Ewing zakończył poprzedni tom zamykając Hulka i jego towarzyszkę w miejscu, które nazwał piekłem, dokąd zaprowadziły ich symboliczne Zielone Wrota. Sama lokacja jest zaskakująca w swej formie, łączy bowiem naukowe wątki o promieniach gamma z jej metafizyczną, kabalistyczną stroną i sporo w tym udziału Bannera seniora, o czym jeszcze za chwilę. Oczywiście nie zabrakło klasycznego hulkowego dewastowania, tym razem podkręconego klimatami body horroru. I to w sporej dawce.
U superbohaterów ojciec to figura najczęściej pozytywna. Thomas Wayne, Jor-El/Jonathan Kent czy choćby tato-wujek Ben są wręcz przesłodzeni w ukazywaniu przez większość twórców. Bruce Banner miał jednak nieco gorzej. Jego tatulo to persona podła i mała. Tłamsząca geniusz swego syna i oddziałująca zza grobu na jego dorosłe życie, zwłaszcza dualizm egzystencji z Hulkiem. Al Ewing drąży jeszcze głębiej, mieszając osobowości Zielonego i tasując je w nieoczekiwany dla czytelnika sposób, jak choćby w przypadku szarego Hulka. A nad wszystkim unosi się tatusiowy duch, niczym diabeł nad swym dziełem zniszczenia.
Komiks mocno odbiega od tego, co rozumiemy przez słowo „superbohaterski”. Właściwie gdy przyjrzymy się przeszłości Hulka, dostrzeżemy, że kiepski był z niego heros, a czasem nawet postać pozytywna. Zielony jest wręcz jak ten szczególny członek kapeli, co wiecznie wszczyna burdy, chleje i jest pierwszym kandydatem do gwałtownego zgonu, ale jakoś przez lata trzyma się na fali. Ewing nadaje dodatkowo losom Hulków/Bannera dramaturgii i niejednoznaczności. W tym wydaniu Sałata przekracza bowiem granice, które powstrzymywały nawet najbardziej rozjuszoną jego formę. Czyż bowiem nie zauważyliście, że mimo skali zniszczeń, jakie pozostawiał po sobie Zielony, liczba ofiar była zazwyczaj proporcjonalnie mała? Tutejsze wcielenie zasmuciłoby w tej kwestii niejednego świętoszkowatego herosa, będąc przy tym niezwykle charyzmatycznym i inteligentnym draniem. Warty wspomnienia jest również udział Betty Ross i jej dziedzictwa i ciekaw jestem, co dalej wyjdzie z coraz dziwniejszej relacji z jej byłym/obecnym partnerem.
Hulk swą muskulaturą i dzikim wyrazem gęby zawsze wzbudzał większy respekt niż bardziej cywilizowani i ubrani herosi. W albumie Nieśmiertelny Hulk tom 2 widzimy jego w pełni potworną wersję, ale przy zachowaniu demonicznego wręcz charakteru. Tutejszy Hulk to nie wielki zielony małpiszon skaczący na kilometry w górę. Ma on swój charakter i cel. Joe Bennet i Kyle Hotz doskonale to rozumieją, racząc do tego czytelnika pełnymi grozy ilustracjami. Piekło Hulka to miejsce bardziej zatrważające niż standardowa podziemna miejscówka z kotłami i lawą. Z kolei przemiana Bannera w Hulka nie jest już napęcznieniem z małego facecika w zielonego kolosa, a biologicznym procesem, przywołującym na myśl kultowe obrazy kina grozy w stylu Muchy czy Coś. Nie wiem, czy za oceanem komiks ten ma oznaczenie wiekowe, ale moim zdaniem jest dla czytelnika obeznanego raczej ze stajnią Vertigo, niż klasycznym Marvelem. No i Alex Ross i jego okładki. Artysta dopasowuje się do klimatu opowieści i próżno w nich szukać heroicznej pompatyczności.
Nieśmiertelny Hulk to tytuł, na który Sałata zasługiwał od lat. Solowo zdarzyło się w jego karierze kilka perełek, ale wszystko to brało w łeb w grupowych tytułach, gdzie Hulk był najczęściej ciężką artylerią Avengers, bądź przez ten sam zespół hamowanym niszczycielem lokalnej infrastruktury. Tutaj urasta do rangi kogoś znacznie większego, choć obawiam się, że to tylko chwilowe i prędzej czy później powrócimy do klasycznie umiarkowanego wcielenia tego bohatera. Wystarczy przypomnieć sobie Planetę Hulka by to zrozumieć. Na razie cieszmy się komiksem Nieśmiertelny Hulk tom 2, bo to jedno z najlepszych dzieł Marvela ostatnich lat, korespondujące z najciekawszymi motywami z kariery tego herosa, ale idące własną, zaskakującą ścieżką.
Tytuł oryginalny: Immortal Hulk vol.3: Hulk in Hell, Immortal Hulk vol.4: Abonimation
Scenariusz: Al Ewing
Rysunki: Joe Bennet, Kyle Hotz
Tłumaczenie: Jacek Żuławnik
Wydawca: Egmont 2022
Liczba stron: 228
Ocena: 85/100