Siedmiu żołnierzy. Omnibus – recenzja komiksu

Komiksowe eventy opierają się na wielkim widowisku, wywołującym szok i nieodwracalne zmiany w świecie herosów. Z czasem oba te elementy nabrały wtórnego posmaku i dziś nikogo już nie dziwi zgon kluczowego bohatera ani branie się za łby wieloletnich kompanów. Siedmiu żołnierzy to historia, która mogłaby być kolejnym crossoverem z rodzaju tych wielkich, gdyby Grant Morrison nie sięgnął po postaci niemal nieznane przeciętnemu czytelnikowi.

Strona komiksu Siedmiu żołnierzy. Omnibus

Wszystko kręci się wokół mitologii arturiańskiej i związanego z nią zagrożenia. Oto gatunek Sheeda powraca, by zasiać zło i zamęt. Na jego czele stoi królowa Morgana, dobrze znana miłośnikom legend o dawnym Albionie. Ciekawostką jest tu fakt, że cywilizacja ta oparta jest głównie na technologii, a jej zakres działania wyrywa się ramom czasu. Tytułowa siódemka to również powracający motyw grupy śmiałków, dających odpór siłom Sheeda. Nie zawsze z pozytywnym skutkiem, ale tym razem ma stać się inaczej… Herosi werbowani są z pozoru losowo, nie wiedząc nawzajem o swych działaniach, a ich metody i role różnią się od tego, co nazwalibyśmy akcjami superbohaterskimi. I co najważniejsze – nie są to nazwiska ze świecznika. A cóż za herosów wyciąga Morrison ze schowka na szczotki?

O ile Frankenstein czy Zatanna to członkowie Mrocznej Ligi Sprawiedliwości, o tyle reszta nie jest zapraszana na wielkie widowiska. Klarion czy Guardian nieczęsto grają w pierwszej lidze i nawet tutejszy Mister Miracle jest kolejnym wcieleniem herosa z Nowej Genezy. W rękach szkockiego scenarzysty przebierańcy ci okazują się jednak materiałem na epicką przygodę, o wiele sensowniej skrojoną niż periodyczne starcia elity DC z kryzysami. Tom składa się z siedmiu serii, które łączy motyw zagrożenia ze strony Morgany, lecz autonomia bohaterów to coś, co napędza całą historię. Każdy z bohaterów ma własną drogę, a jej zrozumienie nie jest dla większości z nich łatwe.

Strona komiksu Siedmiu żołnierzy. Omnibus

Siedmiu żołnierzy to gra gatunkami i motywami. Już samo wykorzystanie odwiecznej antagonistki króla Artura jest pomysłowe, a ona sama w tej wersji bije na głowę swą demonicznością większość uber-łotrzyc DC. Morrison jeszcze ciekawiej przedstawia swoich bohaterów. Zatanna momentami zachowuje się tak, jakby spotkała się z Constantinem o jeden raz za dużo, a Lśniący Rycerz stanowi dowód na to, że duch rycerski płonie nie tylko w sercach mężnych wojów. Szalony Szkot opiera swoje przedstawienie na charakterze postaci, a nie donośnych wydarzeniach, na jakich zbudowane są w sporej części imperia DC i konkurencji. I choć przeskoki między klimatem poszczególnych serii bywają ogromne, to całość czyta się płynnie, mimo że czynniki wspólne nie są dosłowne i odsłaniają się z czasem. Z tego też powodu tom ten może być przeszkodą dla niecierpliwców oczekujących prostej i natychmiastowej akcji, gdzie napięcie i sens giną wśród fajerwerków. Ale dzięki temu cała opowieść zostaje w pamięci, w przeciwieństwie do setek innych metaludzkich batalii.

Podoba mi się zabawą mitologią w komiksach z pelerynami. Czasem jest ciężka i ambitna, a czasem rozrywkowa i aż nazbyt barwna, ale niemal zawsze opowieści z minionych wieków pasują idealnie do współczesnych superbohaterów. Siedmiu żołnierzy stoi mitami arturiańskimi, do tego zinterpretowanymi w odważny, ale przy tym sprawny sposób. Morrison bawi się też współczesnymi etosami superludzi i nawet pozwala sobie na dialog z dziedzictwem Jacka Kirby’ego czy wspomnienie tajemniczych losów mieszkańców osady Roanoke. I w ten sposób dostajemy w głowę sporym ciężarem i nie mam tu na myśli fizycznej wagi tomu, która też zmusza raczej do stacjonarnego czytania.

Strona komiksu Siedmiu żołnierzy. Omnibus

Standardowe historie z herosami nie są okazją do eksperymentów ilustratorskich. Komiks ma się sprzedać, a nie powalać nadmierną sztukaterią. Siedmiu żołnierzy waha się na granicy ambitnej pozycji i standardowej przygody. Obok Simone’a Bianchiego czy J.H. Williamsa III pojawiają się twórcy o lżejszej kresce, dopasowanej adekwatnie do konkretnej serii. I tak Frazer Irving prezentuje groteskową historie Klariona, a dynamiczniejszy Yanick Paquette rysuje przygody rudowłosej Bulleteer. Nie ma tu przypadkowych autorów, a Morrison po raz kolejny miał okazję do współpracy z odpowiednimi do wyznaczonego im zadania twórcami. Tym samym wyłonienie z nich lidera byłoby nie tyle co karkołomne, a bezsensowne.

Egmont potrafi otworzyć rok z przytupem i po raz kolejny pokazuje to, wydając Siedmiu żołnierzy. Komiks to pokaz siły DC, nietkwiącej wcale w Lidze Sprawiedliwości i ich show, a znajdującej się w złożoności i ogromie tego uniwersum. Wydawca zdaje się nie zdawać sprawy z tego faktu, ale są jeszcze twórcy klasy Morrisona, którzy czasem przypominają światu, że herosi mają wiele twarzy i niekoniecznie są to gęby Kenta i Wayne’a. Opasły omnibus to pozycja warta swojej ceny, dla której warto poświęcić odpuszczenie sobie nawet kilku popularniejszych tytułów. Zwłaszcza, że to prawdziwie złożony festiwal superbohaterstwa, niepolegającego tylko na czystej przygodzie i ekscytacji.


Strona komiksu Siedmiu żołnierzy. Omnibus

Tytuł oryginalny: Seven Soldiers by Grant Morrison Omnibus
Scenariusz: Grant Morrison
Rysunki: J.H. Williams III, Freddie Williams II, Frazer Irving, Yannick Paquette, Doug Mahnke, Simone Bianchi, Cameron Stewart, Ryan Sook
Tłumaczenie: Jacek Żuławnik
Wydawca: Egmont 2022
Liczba stron: 792
Ocena: 90/100

Dziennikarz, felietonista. Miłośnik klasyki SF, komiksów i muzyki minionych bezpowrotnie dekad.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zarejestruj się, jeśli nie masz konta Nie pamiętasz hasła?