Graysona nie trzeba chyba nikomu przedstawiać, a i jego genezę znają z pewnością wszyscy miłośnicy DC Comics. Na szczęście twórcy komiksu Zaginione wesołe miasteczko – Opowieść o Dicku Graysonie nie zdecydowali się po raz kolejny opowiadać o tragedii, jaka spotkała młodego chłopaka podczas akrobatycznych występów, o śmierci rodziców i o tym, jak trafił pod skrzydła pewnego jegomościa lubiącego przebierać się za nietoperza. Nie, scenarzysta Michael Morecci (Posiadłość, Batman – Detective Comics) i rysowniczka Sas Milledge serwują nam pełną magii opowieść o szczenięcym zauroczeniu, chociaż utrzymaną w cyrkowo-rozrywkowych klimatach.
Dick nie chce iść w ślady swoich utalentowanych rodziców – życie akrobaty w cyrku Haly’ego po prostu go nie kręci, występuje z musu. Sam cyrk również podupada, przyciąga coraz mniejszą widownię, a gwoździem do trumny ma okazać się wesołe miasteczko, które rozbiło się tuż obok. A podobno dzieje się tam prawdziwa magia, co przyciąga tłumy. Również młody Grayson wydaje się zauroczony nowym miejscem, szczególnie kiedy poznaje tam piękną, lecz tajemniczą Lucianę. W wesołym miasteczku dzieje się jednak coś dziwnego, skrywa ono jakąś smutną, bolesną tajemnicę z przeszłości.
Zaginione wesołe miasteczko – Opowieść o Dicku Graysonie to historyjka, która mogłaby posłużyć za scenariusz odcinka serialu typu Gęsia skórka albo Czy boisz się ciemności. Dostajemy prostą, pozbawioną zwrotów akcji, mało angażującą historyjkę dla młodszych odbiorców, którzy nie kojarzą pewnie nawet Dicka ze strojem Robina. Wszystko wydaje się tu naciągane i rozwleczone, a problemy nastolatka, który musi wcielać się w rolę, w którą wcielać się nie chce, nikną pod warstwą fabularnych skrótów i pójścia na łatwiznę.
Skoro scenariuszowi brak pazura i polotu, sytuację mogłaby chociaż ratować warstwa graficzna, ale niestety i to się nie udało. Rysunki Sas Milledge są po prostu… brzydkie. Wyglądają jak wyjęte ze szkolnego podręcznika, brak im artyzmu, a tym większe mają nieszczęście, że publikacja komiksu Zaginione wesołe miasteczko – Opowieść o Dicku Graysonie zbiegła się z wydaniem opowieści o Harley i siłą rzeczy to właśnie z nią będę ją zestawiał. Sytuację ratuje nieco żółtopomarańczowa i niebieska, klimatyczna i tajemnicza kolorystyka dobrana przez Davida Calderona, ale sami przyznacie, że to trochę za mało.
Nie zrozumcie mnie źle – to nie jest gniot niewarty uwagi, ale od komiksów dla dzieci i młodzieży oczekiwałbym jednak pewnego polotu, zaangażowania odbiorcy w historię, zaskoczenia go. Twórcy powinni traktować tych odbiorców jak dorosłych, podawać lżejsze treści w sposób interesujący, ciekawy, fascynujący. Dla przykładu, bardzo podobało mi się to, że Moreci nie zdecydował się na pełny happy end, a słodko-gorzki wydźwięk ostatnich rozdziałów był najlepszym momentem całości.
Jeśli więc możecie w tym miesiącu zainwestować swoje ciężko zarobione pieniądze tylko w jeden komiks z cyklu DC powieść graficzna 13+, niech to będzie opowieść o Harley. Zaginione wesołe miasteczko – Opowieść o Dicku Graysonie, chociaż ma przebłyski, głównie wtedy, kiedy mówi o pierwszej, ulotnej wakacyjnej miłości i stracie, pozostaje pozycją co najwyżej przeciętną. A szkoda, bo potencjał ta postać ma o wiele większy.
Tytuł oryginalny: The Last Carnival: A Dick Grayson Graphic Novel
Scenariusz: Michael Moreci
Rysunki: Sas Milledge
Tłumaczenie: Alicja Laskowska
Wydawca: Egmont 2022
Liczba stron: 192
Ocena: 40/100