Nightwing tom 1: Skok w światło – recenzja komiksu

Obecność solowej serii z Nightwingiem została gwałtownie zakończona, jak większość tytułów z DC Odrodzenie. Pierwszy Cudowny Chłopiec dostał jednak przynajmniej finalny zbiorczy tom swych przygód, ale i tak sporej części jego przygód nie uraczycie w rodzimym języku. W tym ciekawego epizodu amnezyjnego, gdy Dick stał się Rickiem. Na szczęście Egmont, zauważywszy sukces runu Toma Taylora, postanowił przywrócić serię. Nightwing tom 1: Skok w światło to start ciekawego tytułu i mam nadzieję, że tym razem będzie wydawany bez perturbacji.

Strona komiksu Nightwing tom 1: Skok w światło

Nightwing rozpoczyna ponownie swoją działalność w Blüdhaven. Nie ma już zasobów Wayne’a, a sam nie jest mocarzem, więc przed nim trudne zadanie. Zwłaszcza, że z cienia rządzi tam wielki jak góra Blockbuster. Tom Taylor nie tworzy jednak posępnej historii walki śmiałka z przeważającymi siłami i szybko doładowuje konto Graysona spadkiem po Alfredzie i dorzuca do tego fizyczne wsparcie Batgirl i Tytanów. Do tego dochodzi miły piesek. Każdy ponoć chciałby być Batmanem, ale czy w takiej konfiguracji nie chcielibyście być Nightwingiem?

Blüdhaven przy Gotham wydaje się być kurortem, ale pozory mylą. Rządy Blockbustera, tu ubierającego się chyba w tym samym salonie co Kingpin, może nie są tak szalone jak działania Jokera czy Bane’a, ale wystarczająco korumpują miasto. Na domiar złego nie każdemu podoba się fakt, że Dick rozdaje majątek na lewo i prawo, a czający się Heartless może stać się utrapieniem równie wielkim jak złole z Gotham. Ale i tak jest dobrze, a wszystkie perturbacje wydają się igraszką, a nie poważnymi incydentami. Ot dla porównania – kwestia wybuchowej kamienicy. Tam, gdzie u Dicka jest to po prostu groźny wypadek, po którym heros otrzepał się i skakał dalej, tak u takiego Diabła z Hell’s Kitchen stanowił on początek upadku.

Strona komiksu Nightwing tom 1: Skok w światło

Dick Grayson to pozytywna postać, tak jak i opowieść o nim. Tom Taylor ujął rdzeń postaci znakomicie i choć znalazło się tu miejsce na cienie, zdecydowanie więcej tu światła. Nightwing to nie działający na podobnym poziomie Spider-Man czy Daredevil, z ich zapętlonymi problemami, a tym bardziej nie jego mentor – Batman. To wesoły i ładny chłopak z ładną dziewczyną i uroczym psiakiem u boku. I zwykle ta nieskalaność by mnie drażniła, ale to spojrzenie na pierwszego Robina mi się podoba. Może i brak tu złożonej psychologii, ale nie każdy heros to cierpiętnik i Taylor nie próbuje uczynić z tytułowego bohatera kopii Nietoperza, pozwalając mu cieszyć się życiem na tyle, na ile pozwala profesja superbohatera. I co ważne, nie zapomina o ewolucji postaci.

Nightwing tom 1: Skok w światło to dobrze napisana opowieść, ale bez rysunków Bruno Redondo nie byłaby tym samym. Jego prace to nie tylko mistrzowski zeszyt #87, ale cała myśl, na jakiej oparł wizualizację przygody Nightwinga. Grayson to przede wszystkim akrobata. Hopsnie tu, hopsnie tam, do tego z optymistyczną energią, wyniesioną jeszcze ze szczenięcych lat służby Robina. Redondo tworzy dynamiczne sekwencje superbohaterskich wyskoków efektownie i efektywnie, ale ważny jest dla niego też aspekt prywatny. Zwłaszcza w kontekście jego działalności publicznej i mentorskiej opieki nad Jonem Kentem.

Strona komiksu Nightwing tom 1: Skok w światło

Nightwing zawsze grał w drugiej lidze, choć miał wyraźne predyspozycje do wyższych klas. Z jednej strony w dół ciągnęła go jego przeszłość Robina, a z drugiej stał w cieniu Batmana. Tom Taylor znalazł ścieżkę pomiędzy i poprowadził nią swą serię, z kilkoma już sukcesami na koncie. Nightwing tom 1: Skok w światło to jedna z najlepszych pozycji z obecnego głównego nurtu DC. To historia głównie rozrywkowa, ale na wysokim poziomie i postawiona na solidnych fundamentach. Nightwing stał się samodzielny bardziej niż kiedykolwiek, a jego przyszłość maluje się w jasnych barwach, nie niszczących przy tym gothamskiego dziedzictwa.


Okładka komiksu Nightwing tom 1: Skok w światło

Tytuł oryginalny: Nightwing Vol.1: Leaping Into Light
Scenariusz: Tom Taylor
Rysunki: Bruno Redondo
Tłumaczenie: Tomasz Sidorkiewicz
Wydawca: Egmont 2023
Liczba stron: 348
Ocena: 80/100

Dziennikarz, felietonista. Miłośnik klasyki SF, komiksów i muzyki minionych bezpowrotnie dekad.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zarejestruj się, jeśli nie masz konta Nie pamiętasz hasła?