Miasto innych – recenzja komiksu

Każdy gatunek ma prawa, które nim rządzą. Zwykle wyznaczają je klasyczne i epokowe dzieła, będące jego fundamentami oraz te bardziej rewolucyjne i przełomowe. Każdy autor musi jednak dać coś od siebie lub zinterpretować schematy tak, aby mnie zainteresowały. W przypadku grozy może to być historia o wampirach i wilkołakach lub tajemniczym-czymś-w-małych-miasteczku, ale musi być w niej jakiś punkt zaczepienia. Miasto innych z pozoru miało „to coś”. Z każdą kolejną stroną odkrywałem, że to tylko obowiązkowy opis fabuły, lepszy od samej treści.

Strona komiksu Miasto innych

Wszystko rozpoczyna się od kolejnego zlecenia dla zawodowego zabójcy zwącego się Blud. W uproszczeniu, jego ofiary nie chciały odejść na łono Abrahama i wymagały dodatkowego dobicia. Po nitce do kłębka, czy raczej maszerujących bezwładnie żywych trupów, trafia do rezydencji wampirów, które okazują się całkiem miłą zbieraniną, a wielkim złem jest pewien szalony naukowiec. Dostajemy walkę wariata i jego trupów z krwiopijcami, a w tym wszystkim mamy mordercę i gdzieś tam obijający się wątek nastolatki z kłopotami. Wszystko to brzmi jak fanfiction pisane przez nastolatków, a nie profesjonalnych twórców.

Lubię Gartha Ennisa, ale jego styl w większej dawce męczy. Wystarczy jednak chwila odpoczynku od lektury, by znów cieszyć się jego talentem. Steve Niles pisze tu jak ubogi twórczo krewny Ennisa, a jego Blud przejawia cechy Punishera z jego najbardziej antybohaterskiego okresu. Oczywiście w gorszym wydaniu. Blud, a właściwie Staś Bludowski, to ponurak ciągle ględzący jak to nic nie czuje i jaki to on nie jest zły i zimny. Nie wiem czy Niles zdawał sobie sprawę, że imię jego bohatera to zdrobnienie używane wobec kilkulatków, ale świetnie to koresponduje z „powagą” tej postaci. Blud jest papierowy, widać to zwłaszcza w jego relacjach z wampirami czy wspomniana małolatą. Nie budzi żadnych emocji i być może to właśnie on jest przyczyną nieszczęść tego komiksu. Choć fabuła też nie pomaga.

Strona komiksu Miasto innych

Steve Niles na pewno miał ciekawy zamysł. Oto wampiry po wojnie w lykantropami wycofują się z wielkich miast, by działać na uboczu. Niemal po wegetariańsku, bo nie piją już z ludzi, a zwierząt, jak jacyś Cullenowie. Przeciw nim działa przedwieczny łotr o mentalności doktora Mengele, ale jakoś nieprzekonujący ani swoim szaleństwem, ani czynami godnymi horrorów klasy C. Najgorszy jest sposób, w jaki Blud trafia w wir akcji, pomiędzy zwaśnione strony i jeśli szukałbym przykładu groszowych opowieści grozy, to Miasto innych byłoby tego złotym wzorem. Komiks to idea, ale bez rozwinięcia. Podłużny kawał metalu, którego kowal nie przekuł w odpowiednią formę, ale i tak wmawiał wszystkim, że to śmiercionośne ostrze. Słowem – rozczarowanie. I to nie tylko scenariuszowe.

Bernie Wrightson to wielkie nazwisko komiksu i gwarancja udanych ilustracji. Ale czasem nawet mistrzowie w swych fachu tworzą dzieła poniżej swej średniej. W Mieście innych autor zażyczył sobie nałożenia kolorów bez uprzedniej ingerencji inkera. I niestety „na surowo” jego prace nie wyszły tak, jak pociągnięte solidną porcją czerni. Blud wygląda jak przeciętny bohater z łysą głową i zaciętą gębą. Również wampirzemu towarzystwu bliżej do grupy arystokratów pijących co najwyżej dobre wina, niż posokę. Jedynie makabra zachowała swój charakter, choć odnoszę wrażenie, że Wrightson nadmiernie epatował tu anatomią, budzącą raczej skojarzenia ze sklepem mięsnym niż klimatom gore. Podobnie jak w przypadku reszty komiksu, gdzieś tam tli się potencjał, ale dostrzeżenie go wymaga sporych pokładów dobrej woli. Miejscami bywa bowiem, że rysunki wyglądają jak powinny, zwłaszcza gdy Jose Villarrubia pozwala sobie na bardziej nasycone kolorowanie.

Strona komiksu Miasto innych

Miasto innych to pierwsze wspólne dzieło Nilesa i Wrightsona. Dwóch utalentowanych twórców o ciekawej wspólnej historii, nie tylko artystycznej, którym z czasem udało się dać światu kilka niezłych opowieści. Niniejsza jednak do nich nie należy. Komiks wygląda raczej jak zarys scenariusza niż ostateczne dzieło. I to zarówno na płaszczyźnie scenariusza, jak i rysunków. Do tego jest to historia z otwartym finałem, którego kontynuacji się nie doczekaliśmy i raczej już nie doczekamy ze względu na śmierć rysownika. Gdyby Miasto innych było bardziej dopieszczone, nieco bardziej rozciągnięte, to dostalibyśmy dobry klasyczny komiks grozy. Może nie wybitny, ale godny nazwisk twórców. Tymczasem powstało dzieło słabe jak na Nilesa i Wrightsona, które w ich dorobku jest czarną kartą. I to nie w pozytywnym, horrorowym znaczeniu.


Okładka komiksu Miasto innych

Tytuł oryginalny: City Of Others
Scenariusz: Steve Niles
Rysunki: Bernie Wrightson
Tłumaczenie: Piotr Czarnota
Wydawca: Wydawnictwo Wydawnictwo KBOOM 2023
Liczba stron: 128
Ocena: 55/100

Dziennikarz, felietonista. Miłośnik klasyki SF, komiksów i muzyki minionych bezpowrotnie dekad.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zarejestruj się, jeśli nie masz konta Nie pamiętasz hasła?