Miłość, śmierć i roboty. Oficjalna antologia – recenzja książki

Miłość, śmierć i roboty swego czasu sprawiły, że odnowiłem subskrypcję Netflixa. Antologia animacji z poletka szeroko rozumianej fantastyki okazała się mieć swe korzenie w literaturze, jak zresztą sporo solidnych produkcji filmowych. Sęk w tym, że wszystkie odcinki pierwszego sezonu, które obejmuje ten tom, były bardzo dobre, z kilkoma wybitnymi przypadkami. I sporo w tym było zasługi ruchomych obrazków. Do zbioru podszedłem z lekką rezerwą, jak się okazało, niesłuszną.

Zarówno w przypadku animacji, jak i słowa pisanego, lider pozostaje dla mnie ten sam. Błękit Zimy to historia artysty, który uzyskał niemal boski status. Nie taki jak w serwisach plotkarskich, gdzie sława przemija po jednym skandaliku, a naprawdę ponadczasową chwałę, porównywalną do statusu mistrzów renesansu czy Szekspira. Zima nigdy nie udzielał wywiadów i jego społeczna aktywność ograniczała się jedynie do sztuki, aż pewnego dnia zaprosił na jedyną i niepowtarzalną rozmowę reporterkę, która może zrozumieć jego idee. Alastair Reynolds napisał przepiękną, poetycką historię o artystycznym i egzystencjalnym spełnieniu. O prawdziwej sztuce będącej próbą wyrazu artysty, a nie schlebianiem gustom odbiorców. Gabriele Pennacchioli reżyserujący animację nie tylko sprostał zadaniu, ale nadał nowego wymiaru całości. Wymiaru błękitu Zimy.

Tuż za tą historią stawiam Mechy Steve’a Lewisa i Rybią noc Joe R. Lansdale’a. Pierwsza z historii jako animacja zachowała klimat farmerskiego SF z tytułowymi mechami poskładanymi z maszyn rolniczych, ale proza znacznie rozbudowuje wiele wątków i prosi się o więcej. Z kolei Rybia noc wyprodukowana przez nasze rodzime Platige Image, to historia zachowująca eteryczny klimat i wydarzeniami wierna oryginałowi, ale twórcy animacji pozwolili sobie na pewną roszadę względem historii Landsale’a. I w tych dwóch przypadkach nie wiem, czy animacja wpłynęła na odbiór słowa, czy słowo wzmocniło siłę animacji…

Są jednak opowieści, które choć napisane znakomicie, znacznie lepiej mają się na ekranie. Mowa tu o dynamicznym Świadku pióra Alberto Mielgo, za którego zekranizowanie odpowiadał zresztą reżyser Błękitu Zimy. Miejska, nieco futurystyczna i brudna atmosfera pełna adrenaliny nie porywa tak bardzo na papierze i bliżej jej do scenariuszowego skryptu niż czystej opowieści. To samo można zarzucić Martwemu punktowi Vitalyia Shushko, ale ta historia w obu wydaniach jest znacznie prostsza i różnica nie jest tak wyraźna. Trzy roboty z kolei to podobna sytuacja, ale dialogi Johna Scalziego błyszczą w każdej formie.

Miłość, śmierć i roboty. Oficjalna antologia to jeszcze kilka świetnych opowiadań, ale nie chcę zanudzać was wyliczeniami. Cały zbiór to zestaw poważnego SF i jeśli nawet któreś z opowiadań obfituje w humor i lżejszy język, to nie jest fantastyką groszową, o której szybko zapomnicie. Ważne pytanie. Co poznać pierwsze? I niestety czuje się tu rozdarty, gdyż obie formy ukazania świetnych historii kupiły moją duszę, więc trochę Wam utrudnię. Czytajcie i oglądajcie jednocześnie. Odcinki serialu są krótkie, a niewiele dłużej zajmie wam lektura. I w trakcie zdecydujecie, co poznacie najpierw. Żadna z opcji was nie rozczaruje, jedynie ubogaci i wzmocni wrażenia.

Miłość, śmierć i roboty to serial polecany przeze mnie każdemu, zwłaszcza ludziom co gardzą fantastyką. I tak będzie również z książkowym pierwowzorem, bo choć jestem wyznawcą słowa pisanego, to stawiam znak równości między fenomenalną antologią filmową i jej źródłem. Wydawnictwo Nowa Baśń zapowiedziało kolejny tom i choć następne sezony animacji są nieco skromniejsze, to proza może rzucić na nie zupełnie nowe światło. Byle jak najszybciej.


Okładka książki Miłość, śmierć i roboty. Oficjalna antologia

Tytuł oryginalny: Love, Death & Robots: Offical Anthology
Scenariusz: John Scalzi, Alastair Reynolds, Vitaliy Shushko, Michael Swanwick, Marko Kloos, John R. Lansdale, Peter F. Hamilton, Alberto Mielgo, Steve Lewis, Kirsten CrossClaudine Griggs, Ken Liu, David W. Amendola,
Tłumaczenie: Wojtek Cajgner
Wydawca: Wydawnictwo Nowa Baśń 2022
Liczba stron: 400
Ocena: 85/100

Dziennikarz, felietonista. Miłośnik klasyki SF, komiksów i muzyki minionych bezpowrotnie dekad.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zarejestruj się, jeśli nie masz konta Nie pamiętasz hasła?