Tom Taylor to niezwykle płodny, ale i doceniany twórca. Ma na koncie takie tytuły jak Nightwing (polska premiera serii miała miejsce w sierpniu), Injustice czy DCeased, które również w naszym kraju cieszą się popularnością. Dlatego też pomimo wielu wyzwań i ciężaru odpowiedzialności, jaką jest zastąpienie takiej ikony jak Superman kimś innym, byłem dziwnie spokojny o niniejszą historię. Wygląda na to, że mam do australijskiego scenarzysty spore zaufanie. Czy udało mu się go nie zawieść?
Jonathan odwiedził przyszłość i wie, że jego ojciec w pewnym momencie zniknie z kart historii i już się nie pojawi. Ten moment zbliża się wielkimi krokami, a Clark Kent, zamiast walczyć ze swoim przeznaczeniem, oddaje pelerynę i „S” na klacie swojemu synowi. Głęboko wierzy, że to on ma być największym bohaterem Ziemi – w końcu nie jest kosmitą, przybyszem, jak jego ojciec, a pół-krwi Ziemianinem. Jeśli ktoś miałby rościć sobie prawa do zbawiania naszej planety, to właśnie on.
I okazji do tego będzie miał w Superman: Syn Kal-Ela tom 1 – Prawda całkiem sporo. Już od początku wiadomo, że próby ukrywania swojej tożsamości przed światem nie będą łatwe, a na celowniku złoli znajduje się cała rodzina Jona, jego matka Lois Lane oraz dziadkowie. Jonathan jednak chce robić to, co ważne – ratować ludzi z opresji. Wszystkich potrzebujących. Tom Taylor na pierwszy ogień porusza tematykę brutalności policji oraz uchodźców z wyspy Gamorra, którą rządzi prezydent-tyran Henry Bendix, przy okazji eksperymentując z nadludźmi. Zapachniało trochę X-Menami, prawda?
Taylor porusza problem uchodźców jednostronnie i powierzchownie, przedstawiając wyłącznie tylko jedną stronę. Z pewnością temat ten zasługuje na bardziej kompleksowe podejście, co widać chociażby po gorącej dyskusji w naszym kraju odnośnie referendum czy chociażby nowego filmu Agnieszki Holland. Równie kiepsko radzi sobie z wątkiem miłosnym pomiędzy Jonem i nowo poznanym kolegą – Jayem.
Burza zagranicznych komentarzy w mediach i social mediach zrobiła komiksowi dodatkową reklamę – i dobrze. Homoseksualne i biseksualne postacie to w komiksach ani nic nowego, ani tym bardziej zdrożonego. Tylko czemu Jay musi obowiązkowo mieć przefarbowane na różowo włosy, a pocałunek chłopców musi nastąpić zanim rozwinie się między nimi jakakolwiek sensowna relacja i więź? Rozumiem chęć propagowania progresywnych treści, ale w tym przypadku zakrawa to o parodię i nie wiem, czy nie okaże się docelowo niedźwiedzią przysługą.
Na szczęście Taylor – poza wyżej wymienionymi potknięciami – wydaje się doskonale czuć Jona i ideę Supermana. Talent to tworzenia spektakularnych scen akcji i odpowiedniego szycia bardzo dobrych dialogów pomaga mu w ogólnym rozrachunku wybronić Superman: Syn Kal-Ela tom 1 – Prawda. Scenariusz nieźle rozrysowuje John Timms (Harley Quinn), ale jego kreska średnio pasuje do nieco poważniejszej opowieści tego typu, przez co trudno mówić o zachwytach nad warstwą graficzną. Jeszcze gorzej wypada zeszyt narysowany gościnnie przez Daniele’a di Nicuolo (Power Rangers).
Superman: Syn Kal-Ela tom 1 – Prawda to dobre otwarcie i przyjemna lektura, ale po jej ukończeniu zacząłem nieco obawiać się, czy Taylor w moralizatorskim pościgu nie zapuści się za daleko. Czy nie skupi na tych wątkach, które dla większości czytelników okażą się drugoplanowe i mniej istotne. Czy nie uderzy w nastoletnie klimaty, rezygnując z dramaturgii i powagi. Jednak nie da się nie zauważyć, że Taylor wprowadza do nieco skostniałych super-serii nieco świeżości. Dobrze oddaje zagubienie Jona, przeogromny ciężar nowo nabytej odpowiedzialności, pierwsze próby niesienia pomocy absolutnie wszystkim istotom ludzkim, a także zwierzętom. Chętnie dowiem się, czy dawny Superboy, tak mocno różniący się od swojego ojca, a jednocześnie tak do niego podobny, nie ugnie się pod tym ciężarem.
Tytuł oryginalny: Superman: Son of Kal-El vol. 1: The Truth
Scenariusz: Tom Taylor
Rysunki: John Timms, Daniele Di Nicuolo
Tłumaczenie: Jakub Syty
Wydawca: Egmont 2023
Liczba stron: 156
Ocena: 80/100