Witajcie w świecie, gdzie dyrektorem szkoły w Westchester jest Magneto, a jego dawne Bractwo nosi nazwę Freedom Force i żyje wygodnie na rządowym garnuszku. Do tego drużyna X-Factor to nie kto inny jak pierwsza piątka X-Men udająca łowców mutantów. Choć dziś, po wielu szalonych ideach, jakie Marvel wprowadził w życie, to wszystko nie brzmi może szokująco, to w tamtym okresie było sporym zamieszaniem na planszy. Najgorsze miało dopiero nadejść. Grupa Marauders bierze na celownik społeczność Morlocków, mutantów żyjących na marginesie nawet własnego gatunku.
Nazwa tej de facto mniejszości w mniejszości w oczywisty sposób nawiązuje do Wehikułu czasu Wellsa i częściowo oddaje ich naturę. Żyją w kanałach Nowego Jorku i mają ku temu powody. Należąc do gatunku homo superior, nie posiadają tak spektakularnych zdolności jak X-Men, a często jedynym przejawem mutacji jest kalectwo. Łatwo więc można sobie wyobrazić, że w czasie, gdy mutanci ponownie stają się wrogami publicznymi numer jeden, to ta grupa wystawiona jest na pierwszy ogień. Chris Claremont, na wiele lat przed Grantem Morrisonem i Brianem Michaelem Bendisem, przedstawił ponure wydarzenia, dalekie od tego, co zwykło kojarzyć się z komiksem z superludźmi. A to dopiero początek większych problemów X-Men i ich pobratymców.
Darzę X-Men wielką miłością, ale nie mogę być ślepy na pewne mankamenty. X-Men. Punkty zwrotne: Masakra mutantów to komiks naznaczony słusznie minionym sposobem narracji, gdzie dymki opisywały niemal każdą lokację, ruch bohaterów i wiele więcej. Nie umniejsza to na ogólnym zamysłom fabularnym, ale nie czyta się tego gładko. Wydarzenia umiejscowione są też w dość szczególnym momencie w historii X-Men i choć wówczas były one znaczące, niewiele dziś po nich zostało. Są one jak znakomita rola legendarnego aktora, który przez lata zdążył zmienić swój wizerunek, ale nadal z szacunkiem wspomina się ten punkt w jego karierze. Aby nie być zrzędą, wspomnę jedynie, że Masakra mutantów jest początkiem większych zawirowań i dlatego zyskuje mój kredyt zaufania.
Team-upy i rozmaite występy gościnne często trącą banałem i brakiem pomysłu, jak je przedstawić, by nie było zgrzytów i zwyczajnej żenady. I zwykle idzie to właśnie drogą braku spójności i politowania ze strony czytelnika. Tu wygląda to lepiej. Może dlatego, że przedstawiona historia była wydarzeniem odbijającym się echem w innych tytułach Marvela? Gościnnie dostajemy Power Pack, grupę dzieciaków obdarzonych mocami, którzy w swej formie o dziwo mnie nie drażnią, a nawet udało im się wzbudzić moje zainteresowanie. Jest pojedynek Sabretootha i Daredevila, który jakoś mi nie zagrał. No i najważniejszy gość – Thor. Gromowładny dźwiga na swych barkach własne problemy, ale kolejny raz pokazuje, że jest ciężką artylerią w świecie Marvela. Za epizod z nim odpowiada Walt Simonson i każda porcja jego wizji Asgardu jest na wagę złota.
Album ten to zbiór składający się z kilku pozycji z mutantami, gdzie obok Sala Buscemy pojawiają się Alan Davis i Barry Windsor-Smith. Piękne retro, ale nie drażniąca ramotka, ładna tylko dla koneserów. Miejscami czuć co prawda czujne oko Comics Code Authority, choć coraz bardziej niedowidzące. Kanały NY wypełnione ciałami Morlocków, zachowanie i postać Sabretootha czy uziemiony Angel są dowodem na to, że druga połowa lat 80. stanowiła dla superbohaterów wejście w mroczniejsze klimaty.
X-Men. Punkty zwrotne: Masakra mutantów przenosi nas kilka dekad wstecz w stosunku do wydanej już w ramach tego cyklu Trylogii Mesjasza. I czuć tu upływ czasu, co też spowodowane jest zupełnie innymi realiami, w jakich znajdowali się bohaterowie w 1986 roku. Nadal jest to historia znacząca, nawet po Morrisonie, Bendisie czy Hickmanie. Ale jej pierwotny wydźwięk przepadł na przestrzeni lat, tak zresztą jak śmierć Jasona Todda czy większość wstrząsów fabularnych dekad 80, 90 i 00. Masakra mutantów to porcja solidnego Marvela, nieprzekombinowana, świetnie sprawdzająca się nie tylko jako rozrywkowa lektura, ale i mała lekcja historii komiksu. Przemijająca maniera narracji miesza się tu z dojrzalszymi wątkami, ale finalnie wygrywają na szczęście te drugie. Kolejny przystanek – Upadek mutantów, a tuż za nim Inferno.
Tytuł oryginalny: X-Men Milestones: Mutant Massacre
Scenariusz: Chris Claremont, Ann Nocenti, Louise Simonson, Walter Simonson
Rysunki: Butch Guice, Alan Davis, Rick Leonardi, Sal Buscema, John Romita Jr, Bret Blevins, Terry Shoemaker, Walter Simonson, Jon Bogdanove, Barry Windsor-Smith
Tłumaczenie: Weronika Sztorc
Wydawca: Egmont 2022
Liczba stron: 320
Ocena: 80/100