Ozzy zaczyna od wspomnień z dzieciństwa i wczesnych lat, gdy nic nie wskazywało na to, że dołączy do panteonu rockowych bogów. Od nieudanych prób odnalezienia się w standardowych zawodach, poprzez pierwsze, chwiejne kroki na rynku muzycznym, po rozwinięcie kariery na międzynarodową skalę. Wszystko to gdzieś już widzieliśmy, ale nie zapominajmy, że to Ozzy Osbourne, osobnik, którego dokonania zawodowe wynoszą go ponad tłum tysięcy gwiazd, a prywatne ekscesy gościły na pierwszych stronach tabloidów, nie wspominając o pamiętnym reality show z udziałem jego rodziny.
Osbourne to obecnie starszy pan. I jak na starszego pana przystało, zebrało mu się na rozliczenie swoich grzechów i wybryków. Wylicza więc w kwiecisty sposób swoje szaleństwa, przyznając się do wielu win, lecz gdzieś w jego słowach rozpala się iskierka zawadiaki z najlepszego okresu Black Sabbath i lat późniejszych, gdy wokalista na jakiś czas rozstał się z grupą. Nie są to przechwałki wujaszka, który to za młodu dał w mordę milicjantowi, a pewna nostalgia względem dawnych głupot, których by się pewnie nie powtórzyło, ale jeśli już miały miejsce, to szkoda byłoby je zapomnieć.
I pewnie dlatego też niektóre treści mogą wydać się kontrowersyjne dla osoby, dla której skandal w wykonaniu celebryty to nagie fotki „wyciekające” do sieci. Zacznę może od kwestii konfliktu muzyka z organizacjami walczącymi o prawa zwierząt. Incydent sceniczny z nietoperzem urósł do poziomu legendy, choć sam zainteresowany zaprzecza tezie, jakoby było to zamierzone i sprawiło mu radość, choć w kilku momentach przyznaje, że jego stosunek do braci mniejszych nie jest godzien pochwały. Nie inaczej jest z konfliktami z rozmaitymi wspólnotami chrześcijańskimi, członkami rodziny i współpracownikami, gdzie często to właśnie Ozzy dolewał oliwy do ognia, choć zdarzało mu się stawać w pozycji defensywnej.
Istotny jest język książki. Ozzy Osbourne to prostoduszny i żywiołowy człek, nieużywający mowy awangardowej, godnej wybitnych literatów. Wokalista Black Sabbath po prostu snuje swą opowieść tak, jak ją zapamiętał i właśnie w tym gawędziarstwie jest moc. Słysząc nawet bełkoczącego momentami Ozzy’ego trudno mi byłoby sobie wyobrazić poprawny społecznie opis jego przeżyć, którym do takowej poprawności daleko. Nie oznacza to absolutnie, że Osbourne pisze trudno wchłanialne kocopoły. Po prostu nie ukrywa swoich win, a przynajmniej nie unika ich tak bardzo, jak bywa to w przypadku innych ludzi showbiznesu. Miejscami jego przygody, bo słowo „przeżycia” jest nieco za zwyczajne, bawią, czasem przerażają, ale nader często pokazują, że pod płaszczem Księcia Ciemności kryje się skomplikowany i niełatwy w relacji człowiek. Żywot Ozzy’ego to nie spacerek po parku, którym może wydawać się przez pryzmat sukcesu, jaki osiągnął, a potknięcia zdarzały się mu wielokrotnie i bynajmniej nie chodzi tu o jego wybryki.
Nie zamierzam stawiać Ozzy’ego Osbourne’a za wzór dla moich hipotetycznych dzieci ani sam nie chciałbym iść jego śladem. W głębi duszy jednak czuję ogromną sympatię do tego szaleńca i ikony ciężkiego brzmienia, któremu udało się przebić do masowej świadomości bardziej niż równym mu w środowisku legendom. Może to zasługa reality show The Osbournes, a może fakt, że Ozzy to prawdziwa gwiazda, rzecz jasna w pełnej czerni. Nie bierzcie tej autobiografii za chwalącą samego siebie opowiastkę. Książka Ja, Ozzy. Autobiografia napisana została na kilka lat przed albumem „Ordinary Man”, gdzie tytułowy utwór mógłby służyć za jej hymn. Osbourne, podobnie jak w wielu swoich utworach, ucieka się w niej do refleksji, niekiedy gorzkiej, choć zniwelowana zostaje ona rogatymi przeżyciami autora, dzięki czemu finalnie dostajemy lekturę obowiązkową nie tylko dla fanów Ozzy’ego i metalowego świata.
Tytuł oryginalny: I Am Ozzy
Autor: Ozzy Osbourne
Tłumaczenie: Dariusz Kopociński
Wydawca: Wydawnictwo InRock 2015
Stron : 404
Ocena: 85/100