W ostatnich albumach sporo się działo, dlatego Ultimate Spider-Man tom 11 to mieszanka wielu wątków i liczne występy gościnne, o których napiszę więcej za chwilę. Na scenę powraca Venom, a po zamieszaniu z „Bendisowej” wersji Sagi klonów mamy jeszcze klona zmarłej Gwen Stacy zarażonego pasożytem Carnage’a (!). Jeśli już teraz wydaje Wam się to zbyt szalone i naciągane to pewnie macie trochę racji, ale musicie wiedzieć, że Brian Michael Bendis całkiem dobrze poradził sobie z opowiedzeniem odświeżonej i nieco poprzestawianej wersji tej historii.
Skoro już przy scenarzyście jesteśmy, na końcu Ultimate Spider-Man tom 11 zamieszczono dość obszerny wywiad z 2009 roku, w którym Bendis opowiada o tym, jak otrzymał propozycję opowiedzenia historii Człowieka-Pająka na nowo, jaka z tym wiązała się odpowiedzialność (i moc!), a także jak bardzo bał się opinii samego Stana Lee. BMB wspomina jak trudno było znaleźć elementy tej opowieści, które się zestarzały i przestały dobrze funkcjonować. Rzuca też anegdotami – opowiada na przykład, jak wraz z The Manem gościli u Sama Raimiego na pokazie niedokończonej jeszcze wersji filmowych przygód Spider-Mana. Jeśli zazwyczaj pomijacie dodatki, tym razem polecam się w nie wgłębić – rzeczony wywiad to naprawdę kopalnia ciekawostek.
Wracamy do samego komiksu. Zamieszanie z symbiontami zwraca uwagę wszystkich największych sił świata Marvela – i tych dobrych, i tych złowieszczych. Mamy więc S.H.I.E.L.D., Ultimates (czyli inkarnację Avengers ze świata Ultimate), Silver Sable ze swoją armią najemników, czy wreszcie samą Hydrę. Jakby tego było jeszcze mało, pojawiają się Beetle i Sęp. Akcji jest więc dużo i chociaż w recenzji poprzedniego tomu nieco na nią narzekałem, tym razem całość wypada naprawdę przyjemnie, również za sprawą udanej warstwy graficznej.
Zatrzymajmy się tu na chwilę. Wciąż żałuję, że mój ulubiony rysownik Mark Bagley został tu podmieniony na Stuarta Immonena, ale uczciwie trzeba przyznać, że kanadyjski artysta również doskonale sobie radzi. W Ultimate Spider-Man tom 11 mamy jeszcze Annual #3 z rysunkami Davida Lafuente (All New X-Men, Superman), który o wiele lepiej radzi sobie z akcją niż statycznymi scenami i gdzie pojawia się Mysterio. Są tu też dwa wzruszające zeszyty Ultimate Spider-Man Requiem, w których na osłodę dostajemy rysunki współpracującego z Immonenen Bagleya. Jest więc dynamicznie, kolorowo, dostajemy też kilka rewelacyjnych, zapadających w pamięć Splash Pages.
To nie koniec niespodzianek, jakie przygotowali dla nas twórcy. W komiksie pojawią się Spider-Woman, Jessica Jones, a w Nowym Jorku gigantyczne spustoszenie będą siać Hulk i Magneto. Szczególnie ten drugi przyczyni się do wielkich zniszczeń, które pochłoną miliony ofiar. Spider-Man stanie ramię w ramię z bohaterami takimi jak Daredevil czy Doktor Strange, ale potyczka na ulicach miasta i tak dla wielu skończy się tragicznie.
Ultimate Spider-Man tom 11 to dobra odsłona serii, którą czyta się dobrze za sprawą błyskotliwych (chociaż po tylu latach miejscami nieco męczących) dialogów Briana Michaela Bendisa, ale przede wszystkim za sprawą pasji scenarzysty, który pragnął tworzyć przygody ikony Marvela po swojemu, jednocześnie zachowując całe jego dziedzictwo, które uczyniło go wielkim superbohaterem. Rysownicy dwoją się i troją, żeby seria wyglądała fantastycznie, jeśli więc nie macie możliwości nadrobienia przygód Pajęczaka od lat 60, to inicjatywa spod znaku Ultimate będzie idealnym wyborem.
Tytuł oryginalny: Ultimate Spider-Man vol 11
Scenariusz: Brian Michael Bendis, David Lafuente
Rysunki: Stuart Immonen, Mark Bagley, David Lafuente
Tłumaczenie: Marek Starosta
Wydawca: Egmont 2022
Liczba stron: 384
Ocena: 85/100