Miecz zabójcy demonów – Kimetsu no Yaiba tomy 4-5 – recenzja mangi

Mateusz Chrzczonowski, 30 stycznia 2021

Starcie w bębenkowej rezydencji dobiegło końca. Tanjirou, Zenitsu oraz ich nowy kompan Inosuke udają się na zasłużony odpoczynek. Już wkrótce stają jednak przed największym niebezpieczeństwem w ich życiu.

Wydarzenia z rezydencji oraz dramatyczne starcie z demonem z bębenkami dały mi naprawdę dużo fanu w poprzednim tomie. Już wtedy po raz pierwszy bohaterowie spotkali tajemniczą postać z głową dzika. W kontynuacji dowiadujemy się o nim trochę więcej. To kolejny zabójca demonów o imieniu Inosuke, który również chciał rozprawić się z demonem z rezydencji. Pierwsze spotkanie Tanjirou i Inosuke nie było jednak najprzyjemniejsze. Chłopak z maską dzika wyczuł demona w skrzyni noszonej na plecach przez Tanjirou, więc postanowił go wyeliminować. Na szczęście Zenitsu dobrze wiedział, jak ważna jest zawartość skrzyni dla jego towarzysza, dlatego też nie pozwolił obcemu skrzywdzić Nezuko. Sytuację swoją twardą czaszką rozwiązał Tanjirou, unieszkodliwiając Inosuke.

Fot. Strona z tomu 4 Miecz zabójcy demonów

Zobacz również: Miecz zabójcy demonów – Kimetsu no Yaiba tom 3 – recenzja mangi

Po krótkim odpoczynku u zaprzyjaźnionego z zabójcami demonów rodu, trójka kompanów wyrusza zgodnie z rozkazem na złowrogą górę Natagumo. Nikt z nich nie spodziewa się jednak, z jak dużym wyzwaniem przyjdzie im się mierzyć. Wystarczy wspomnieć, że na miejscu spotykają jednego z członków Demonicznych Księżyców, czyli najsilniejszych podwładnych Kibutsujiego. Nie trudno się domyślić, że dla początkujących zabójców demonów jest to jak porwanie się z motyka na słońce. Starcie z pajęczą rodziną demonów to zdecydowanie najmocniejszy punkt dotychczasowej historii. Dostaliśmy niesamowicie silnych i obdarzonych w nietuzinkowe zdolności wrogów, co niezwykle potęgowało emocje podczas czytania.

Pierwszy ze spotkanych na górze demonów potrafił na przykład przejmować kontrolę nad zabójcami za pomocą pajęczych sieci – te przyczepiane były przez małe pajączki znajdujące się w całym lesie. Potem Zenitsu musiał mierzyć się z człowieko-pająkiem, który przy pomocy swoich sług i ich jadu potrafił zmienić każdego ukąszonego w bezmózgiego pająka. Najsilniejszy był oczywiście członek Demonicznych Księżyców mogący przeciąć praktycznie wszystko swoimi twardymi pajęczymi nićmi. Nawet Tanjirou przy pomocy swoich technik nie był wstanie zniszczyć zabójczych nici, przez co starcie zmierzało do nieuniknionej porażki chłopaka. Na szczęście górę wzięły rodzinne korzenie, dzięki którym objawiła się u niego dotąd nieznana moc. Sama walka z piekielnie silnym demonem wraz z nowym umiejętnościami Tanjirou przysporzyła ogrom emocji, a moment ostatecznego uderzenia wywołał u mnie ciarki na plecach. No i jeszcze to badassowe wejście Giyuu.

Fot. Strona z tomu 5 Miecz zabójcy demonów

Zobacz również: Dr. Stone tom 7 – recenzja mangi

Miecz zabójcy demonów nie zawodzi. Fantastyczne jest to, że z każdym tomem wydarzenia biją na głowę te przedstawione wcześniej – czy tendencja się utrzyma? Omawiane przeze mnie dwa tomy mieszczą w sobie jak dotąd najbardziej emocjonującą historię, patrząc od jej początków. Silna i przerażająca pajęcza rodzina, multum widowiskowych walk, rozwój głównego bohatera oraz kolejne ciekawe postacie. Ta seria nie przestaje zaskakiwać.


Tytuł oryginalny: Kimetsu no Yaiba
Scenariusz i rysunki: Koyoharu Gotouge
Tłumaczenie: Wojciech Gęszczak
Wydawca: Waneko
Ocena: 85/100

Mateusz Chrzczonowski
Mateusz Chrzczonowski Redaktor prowadzący działu Gry

Gra więcej, niż powinien. Od czasu do czasu obejrzy jakiś film, ale częściej sięgnie po serial w domowym zaciszu. Niepoprawny fanatyk wszystkiego, co pochodzi z Kraju Kwitnącej Wiśni. | [email protected]

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *