Spod ziemi, a konkretniej spod lodu, wyskakuje Król Szronu. Pradawne zło lubujące się w niskich temperaturach spałoby smacznie, gdyby Superman nie wybudował nad jego głową swej siedziby, złożonej z kryptońskich kryształów. Dały mu one energię do powstania i ponownego narobienia zimowego bałaganu. Brzmi głupio? I tak jest. Jak wspominałem wyżej, są osoby, które pamiętają jego wyczyny i mogą pomóc aktualnym herosom w pokonaniu zimnokrwistego badassa. Tu na arenę wychodzą Black Adam, Hippolita i Swamp Thing, co w sumie mogłoby być ciekawe, wszak to postaci z historią, ale jest zmarnowane i momentami przeszarżowane, choć nie to jest najgorsze.
W świecie Supermana i Batman są całe rzesze dobrych czarnych charakterów. I może zagrywanie ciągle Jokera czy Luthora szkodziłoby tym postaciom, ale są tacy, których nie widzieliśmy od dłuższego czasu. Nie twierdzę, że odgrzewanie kotletów to dobry ruch, ale Król Szron, którego sama nazwa jest absurdalna, nawet w swej dziedzinie ustępuje bałwanowi Arktosowi. Sama jego idea, jak i lodowe zagrożenia mogłyby liznąć nieco frostpunkowych klimatów, ale twórcy okroili go ze wszelkich zadziorów i dostaliśmy kolejnego masywnego, ale bezosobowego złoczyńcę istniejącego w niewiadomym celu. Jego geneza jest odhaczeniem niewygodnego zadania na liście, co promieniuje na cały scenariusz.
DC Comics nie potrafiło się odnaleźć po okresie The New 52!, ale kilku zdolnych autorów trzymało wszystko we względnej równowadze. Po sadze Death Metal całość zmierza w niewiadomym kierunku, ale to dałoby się jeszcze znieść. Przy dobrych pomysłach w końcu ktoś wpadłby na to, jak ogarnąć cały ten bałagan. Tymczasem we wszystkich seriach widzę oznaki wypalenia i zmęczenia materiału. Dobrze dzieje się jedynie w wybranych tytułach, jak Nightwing czy Swamp Thing, ale mówimy tu postaciach drugoplanowych, z założenia działających w cieniu Supermana czy Batmana. Liga Sprawiedliwości znajduje się z kolei w dziwnym punkcie, w którym lepsze byłoby skasowanie na jakiś czas serii niż kontynuowanie jej tą ścieżką. I może dlatego mamy Dark Crisis…
Album Liga Sprawiedliwości: Wieczna zima to dziewięć zeszytów różnych serii, które ilustruje tuzin różnych twórców. I zazwyczaj różnorodność mi się podoba, nawet jeśli coś iskrzy w spójności całej opowieści. Ważniejsze dla mnie jest to, by plansze cieszyły oko. W tej opowieści wszystko stoi na wizualnie akceptowalnym poziomie i choć starałem się doszukiwać potknięć artystów, to żadnego nie znalazłem. Ale żeby nie było, że mi się podoba – nie ma też niczego, co bym zapamiętał czy zatrzymał się choćby na chwilę. Król Szron to wielki, brodaty lodowy gigant, który nie wyróżnia się niczym wśród jemu podobnych i gdyby ktoś powiedziałby mi o nim bez ukazania wyglądu, trafiłbym w dziesiątkę. Taki to oryginalny i nowatorski dizajn. Od czasu do czasu zdarza się, że licha historia trzyma się jakoś dzięki wspaniałej szacie graficznej. Tu może rysunki są kapkę lepsze, ale całość tonie w przeciętności i smakuje jałowo, choć nie drażni oczu.
Liga Sprawiedliwości: Wieczna zima to idealna pozycja, by zniechęcić kogoś do czytania komiksów, zwłaszcza tych superbohaterskich. Herosi brali się za łby bądź uczestniczyli w aferach z wielu idiotycznych powodów, ale zazwyczaj trzyma to jakiś fason. Tu każdy element jest wymuszony, a sama historia sprawia wrażenie niepotrzebnej zapchajdziury, niepotrafiącej wykorzystać potencjału postaci, które w niej występują. Egmont na bieżąco wydaje świeże pozycje DC, co niestety objawia się też wypuszczaniem komiksowych pokrak raz na jakiś czas. Ceny papieru nadal są wysokie, więc poświęciłbym kwotę za Wieczną zimę na może i droższe, ale znacznie lepsze albumy z DC Deluxe, prezentujące wydarzania z czasów, gdy w DC Comics komuś chciało się dać czytelnikowi nie tylko rozrywkę, ale i historię samą w sobie.
Tytuł oryginalny: Justice League: Endless Winter
Scenariusz: Andy Lanning, Marco Santucci, Ron Marz
Rysunki: Howard Porter i inni
Tłumaczenie: Marek Starosta
Wydawca: Egmont 2022
Liczba stron: 228
Ocena: 55/100