Liga Sprawiedliwości tom 1: Pryzmaty – recenzja komiksu

Brian Michael Bendis to człowiek, który swego czasu wprowadził uniwersum Marvela na wyższy poziom. Jego metody nie były reformatorskie, a rewolucyjne. Do tego, obok wielkich crossoverów, dał światu genialne historie z Daredevilem i Moon Knightem, no i Ultimate Spider-Mana. Szczerze mówiąc, okres jego dominacji w Domu Pomysłów jestmoim ulubionym czasem i jak tylko gruchnęła wieść o jego przejściu do konkurencji, wierzyłem, że w DC może już być tylko lepiej. Liga Sprawiedliwości, której historię przejął BMB, to jednak zupełnie inny zespół niż Avengers czy X-Men i łatwo można zaliczyć tu wywrotkę.

Strona komiksu Liga Sprawiedliwości tom 1: Pryzmaty

Dobra opowieść superbohaterska często zaczyna się od pojawienia się nieznanego, potężnego zagrożenia, nierzadko występującego równolegle ze świeżymi sojusznikami. Bendis wiele razy wykorzystywał standardowe zagrywki gatunki peleryniarskiego, trzymając przy tym nieprzeciętny poziom. Liga Sprawiedliwości tom 1: Pryzmaty to historia o gościach z innego świata, nowym rozdaniu w historii tytułowego zespołu i cichej próbie ogarnięcia wszystkiego po ostatnich wstrząsach. Na początek niby może być, ale też nie do końca.

W Lidze pojawiają się nowi członkowie: znany od wielu lat czytelnikom Czarny Adam i Naomi, nastoletnia dziewczyna z innego świata, dysponująca zdolnościami generowania energii i manipulacji nią, co daje jej szerokie spektrum umiejętności. Postać ta może jakoś nie oczarowuje, ale mimo to jest znacznie ciekawsza od nowych bohaterów z Gotham. Co jest dla niej całkiem niezłą wróżbą, bo przeciętne postaci najczęściej pną się w górę, a wybitne tuż po starcie rozmieniane są na drobne… Niemal zapomniałem też, że podczas chwilowej absencji Wonder Woman jej etat przejęła jej matka – Hippolita. Wracając jednak do Naomi, dziewczyna nie przybyła ze swego świata sama. A szkoda.

Strona komiksu Liga Sprawiedliwości tom 1: Pryzmaty

Śledząc uniwersum DC, naliczyłem sporą liczbę czarnych charakterów, które nigdy nie powinny powstać. Brutus należy właśnie do takich, bo fizjonomią i zachowaniem bliżej mu do łotrów z minionych dekad, ale bez ich oldschoolowego sznytu. Znam kilku autorów lepszych od BMB w kreowaniu nowych postaci, ale rogaty jegomość to po prostu kolejny złol z zestawem wygodnych dla prowadzenia lekkiej narracji umiejętności.

Liga Sprawiedliwości tom 1: Pryzmaty nie sili się na bycie ambitnym tomem, ani nawet takim, w którym superbohaterskie show da czytelnikowi przyjemną odskocznię od rzeczywistości. Geoff Johns czy Scott Snyder w swoich runach również nie stworzyli głębokich, wielowarstwowych historii, ale potrafili efektywnie wykorzystać efekciarski potencjał Ligi. Brian Michael Bendis zachowuje się jakby improwizował i skrycie tęsknił za Marvelem. Wydaje mi się, że nie w pełni czuje postaci DC. Co prawda dialogi nadal są sprawne, część pomysłów również, ale autor Rodu M nie ma idei, które objawiały się w wielu dziełach Domu Pomysłów, niejednokrotnie skrajnie różnych w swym charakterze. Czyżby wypalenie? Oby nie i liczę na poprawę w kolejnych tomach, ale nie takiego debiutu życzyłem sobie w tym przypadku.

Strona komiksu Liga Sprawiedliwości tom 1: Pryzmaty

DC rzadko w ostatnich latach pozwala sobie na rysunkową ekstrawagancję w Lidze Sprawiedliwości. Tu jest podobnie i obrywa przy tym Black Adam. Obrońca Khandaq przez lata różnił się od dysponującego podobnym zestawem mocy Shazama nie tylko kolorem trykotu, ale przede wszystkim gębą łotra. Facjatą mocną, jakby ciągle wykręconą w gniewnym grymasie, naznaczoną wręcz zmarszczkami z tego powodu. Tu Adam przechodzi lifting i jest… ładny. Jak dobry heros z plakatów, a do tego protektor swego ludu. Ale poza nim jest ok. David Marquez to artysta dobrze czujący się w superbohaterce bez zobowiązań, więc oprócz terapii odmładzającej Czarnego Adama nie ma tu nic, co szkodziłoby historii Bendisa. Ani nic, co by ją wznosiło wyżej…

Liga Sprawiedliwości tom 1: Pryzmaty to album, którego autorem mógłby być dowolny twórca z drugiej ligi. Nie dzieje się tu nic, co byłoby porównywalne z innymi, nawet mniej sławnymi dziełami BMB. Z historii z taką drużyną jak Liga Sprawiedliwości w rękach takiego twórcy powinno powstać dzieło chociaż znaczące, jeśli nie przełomowe. DC Comics potrzebuje odświeżenia i nie wystarczy po raz kolejny wypuścić serii zresetowanych mainstreamowych tytułów pod jakimś odrodzeniowym hasłem. Trzeba napisać coś na miarę Wieży Babel (której premiera w DC Deluxe niebawem) aby przywrócić blask temu uniwersum, które nawet w tej chwili potrafi zaskoczyć. Smutne, że nie w historiach Briana Michaela Bendisa.


Okładka komiksu Liga Sprawiedliwości tom 1: Pryzmaty

Tytuł oryginalny: Justice League vol.1: Prisms
Scenariusz: Brian Michael Bendis
Rysunki: David Marquez
Tłumaczenie: Marek Starosta
Wydawca: Egmont 2023
Liczba stron: 120
Ocena: 60/100

Dziennikarz, felietonista. Miłośnik klasyki SF, komiksów i muzyki minionych bezpowrotnie dekad.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zarejestruj się, jeśli nie masz konta Nie pamiętasz hasła?