidt buduje dojrzałą opowieść, która z każdym kolejnym tomem staje się jeszcze lepsza.


Okładka książki Ucieczka z raju

Autor: Robert J. Szmidt
Wydawca: Wydawnictwo Rebis 2022
Liczba stron: 416
Ocena: 80/100

Dziennikarz, felietonista. Miłośnik klasyki SF, komiksów i muzyki minionych bezpowrotnie dekad.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zarejestruj się, jeśli nie masz konta Nie pamiętasz hasła?