Miły dom nad jeziorem tom 1 zaczyna się tak jak wiele innych generycznych horrorów. Grupa osób otrzymuje zaproszenie do malowniczo położonego, ekskluzywnego domku nad jeziorem od niejakiego Waltera. Ten tajemniczy mężczyzna w przeszłości spotkał już każdego z bohaterów – niektórych bardzo dawno, innych ostatnio. Okazuje się, że wszyscy trafili do tego miejsca nieprzypadkowo, a każdy z wybrańców pełni określoną funkcję. Co zrobią, kiedy poza murami luksusowego domku skończy się świat, a relację z apokalipsy będą mogli tylko oglądać w social mediach?
W tej opowieści nie ma miejsca na grasujących w pobliskim lesie brutalnych morderców w maskach hokejowych czy poparzonych facetów z nożami zamiast palców. To bardziej leniwa, psychologiczna gra, wciągająca czytelnika w szaleństwo stopniowo i metodycznie. Uczestnicy tygodniowych „wakacji życia” szybko odkrywają, że dzieje się coś bardzo dziwnego, dotychczasowe zasady przestają obowiązywać, a z domku praktycznie nie ma ucieczki. Aura tajemnicy ze strony na stronę robi się coraz gęstsza i myślę sobie, że ciężarem gatunkowym niniejszemu albumowi zdecydowanie bliżej do wspomnianego Departamentu prawdy niż do pierwszego lepszego slashera.
Aha, jest jeszcze sam Walter. Inteligentny, ekscentryczny, wydaje się jednak sympatyczny i zupełnie niegroźny. Do czasu, kiedy okazuje się, że potrafi dokonywać makabrycznych transformacji swojego ciała, a kiedy zaistnieje taka potrzeba, może objawić nawet tendencję do przemocy. Kim jest i czego chce od naszych bohaterów? Czy to przybysz z kosmosu, który planuje dokonać unicestwienia Ziemi? Demon chcący taplać się w zagładzie? A może anioł próbujący pokazać, że nasze wyobrażenie o świecie to jedynie kropla w morzu prawdy? Jak sam Walter wspomina w Miły dom nad jeziorem tom 1: „Po prostu jestem… czymś innym. Trudno to opisać, nie macie na to słów”. Takie właśnie zabiegi podkręcają klimat grozy, chociaż typowego horroru nie jest tu dużo. Przynajmniej na razie.
James Tynion IV i Alvaro Martinez Bueno od początku intrygują niepokojącym klimatem i całym morzem niedopowiedzeń. Znacie to uczucie oglądania pierwszych odcinków tajemniczego serialu, kiedy jak najszybciej chcecie poznać przynajmniej część odpowiedzi, ale twórcy postanawiają najpierw nakreślić bohaterów osadzonych w nietypowej sytuacji? Taki właśnie jest Miły dom nad jeziorem tom 1. Trudno jeszcze wyrokować czy opowieść ostatecznie okaże się przełomowa i warta oczekiwania (chociaż uznanie krytyków pozwala tak sądzić), ale i tak chce się więcej i więcej.
Twórcy stawiają na dialogi budujące relacje, wspomagają się retrospekcjami, a wszystko to wpływa na pogłębianie psychologii bohaterów, chociaż muszę też uczciwie przyznać, że po lekturze miałbym problem z wymienieniem ich imion czy profesji – jest ich za dużo, a kadry hiszpańskiego artysty – chociaż świetne, mroczne i psychodeliczne – czasem nie pomagają rozeznać się w sytuacji. Cierpi na tym tzw. story development, co może trochę niepokoić. Gdybyśmy mieli do czynienia z długą, rozpisaną na kilkadziesiąt zeszytów serią pewnie scenarzyście udałoby się wyjaśnić wszystkie tajemnice. Przy dwunastozeszytowej miniserii można mieć wątpliwości, ale z oceną wstrzymajmy się do drugiego tomu. Na ten moment czuję się co najmniej zaintrygowany.
Tytuł oryginalny: Nice House On The Lake vol. 1
Scenariusz: James Tynion IV
Rysunki: Alvaro Martinez Bueno
Tłumaczenie: Paulina Braiter
Wydawca: Egmont 2023
Liczba stron: 200
Ocena: 75/100