Liczące się siły we wszechświecie ponownie biorą na cel kamienie nieskończoności. Rozmaite potęgi skaczą sobie do gardeł w ich poszukiwaniu, gdy tymczasem część z nich trafia do konkretnych osób. I nie są to kosmiczni tytani czy wyłącznie herosi. Zdradzę tylko, że jeden z nich wpada w ręce trzecioligowego zbira z otoczenia Daredevila. Rzecz jasna najbardziej prędkimi do ich zebrania i zabezpieczenia są Strażnicy Galaktyki, niemal każdy z różną motywacją. Na pierwszy rzut oka szykuje się event o poszukiwaniu artefaktów i superbohaterskiej wojence. I trochę tak jest, ale od zanudzenia chroni swobodne podejście Gerry’ego Duggana do tematu. Scenarzysta tworzy kwintesencję tego, czym są komiksowi Strażnicy Galaktyki, a przy tym nieco modyfikuje pewne szczegóły. Dotyczy to właściwie wszystkiego na łamach tego komiksu.
Spora jego część to zakończenie wątków ze Strażników Galaktyki. Mamy więc ledwo wskrzeszony Korpus Nova, dylematy moralne Gamory i Draxa oraz wątek z Grootem i Ogrodnikiem. Gerry Duggan sporo czerpie z tego, co stworzyli poprzedni architekci kosmicznego Marvela – Jim Starlin i tandem Abnett/Lanning. Przy czym nie otrzymujemy jakichś tam grzecznościowych hołdów, a ciekawie rozpisane rozwinięcie stworzonych przez nich wątków. Wydawca pozwolił sobie też na małe streszczenie wszystkiego, co wiąże się z ulubionymi kamykami Thanosa, co zgrabnie zachęca do nadrobienia zaległości i nie pozwala się zgubić początkującemu odbiorcy.
Marvel Fresh to czas zmian, polegających na jak najszybszym powrocie do klasyki. Młoty i tarcze wracają do dawnych rąk, a dawne kosmiczne siły znów przejmują swe dawne funkcje. Dugganowi przypadł kwartał świata Marvela do uporządkowania i wywiązał się z tego przyzwoicie. Aczkolwiek o ile Dom Pomysłów w Marvel NOW! 2.0 poszedł za daleko z przełamaniem starych schematów, tak w Marvel Fresh nawet te dobre modyfikacje są cofane. Na tym etapie ciężko stwierdzić, co z tego wyniknie, ale stabilizacja była potrzebna. Choć los jednego z protoplastów Avengers jest dla mnie dość ryzykownym posunięciem…
Rysownicy pokroju Mike’a Allreda czy Aarona Kudera znakomicie wpasowują się w kosmiczne klimaty, zwłaszcza gdy naznaczone są one pewnym umownym humorem. Allred oddał ducha przemian Warlocka i jego pewną ponadczasowość. Kuder pojawił się już w Strażnikach Galaktyki i świetnie czuł ducha narracji Duggana. A co z Mike’ami: Hawthornem i Deodato? Tej dwójce zawdzięczamy pewien balans, łagodzący standardowymi planszami ekscentryzm kolegów.
Wojny nieskończoności: Odliczanie to dość samodzielny album, jak na preludium do większej historii, które zresztą jest niezbędne do jej zrozumienia. Duggan stara się powoli wyjść z lekkiego klimatu serii o grupie Star-Lorda, choć nie zawsze mu się to udaje. Ale może właśnie dzięki temu opowieść pozbawiona jest tej pompatycznej powagi, która to mówi, że galaktyka zagrożona i tak dalej. Wszystko może rozsypać się w jednej chwili, ale czy w świecie ludzi w pelerynach to nie codzienność? Duggan stawia przede wszystkim na rozrywkę i widowisko, a kontynuację tego znajdziecie w Wojnach nieskończoności.
Tytuł oryginalny: Infinity Countdown
Scenariusz: Gerry Duggan
Rysunki: Michael Allred, Mike Deodato Jr., Mike Hawthorne, Aaron Kuder
Tłumaczenie: Marcin Roszkowski
Wydawca: Egmont 2021
Liczba stron: 264
Ocena: 75/100