X-terminacja – recenzja komiksu
Brian Michael Bendis sprawił swoim kolegom po fachu niezłego psikusa. Jego All-new X-Men wywołało spore zamieszanie ze ściągnięciem pierwszej piątki uczniów Xaviera i nie byłoby w tym nic złego, gdyby nie chaos, jaki zapanował po zakończeniu serii i oddaniu losów jej bohaterów w ręce innych twórców. I tak Cyclops, Jean Grey i reszta błąkali się po różnych tytułach, aż przyszedł czas na uprzątnięcie tego bałaganu. To zadanie przypadło Edowi Brissonowi i życzyłbym sobie, żeby każdy bałagan fabularny był tak sprawnie ogarnięty.
Pierwsza piątka znalazła się na celowniku osobnika, który nie przepada za gatunkiem homo superior. Dziwi mnie, że cały wór stałych wrogów X-Men nie wpadł wcześniej na to, że jak usiecze się jednego z młokosów, to całe kontinuum pójdzie w diabły, a na pewno los ten spotka mutantów. Dzieciarnia nie jest na szczęście łatwym celem i nawet tak wielki złol jak Ahab może połamać sobie na nich zęby.
Ahab to czarny charakter rodem z niezbyt przyjaznej dla mutantów przyszłości. To kolejny ekstremista chcący wybić cały gatunek homo superior, uciekający się do podłych metod. Łotr używa Ogarów, zniewolonych i zdziczałych mutantów polujących na swych pobratymców w bezlitosny sposób, a w X-terminacji proces ich „rekrutacji” wchodzi na nowy poziom. Ed Brisson ciekawie wykorzystał postać, wspinając się na dość ryzykowne wysokości w kwestii manipulacji czasem, lecz wychodząc ze wszystkiego nader gładko.
X-Meni i czasowe awantury są jak Spider-Man i problemy osobiste – nierozłączni. Niektórym autorom granie kartą temporalnych zawirowań wychodzi licho, ale Brisson, sięgając po ryzykowny spadek po BMB, rozwiązał jego bolączki bez uszczerbku na umyśle czytelnika. X-terminacja to przede wszystkim przenosząca się z miejsca na miejsce akcja z kilkoma składami mutantów w centrum. Nie jest to też opowiastka, która nie przynosi żadnych konsekwencji, bo niektórzy mutanci kończą tu swą drogę i nie chodzi tylko o postaci z tła. Historia ta jest o szczebelek mocniejsza od All-new X-Men, choć wpisuje się w klimat tego tytułu, zwłaszcza w kwestii rysunków.
Pepe Larraz miał swój udział w Power of X/House of X i w X-terminacji dostajemy przedsmak tego, co autor potrafi. Dzięki temu klimat bliski jest All-new X-Men, co daje nam odczucie płynnej kontynuacji, tak jakby po drodze nie miały miejsca te wszystkie nieskoordynowane i nieprzemyślane wydarzenia z oryginalną piątką X-Men. Larraz nie wychodzi poza pewne standardy w komiksie superbohaterskim, ale jego warsztat jest znacznie ciekawszy niż wielu liniowych rysowników, których talent pożera brak pomysłu na tworzone kadry.
Tak powinno gasić się potencjalne fabularne pożary i finalizować niedokończone wątki. Ed Brisson może nie stworzył dzieła epokowego, ale udało mu się w pięciu zeszytach dać czytelnikowi dobrą opowieść, która wykonała to, do czego została stworzona, a nawet otwarła kolejny rozdział w historii X-Men. Brian Michael Bendis ostatnimi laty jest cieniem siebie z czasów swego runu Daredevila czy Rodu M, ale gdy wyrwał młodych X-Men z ich epoki, rozpoczął jeden z ciekawszych epizodów w historii i dobrze, że ktoś tak sprawnie to zakończył. Choć oczekiwanie było stanowczo za długie. Kolejne historie z Dziećmi Atomu zapowiadają się świetnie i nie mam na myśli tylko tych związanych z Marvel Fresh.
Tytuł oryginalny: Extermination
Scenariusz: Ed Brisson
Rysunki: Pepe Larraz
Tłumaczenie: Marek Starosta
Wydawca: Egmont 2021
Liczba stron: 144
Ocena: 75/100