Tom Strong tom 2 rozpoczyna się przygodą, w którą zaangażowani zostają tytułowy bohater, Tesla – jego młodsza wersja i króliczy odpowiednik z kreskówkowego świata. Moore pozwala sobie na satyrę nie tylko w tym punkcie, ale przy tym nie zapomina o osadzeniu jej na fundamentach ciekawej akcji. Zresztą to nie jedyna zabawa ogranymi motywami w lekko karykaturalnym zabarwieniu. Dziki Zachód widziany trzema oczami to również pokaz umiejętności czerpania z ogranych gatunków i motywów, podobnie jak i sprawa z dawną, nie tak już gorącą miłością Toma.
Alan Moore to artysta skomplikowany. Obecnie obraził się na medium komiksowe, zapominając, że jest jedną z legend tego przemysłu. Lubi też podciągać poziom swych dzieł nie patrząc na opinie, że miejscami szczególiki jego dzieł rozumie tylko on sam. Tom Strong tom 2 to z kolei niebywałe jak na niego rozluźnienie w tej kwestii, które do końca mu nie wychodzi. Miejscami czuć, że Brytyjczyk chce zaszaleć, ale konwencja komiksu nie pozwala na coś, co zwykł tworzyć. Wierni fani pewnie i tak docenią tę serię i nie będą mieli się czego wstydzić, bo umowność, głupota i taktyka szokowania czytelnika się tu nie pojawiają.
Choć Fantastyczna Czwórka nazywana jest Pierwszą Rodziną Marvela, to nigdy nie przekonywała mnie ona jako podstawowa komórka społeczna. Wszystko było tam naciągane jak Mr Fantastic i brakowało mi familijnego ciepła czy wprost przeciwnie – problemów, które nie byłyby w żaden sposób powiązane z trykotami. Tom Strong jest w tym znacznie lepszy. Nie dostajemy tu może familijnych dramatów, ale sprawa Tesli i jej ognistego amanta czy relacje małżeńskie państwa Strong przekonują mnie o wiele bardziej niż nierzadka drętwota i poprawność pożycia Richardsów. Moore co prawda też angażuje Strongów w liczne awantury o wiele częściej niż pokazuje ich codzienny żywot, ale za to czyni to w zgrabniejszy sposób, nad którym nie unosi się widmo komiksów z minionych epok.
Tom Strong jako postać ma w sobie ten sam pierwiastek, co Superman i podobni jemu mesjańscy herosi. Moore skutecznie odcina to, co mogłoby zepsuć tego bohatera i zrobić z niego piękną, lecz pustką kukłę, co pokona wszystkich, a nawet miejscami kpi ze swego bohatera, jak w historii z kolejną alternatywną wersją herosa, gdzie jego ojcem nie był znany naukowiec, a jego dalsze życie osobiste rozwinęło się w zupełnie innym kierunku. Inaczej też prezentowani są złoczyńcy, nie w tak bezwzględny i jednoznaczny sposób, jak bywa to w innych komiksowych światach.
Tom Strong tom 2 to dobra pozycja do miękkiego przejścia z przeciętnego komiksu z herosami do tego, co tworzy Alan Moore. Jest ciekawszy i bardziej złożony niż liniowce DC i Marvela, ale nie porywa od razu na głębokie wody, po jakich zwykle pływa Moore. Przygoda i jej treść są pełne energii, ale niezwykle wyważonej i napędzonej jego sprawną ręką, ale sensacja czasem może przykryć dramaturgię serwowanej opowieści. Jeśli natomiast jesteś już po lekturze najważniejszych dzieł brodatego scenarzysty, to możesz odczuć pewien dysonans i warto przestawić się na lżejszą treść i nie zniechęcić się do komiksu tylko dlatego, że nie ma w sobie powagi Strażników czy złożoności Ligi niezwykłych dżentelmenów.
Tytuł oryginalny: Tom Strong Book Two
Scenariusz: Alan Moore
Rysunki: Chris Sprouse
Tłumaczenie: Paulina Braiter
Wydawca: Egmont 2021
Liczba stron: 336
Ocena: 80/100