X-Men: Czerwoni – recenzja komiksu

Gdy prześledzimy historię Jean Grey, otrzymamy pasmo niezrozumiałych, chaotycznych decyzji Marvela, który w sposób absurdalny poniewierał jedną z najlepszych kobiecych postaci, jakie miał. A to ginie. A to się okazuje, że to nie ona. A to, że jednak ginie, ale ktoś sprowadza jej młodszą wersję z przeszłości i ta dalej. Strach pomyśleć, co przeżyje rudowłosa telepatka w przyszłości. Na razie jednak X-Men: Czerwoni dają jasny sygnał, że panna Grey powraca na dobre i to nie jako ładna doczepka do Logana lub Cyclopsa.

Strona komiksu X-Men: Czerwoni

Jean Grey od razu bierze się do roboty. Mimo jej „śmierci” ładnych kilka lat temu ludzkość nadal nie lubi mutantów i to nawet bardziej. Grey, już bez mocy Phoenix, zaczyna działać globalnie, jak za czasów papy Xaviera. Jej powrót cieszy i mimo że nie jest jedynym zmartwychwstaniem, to najbardziej zasłużonym dla bohaterki. Ale czy Jean u boku Nightcrawlera, X-23 i ze wsparciem Wakandy oraz Atlantydy zdoła pokonać zagrożenie, które już poprzednio niemal rozbiło o wiele stabilniejszą wówczas grupę X-Men? W cieniu wszystkiego kryje się Cassandra Nova ze swoim planem ludobójstwa Dzieci Atomu.

My, Polacy, jesteśmy narodem, który lubi gdy zagraniczny artysta przywita się po polsku ze sceny, a w dużej produkcji filmowej pojawi się polski akcent. Chodziaż jeden. W X-Men: Czerwoni Tom Taylor odwiedza kraj nad Wisłą, choć nie po to, by sławić jego dobra, a uwikłać go w kampanię przeciw mutantom, a czyni to poprzez między innymi naszego prezydenta. Nie spodziewajcie się jednak obecności realnej postaci. Tutejsza głowa państwa to w najlepszym wypadku hybryda prezydentów Dudy i Wałęsy. A biorąc pod uwagę ich sprzeczności polityczne i uwielbienie obu do długopisów myślę, że nie potrzeba było Cassandry Novy, by podpis pojawił się tam, gdzie powinien. A raczej nie powinien. Niby fajnie, że ktoś dostrzegł Polskę, a nie stworzył państewka w stylu Latverii, ale jeśli pamiętacie słynną scenę z Magneto w wykonaniu Fassbendera i jego wypowiedź po polsku, to jest to niewiele ponad tamten poziom…

raStrona komiksu X-Men: Czerwoni

W X-Men: Czerwoni pojawia się temat tolerancji i przeciwstawnych do niej postaw. Nie jest to jednorazowe zjawisko, ale stały element historii z mutantami, występujący w różnych stężeniach na poszczególnych etapach ich istnienia. Tom Taylor serwuje nam go dość hojnie, miejscami nawiązując do walki o prawa różnorakich mniejszości, uderzając przy tym w zjawisko tak zwanej mowy nienawiści. Ale nie obawiajcie się światopoglądowych agitek, bo w tej kwestii twórca DCeased zachowuje rozsądek. To przedłużenie tego, co występowało jeszcze w czasach Stana Lee, choć podane w nieco w inny sposób. Kłopot z tym komiksem mam jednak inny.

Taylor sięga po postać Cassandry Novy, bliźniaczki Xaviera. Jej twórca, Grant Morrison, nadał jej charakterku eugenicznej eksterminatorki homo superior, czyniąc z niej antagonistkę na miarę swego nazwiska. W X-Men: Czerwoni Nova powierzchownie się nie zmienia. Kobieta również ucieka się do masowej manipulacji i zachowuje część swego zła, ale wydaje się wręcz ocenzurowana w stosunku do czasów New X-Men. Jej radykalizm to świetna rzecz, ale zachowanie i wypowiedzi przypominają raczej jakiegoś kieszonkowego łotra klasy C, nie zaś mocną, silnie zarysowaną postać. I chyba to największy problem całej narracji Taylora. Potrafi on poruszyć dojrzałe tematy i postaci, nie mogąc jednak oprzeć się sensacyjnej komiksowej narracji, godnej raczej pobocznej serii, niż porządkującego i wnoszącego pewne zmiany tytułu.

Strona komiksu X-Men: Czerwoni

Główne serie superbohaterskie czasami rysowane są przez rysowników szczególnych, ale częściej zdarza się, że wydawca woli bezpiecznych, ale utalentowanych fachowców, którym nie w głowie bycie drugim Billem Sienkiewiczem czy Frankiem Quitelym. Mahmud Asrar pojawił się już w Polsce i pokazał, że obok niezłego warsztatu ma też pomysł na rozpisanie akcji na blockbusterowym poziomie, ale nie potrafię przypomnieć sobie ani jednego kadru jego autorstwa i nie inaczej jest z pozostałymi rysownikami. Nie jest to wada, ale i nie można zaliczyć tego na plus. Takie Extraordinary X-Men, liche fabularnie, ratowało się Humberto Ramosem, a tu, na oczekiwanym, przyzwoitym poziomie są jedynie okładki Travisa Charesta.

Tom Taylor tworzy dzieło niewymagające, choć zawierające wszystko to, co powinno znaleźć się w przygodowej historii z X-Menami. Dobrze, że wszystko wraca do normy i Marvel pozwala autorom spokojnie przeprowadzić wskrzeszenia, ale głębia czasem mogłaby zastąpić akcję… Tymczasem jesteśmy na prostej drodze do House of X/Power of X, ale to zapewne dopiero w przyszłym roku, a co tu mówić o evencie Hellfire Gala. Jeszcze w tym roku jednak pojawi się kilka historii osadzonych w głównym świecie Marvela, że nie wspomnę o X-Men: Wielki projekt Eda Piskora, pierwszej historii w ramach X-Men Milestones, czy komiksach od Muchy. Mutantów nigdy za wiele i choć w MCU nadal o nich cicho, to w komiksach zdobywają coraz większe pola czytelniczej uwagi.


Okładka komiksu X-Men: Czerwoni

Tytuł oryginalny: X-Men Red vol.1: The Hate Machine, X-Men Red vol.2:Waging Peace
Scenariusz: Tom Taylor
Rysunki: Mahmud Asrar, Carmen Carnero, Roge Antonio
Tłumaczenie: Weronika Sztorc
Wydawca: Egmont 2021
Liczba stron: 284
Ocena: 70/100

Dziennikarz, felietonista. Miłośnik klasyki SF, komiksów i muzyki minionych bezpowrotnie dekad.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zarejestruj się, jeśli nie masz konta Nie pamiętasz hasła?