Tom 10: Smax i inne opowieści – recenzja komiksu

Było sobie kiedyś wydawnictwo WildStorm, którego istotnym filarem był Jim Lee. Artysta ten zatrudnił u siebie legendę równie wielką, a nawet większą niż on sam – Alana Moore’a. Brodacz dostał nawet swój imprint America’a Best Comics, samym tytułem mający dać brytyjskiego prztyczka w nos jankeskim molochom. Niestety biznes jest twardy i WildStorm stało się ostatecznie częścią DC Comics, którego Moore nie cierpiał. To przelało czarę goryczy i do dziś obserwujemy spektakl marudzenia, zwłaszcza na aspekt komercyjny tej branży. Nie przeszkadza jednak to posiadaczom praw do dzieł tego autora na nich zarabiać. Top 10: Smax i inne opowieści, jak również poprzedni album, kryją się przed wzrokiem głodnych dolarów filmowców, co zapewne budzi uśmiech pod brodą mistrza Alana. A może to on rzucił czar na część swej bibliografii? Niemniej warto przyjrzeć się zbiorowi historii z futurystycznego Neopolis.

Strona komiksu Top 10: Smax i inne opowieści

W roku 1949 cofamy się do początków Neopolis, gdy znany z poprzedniego albumu szef policji Traynor był młodzikiem, a echa II wojny światowej wciąż nie ucichły. Już tu widać jak ciekawa  jest cała koncepcja Top 10. Konflikt rozpętany przez Hitlera miał miejsce, ale z przytupem w postaci superludzi wszelkiej maści, których część została przejęta przez USA jako wysoce wyspecjalizowani naukowcy. Mamy więc sztych pod żebra dla polityki Stanów Zjednoczonych, ale przy okazji szereg interesujących pomysłów. Obok tego dostajemy konflikt z węgierskimi wampirami oraz wątek akceptacji odmiennej orientacji seksualnej. Klimat Złotej Ery przetworzony przez Moore’a nie traci tym samym wiele na swej przygodowości, zyskując jedynie poważniejszy filtr.

Smax to odmienna i dziwna jak na Top 10 opowieść, w której tytułowy niebieskoskóry kolos wraz ze swą partnerką Toybox udają się w jego rodzinne strony. Na pewno znacie baśnie z krasnoludkami, elfami i smokami. Teraz nałóżcie na nie filtr Alana Moore’a, który miejscami wyraźniej nawiązuje do humoru Pratchetta z odrobiną pieprzu. Gdyby historię napisał ktokolwiek inny, uznałbym kilka elementów za przegięcie. Moore sprytnie je upudrował i obok originu Smaxa dostajemy całkiem udaną karykaturę fantasy. Choć finalnie historia ta wypada z całości najsłabiej, to życzyłbym sobie, aby co najmniej połowa scenariuszy trzymała ten poziom.

Strona komiksu Top 10: Smax i inne opowieści

W ostatniej historii, o tytule Poza najdalszym komisariatem, widzimy typowe działania Top 10, którego szeregi nieco się powiększyły. A wszystko zaczyna się sielankowo. Policjanci świętują w parku, gdy nad miastem zawisa upiorny fantom. Początkowo wszystko wskazuje na narkotyk blaszanej części społeczności Neopolis, by rozwinąć się w kryzys multiwersalny, grożący nie tylko miastu. Scenariusz jak z literatury peleryniarskiej prawda? I po części tak jest, ale Paul de Fillipo nie dość, że podźwignął wizję Moore’a, to dodał do niej kolejne rozdziały. Osobiście uważam nawet, że opowieść ta jest wyraźnie lepsza od Smaxa, który odjechał za bardzo od futurystycznych klimatów.

Gene Ha, cofający się do końca lat 40., zaprezentował najlepiej narysowany fragment uniwersum Top 10,wliczając w to poprzedni album. Wszystko ma nostalgiczny nastrój, ale obecność robotów, pojazdów rodem z retro SF i szalonych nazistowskich naukowców zmienia klasyczny obraz tej epoki. Ha rysował również w pierwszym tomie Top 10 i jeśli myślicie, że kolory nie mają znaczącego wpływu na komiks, to porównajcie jego wizje współczesnego Neopolis i tego z roku 1949. Z kolei Zander Cannon w Smaxie przedstawia świat baśniowo-lukrowy, z realistyczną wkładką. Trochę lepiej pasowałby mi tu P. Craig Russell lub Charles Vess, z całym ich uwielbieniem do detali, ale dość bezpośredni humor Moore’a nieco burzyłby ich patos. Poza najdalszym komisariatem narysowane przez Jerry’ego Ordway’a to przeniesienie się w klasyczne, wielkomiejskie klimaty Neopolis, gdzie egzotyka mieszkańców nie pozwala nie zatrzymywać się co drugim kadrze. Każdy z autorów sieje easter eggami gęsto i jak w połowie komiksów Moore’a warto przejrzeć je ponownie, by doszukać się ukrytych perełek.

Strona komiksu Top 10: Smax i inne opowieści

Top 10: Smax i inne opowieści nie równa się z oryginalnym albumem, ale świetnie pokazuje, że świat ten ma ogromny potencjał. To pozycja dla ludzi obytych z popkulturą i ją uwielbiających. Wykrycie wszystkich smaczków daje satysfakcję, ale też sporo z tych odniesień będzie nieczytelna dla tych sporadycznie sięgających po kulturę masową.  Stąd zanim sięgnie się po ten tytuł, warto poznać klasykę fantastyki i komiksu. Co właściwie odnieść można do połowy prac Alana Moore’a… Kilka opowieści spod szyldu Top 10 jeszcze nie ujrzało u nas światła dziennego i napawa mnie to nadzieją na kolejny album. Co prawda nie są one już pisane przez Moore’a, ale Paul de Fillipo pokazał, że nie tylko mag z Northampton radzi sobie dobrze w Neopolis.


Okładka komiksu Top 10: Smax i inne opowieści

Tytuł oryginalny: Top 10: Forty-Niners, Top 10: Beyond the Farthest Precinct, Smax
Scenariusz: Alan Moore, Paul de Fillipo
Rysunki: Gene Ha, Zander Cannon, Jerry Ordway
Tłumaczenie: Paulina Braiter
Wydawca: Egmont 2021
Liczba stron: 368
Ocena: 85/100

Dziennikarz, felietonista. Miłośnik klasyki SF, komiksów i muzyki minionych bezpowrotnie dekad.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zarejestruj się, jeśli nie masz konta Nie pamiętasz hasła?